Biblia dla moich parafian.Tom II. Dobra Nowina. ks. Marcel Debyser
mówi: „Nareszcie prawdziwy świat!”. Przypomnijcie sobie Jana XXIII, który zaczyna swój testament słowami: „Każdy dzień jest dobry, by się narodzić, i każdy dobry, by umrzeć…”.
Oczekując na powrót Pana, chrześcijanin doświadcza wszystkiego w nowym i niezwykłym życiu religijnym. Ponownie odkrywa wielki plan Boży. Czyni to, przywracając grzechowi jego właściwe miejsce przez porzucenie religijnej niedojrzałości i faryzeizmu, który nie potrzebuje Przyjaciela i nie zachwyca się tym, że jako pierwszy i na zawsze został umiłowany! To poczucie wyzwala. Chrześcijanin nie mówi już: „To nie ja, to inny…”, ale przyznaje: „Ja to uczyniłem”. Źdźbło i belka. Jezus powiedział: „Usuń najpierw belkę z twego oka, a potem będziesz mógł usunąć pyłek z oka twego brata”. Czyni to, traktując prawo jako kodeks przyjaźni. Bo czy między przyjaciółmi nie ma kodeksu postępowania? Wprost przeciwnie. Prawo przyjaźni jest odmienne, lecz pozostaje prawem, i to niezwykłym. Nowe wymaganie nie jest dla chrześcijanina uciskiem, wyobcowaniem, lecz kolejną okazją do odkrywania Przyjaciela. Traktuje Kościół jako Ciało Chrystusa i zgromadzenie Jego przyjaciół, ze ściśle wyznaczonym, trudnym, a zarazem zachwycającym miejscem apostoła – aż do Jego powrotu. I gdy na przykład nie podoba mu się sposób odprawiania mszy przez księdza, wie, że udając się z wizytą, nie zawsze musi się zwracać uwagę na służącego. Ważny jest ten, kto nas zaprasza. Czy jeśli otrzymam zaproszenie na obiad od pana Y, odpowiem: „Nie, dziękuję, nie podoba mi się jego służący”?! No cóż, jeśli ksiądz mi nie odpowiada, muszę pamiętać, że ważny jest Pan domu. Nie traćmy czasu na przyglądanie się służącemu…
Począwszy od chrztu, życie sakramentalne staje się zatem rytuałem przyjaźni, która potrzebuje sposobu wyrażania się i daje siłę na obecne życie. Jest to postawa jak najdalsza od formalizmu. „Idę na mszę” oznacza wówczas: „Mam spotkanie z moim Przyjacielem”. Jeśli nie mogę się na nie stawić, wypada, bym się z Nim rozmówił. Może się przytrafić, że raz nie stawię się na spotkanie, lecz nie więcej… A przynajmniej muszę się wobec Niego wytłumaczyć! Jak bowiem można wystawić do wiatru Jezusa Chrystusa? Po cóż te wszystkie teoretyczne dyskusje o zobowiązaniach. Albo jesteś przyjacielem, albo nie. To proste.
*
Kończąc to wprowadzenie, niech mi będzie wolno raz jeszcze przytoczyć słowa Jeana Massina:
Od chwili, gdy On uobecnił się wobec nas, nie możemy twierdzić, że reszta nas nie obchodzi. Byłoby bowiem groteskowe i oburzające, gdyby nasza miłość do czegokolwiek mogła się zmniejszyć wówczas, gdy jesteśmy z Tym, który jest Miłością. Czyż cały świat nie staje się nieskończenie piękniejszy i bardziej godny naszego uczucia, jeśli patrzymy nań oczami jego Stwórcy i miłujemy go sercem jego Zbawiciela? Z chwilą jednak, gdy zaczęliśmy wiedzieć, czym jest miłość do Jezusa lub raczej czym jest Jego miłość do nas, nasza historia osobista przestaje być przedmiotem naszego zainteresowania. Interesujący staje się tylko Ten, którego znalazłem, który dał mi siebie, mimo że Go nie szukałem, bez mojego wysiłku. Ten, który pochwycił mnie tylko dla siebie, mimo że nawet nie myślałem o tym, by Go pragnąć.
Jakże śmieszne jest mówić o zainteresowaniu wobec tej Niagary uwielbienia, skruchy, entuzjazmu, wdzięczności, zadziwienia, pragnienia i uświęcenia, która wytryska bez końca z duszy, dla której Jezus jest obecny, w której On żyje; jeszcze śmieszniejsze wobec tego oceanu, gdzie najmniejszy gest, najmniejsze słowo Pana z Jego Ewangelii, każda chwila codziennego życia zanurza nas w hojności Stwórcy, w miłosierdziu Zbawiciela, w czułości Przyjaciela, w triumfalnej chwale umiłowanego Króla, w bliskości Tego, który jest w nas bardziej nami niż my sami, zanurza w samym w Jezusie.
Gdy pragniemy o tym wszystkim powiedzieć, przytłacza nas niedorzeczność nagromadzonych ludzkich słów. Kto da nam język krwi, łez i ognia, nieprzetłumaczalne westchnienia Ducha Świętego, aby mówić ludziom o Nim? Aby wiedzieli to, co my wiemy, że ich życie stałoby się cudowne, że nigdy już nie martwiliby się, że cieszyliby się wraz z nami, jeśli tylko zechcieliby każdego dnia uczynić w sobie małą chwilę ciszy, w której rozbrzmiałaby Dobra Nowina. Chwilę tylko tak długą, by usłyszeli, że On puka do tych zapomnianych lub zamurowanych drzwi w głębi naszego serca. Aby zauważyli, że Ktoś czeka, aż zwrócą na Niego uwagę, że wymyśla najsubtelniejsze fortele, by przełamać ich obojętność. Ktoś, kto kryje się we wszystkich wydarzeniach naszego codziennego życia, aby zdobyć choć jedno spojrzenie naszej miłości!
Niech książka ta będzie dla ciebie, miły Czytelniku, Przyjacielu, tą chwilą prawdziwego spotkania w radości płynącej z poczucia, że jesteś kochany.
Marcel Debyser
[1] Fragmenty Pisma Świętego cytowane za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 5 na nowo opracowane i poprawione, Pallottinum, Poznań 2003.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
Rozdział pierwszy
Odkrywanie św. Pawła
Nie ten jest bowiem wypróbowany, kto się sam przechwala, lecz ten, kogo uznaje Pan. (…)
Mówię to ku waszemu zawstydzeniu, tak jakbym chciał okazać moją pod tym względem słabość. Jeżeli inni zdobywają się na odwagę – mówię jak szalony – to i ja się odważam. Hebrajczykami są? Ja także. Izraelitami są? Ja również. Potomstwem Abrahama? I ja. Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Przez Żydów pięciokrotnie byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimie i nagości, nie mówiąc już o codziennej udręce płynącej z troski o wszystkie Kościoły. Któż odczuwa słabość, bym i ja nie czuł się słabym? Któż doznaje zgorszenia, żebym i ja nie płonął? Jeżeli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości. Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ten, który jest błogosławiony na wieki, wie, że nie kłamię. W Damaszku namiestnik króla Aretasa rozkazał pilnować miasta Damasceńczyków, chcąc mnie pojmać. Ale przez okno spuszczono mnie w koszu przez mur i tak uszedłem rąk jego.
Jeżeli trzeba się chlubić – choć co prawda nie wypada – przejdę do widzeń o objawieniach Pańskich. Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty – czy w ciele – nie wiem, czy poza ciałem – też nie wiem, Bóg to wie – został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek – czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, też nie wiem, Bóg to wie – został porwany do raju i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać. Z tego więc będę się chlubił, a z siebie samego nie będę się chlubił, chyba że z moich słabości. Zresztą choćbym i chciał się chlubić, nie byłbym szaleńcem; powiedziałbym tylko prawdę. Powstrzymuję się jednak, aby mnie nikt nie oceniał ponad to, co widzi we mnie lub co ode mnie słyszy. Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został odcień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz mi odpowiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2 Kor 10,18; 11,21–12.9).
Bóg stworzył nas do życia wiecznego w miłości i radości. Jego zamysł został podważony przez grzech pierworodny,