Biblia dla moich parafian.Tom II. Dobra Nowina. ks. Marcel Debyser
Bogiem pierwszego i drugiego przymierza był JHWH, Bóg Jedyny. To ważne, by dobrze sobie uświadomić, że miłość spowodowała zmianę w Niezmiennym; że w Trójcy Świętej od zawsze, aż po zwiastowanie, był Ojciec, Syn i Duch Święty; od zwiastowania po zesłanie Ducha Świętego – Ojciec, Jezus, Syn Maryi, i Duch Święty; zaś od zesłania Ducha – Ojciec, Chrystus totalny, w którym my jesteśmy, oraz Duch Święty. Trójca Święta nie była niezmienna. Mamy tu do czynienia z tajemnicą, ponieważ zdanie to brzmi z pozoru niedorzecznie, nie jest przecież możliwe, by Trójca Święta podlegała zmianie. Jednakże istnieje tyle rzeczy niemożliwych, których Panem jest Bóg. Pod tym właśnie względem nasza religia różni się od religii teozofów, filozofów, którzy studiowali Boga, od stoików…
Jezus wprowadza nas w pobliże Tego, którego nazywa „Ojcem moim i Ojcem waszym”. Daje nam Ducha, który jest Jego Duchem. Jednym słowem, „my” jesteśmy z Trójcy Świętej, a nasz Bóg jest Bogiem szczególnym, ponieważ w żadnej religii Bóg nie łączy się z wiernymi. Co najwyżej zaprasza ich (co niekiedy idzie bardzo daleko) do naśladowania Go, do przeobrażania się na Jego obraz, lecz nie przyłącza ich do siebie.
Uznanie Boga przez zmartwychwstanie musi zostać poprzedzone przemienieniem. Uznać prawdę, że Jezus jest Bogiem i człowiekiem, jest o wiele łatwiej nam niż tym, którzy widzieli Go, jak wśród nich rośnie, pracuje, dla których – jak pisze Charles Péguy – wyrabiał stoły, krzesła czy trumny… Syn Boga! (por. Łk 4). Trudniej natomiast zaakceptować fakt, że Chrystus musiał cierpieć, aby wejść do swej chwały. Zajrzyjmy do Ewangelii. Jezus próbował trzykrotnie uświadomić apostołom, że trzeba najpierw umrzeć, by zmartwychwstać. Nigdy się z tym nie pogodzili, ponieważ nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że szczęście przychodzi przez krzyż, że życie przychodzi przez wyrzeczenie. Nikt nie akceptuje zasady, że kto traci, ten zyskuje.
Musimy błagać Jego dobroć o łaskę przemienienia, trzeba bowiem, aby On sam przemienił naszą ideę Boga i doprowadził nas do uznania, że Chrystus zmartwychwstały jest tą samą, a zarazem całkowicie inną osobą niż Chrystus z Nazaretu. Musimy dostrzec, że On wypełnia Pisma oraz że Chrystus zmartwychwstały z Wielkiej Nocy jest faktycznie Tym, za którego Mojżesz i Eliasz przyszli poręczyć na Górze Przemienienia. On posiada wszystkie atrybuty Boga. Jego należy prosić o łaskę rozumienia Jego nowego sposobu bycia. Chrystus zmartwychwstały to Ten, którego miłość nie jest już ograniczona przestrzenią i czasem. Może On służyć naraz więcej niż tylko jednemu przyjacielowi. Jakie to piękne! Jezus zmartwychwstały jest jednocześnie w Emaus, w Jerozolimie, w Galilei, jest tam i tutaj. Dlaczego? Nie dlatego, że przenika przez ściany, lecz dzięki temu, że miłość, moc Boża tak dalece uwzniośliła Jego ciało, że już nie ono stanowi przeszkody. Coś niezwykłego! W tym właśnie widzę nadzwyczajny dowód Jego boskości. Człowiek, który przeszedł przez zmartwychwstanie. Do odkrycia tej prawdy potrzebna jest łaska przemienienia. Chrześcijanin to ktoś, kto doświadczył własnego przemienienia i dostrzegł całą rzeczywistość osoby Chrystusa, prawdziwego Boga.
Przemienienie zostanie poprzedzone stopniową epifanią (objawieniem). W Ewangelię należy wchodzić od końca, zaczynając od Wielkiej Nocy. Tym, którzy uwierzyli, że pewien człowiek zmartwychwstał, ewangeliści mówią: „Teraz powiemy wam, kim jest ten człowiek”. I przypominają, w jaki sposób się urodził, jak żył, co mówił i dlaczego został skazany.
Kontemplacja Nowego Testamentu jest dla nas spotkaniem. Daje nam okazję uznania Boga w Jezusie oraz powody, by Go kochać: cuda, przebaczenie grzechów, zmartwychwstanie umarłych… Jednakże spotkanie to dokonuje się zawsze za pośrednictwem apostoła, sługi Bożego, którego Bóg stawia na naszej drodze. Zawsze znajdzie się jakiś apostoł, ponieważ tak właśnie zapragnął Jezus. Warto przypomnieć słowa św. Pawła: „Oni są apostołami? Ja także!”. Gdy tzw. judeochrześcijanie kwestionują doktrynę Pawła, on usprawiedliwia się bez kompleksów, mówiąc: „To prawda, jestem grzesznikiem, jestem niczym, lecz jestem cennym środkiem głoszenia nauki Jezusa Chrystusa”. Nasz Bóg, który stał się człowiekiem, nasz Jezus Chrystus przechodzi przez Kościół i przez apostoła – to jedna z zasadniczych cech Nowego Testamentu. Bezpośrednia więź duszy z Panem nie istnieje: realizuje się poprzez zgromadzenie, przez sługę Boga, przez słowo. Chrześcijanin jest w stanie ewangelizacji permanentnej, to znaczy że zawsze jest na drodze nieustannego odkrywania swego Boga.
Wreszcie przychodzi Apokalipsa: nic się nie wydarzyło, dopóki chrześcijanin nie spotkał Chrystusa, jedynej odpowiedzi na swe pragnienie i potrzebę. „Oto stoję u drzwi i kołaczę… Jeśli ktoś Mi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Taki jest nasz Bóg. Właśnie wtedy przychodzi czas, by spostrzec, że skoro nasz Bóg przychodzi wieczerzać z nami, to znaczy, że jest On człowiekiem…
Bogiem jest Jezus Chrystus, który stał się człowiekiem
W życiu chrześcijanina Chrystus nie może być kimś obcym. Nie wystarczy, byśmy uznawali Jego ważność, byśmy doceniali Jego nadzwyczajność, chylili czoła przed Jego boskością, bo nawet wówczas Jezus może pozostać dla nas obcy. Znam wielkich ludzi, których podziwiam, lecz którzy nie mają znaczenia dla mojego życia. Kibicowałem wyczynom kosmonautów… Jednakże Jezus nie jest kosmonautą, który jak meteor przeleciał po niebie natury ludzkiej. Jezus prosi, by mógł usiąść przy nas i przestał być obcy naszemu życiu. Nowość Nowego Testamentu nie polega tylko na tym, że Jezus jest zarazem Bogiem i człowiekiem. Trzeba prosić Pana o łaskę pojmowania faktu, że ów niezwykły zmartwychwstały Bóg, którego widzieliśmy, jest całkowicie człowiekiem. Wielką nowością Nowego Testamentu jest zatem możliwość wejścia w kontakt z Nim, postrzegania Go naszymi zmysłami, naszym sposobem poznawania, i to w samym sercu naszych podstawowych problemów: w śmierci i chorobie, w miłości, w pragnieniu wzrastania, w naszym życiu z innymi. Weźmy dla kontrastu przykład Buddy. Bardzo trudno jest dosięgnąć, dotknąć Buddy. Potrzeba wiele kontemplacji, sposobu poznania, który nie jest niemożliwy – wielu ludziom się to udaje – ale jednak jest dość trudny. Chrześcijanie są uprzywilejowani, mając Boga, który jest łatwo dostępny. Możemy komunikować się z Bogiem, ponieważ jest On człowiekiem.
Poważną trudnością w modlitwie, w kontemplacji bywa brak umiejętności pokonania znudzenia, przyzwyczajenia, tej szarej bezbarwności, cienia, który zdaje się nieuchronnie ogarniać wszelkie przepowiadanie, wszelkie zwiastowanie Boga, każdy temat religijny. Nasz Bóg, będąc człowiekiem, pozwala nam odkrywać serce, które tak bardzo umiłowało ludzi, jak mówiła św. Małgorzata Maria Alacoque. Możemy wejść z Nim w kontakt, możemy tego kontaktu pragnąć, zwłaszcza że słuchając Go z uwagą i spędzając z Nim czas, nabierzemy przekonania, że Jezus Chrystus naprawdę bierze na siebie wszystkie nasze troski. Taki właśnie jest cel niniejszej książki: odkryć żywego człowieka.
Pamiętam, że gdy miałem około dwudziestu pięciu lat i ujrzałem Boga tak bardzo troszczącego się o wszystko, co powodowało moje drżenie, powiedziałem: „To jest mój Bóg!”. Towarzyszyła mi jednak wówczas myśl, że nie można być Jego uczniem, nie wyrzekając się własnych aspiracji, że musiałbym wyniszczyć się doszczętnie, by mógł się we mnie zrodzić chrześcijanin, a tym bardziej ksiądz. A ja nie byłem gotów, nie chciałem stać się smutny! Zarazem czułem, że jestem wezwany w sposób nadzwyczajny. Na szczęście jakiś czas później pojąłem różnicę między wyrzeczeniem się siebie a dezintegracją własnego „ja”. Są to rzeczy całkowicie odmienne. To nie jest tak, że dla zwiastowania życia, radości mamy poświęcić moje życie, pozwolić zniszczyć własne istnienie! To wyrzeczenie siebie ma być jak przycięcie drzewa – nie po to, by je zniszczyć, ale po to, by lepiej rodziło, wydawało piękniejsze kwiaty i owoce.
Jeśli pomyślimy o wielkim pragnieniu rozwoju, o ogromnej woli życia, jaka obecnie ogarnęła ludzkość, to w sposób oczywisty mamy do czynienia z Dobrą Nowiną! Dobrą Nowiną jest spotkanie z Bogiem, który jest tak bardzo ludzki, braterski, który ma swój sposób wyrażania, własną psychologię, charakter… Rzecz jasna, trzeba Go wciąż odkrywać, nie zadowalać się powierzchowną