Wspomnienia w kolorze sepii. Anna J. Szepielak
kupił dom za własne pieniądze – stwierdził. – Możesz mówić, że jest właścicielem realności[17], jeśli tak ci na tym zależy.
– Wielka mi realność! Mały dom i to w takiej dzielnicy. I co dalej? Murów z głodu nie pogryziesz, a czasy ciężkie.
– W przyszłości chce mieć skład apteczny, jak jego stryj.
– Może ja i prosta chłopka jestem, ale nie głupia. Lwów to nie jakieś ichniejsze miasteczko. Mało apteków tam jest?
– Dlatego wszedł w spółkę z tym swoim znajomym z wojska. Zakładają przecież warsztat i sklep. Nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Z szewcem! – Parsknęła. – Moja córka wyjdzie za szewca!
Mężczyzna westchnął.
– Po pierwsze, on będzie tylko kupcem, bo to ten drugi jest mistrzem szewskim. A po drugie, czego ty chcesz? Buty to teraz po wojnie doskonały interes. Zobaczysz, że jeszcze czeladników kilku dorobią się i przeniosą do lepszej dzielnicy.
– No, zobaczę ja, oj zobaczę – mruknęła niezadowolona.
– Najważniejsze, że Marysia jest szczęśliwa.
– Może i szczęśliwa. Ino jak długo?
Przez chwilę oboje leżeli w ciszy.
– Katarzyno? Obstajesz, żeby do kościoła z nami nie jechać? Mogłabyś choć stanąć we drzwiach.
– Daj spokój, Pieter. Na co ja tam potrzebna? Już i tak batiuszka[18] zły na mnie, że żadne z dzieci do cerkwi nie chodzi. Jeszcze mnie w święconej ziemi nie pochowa, jak zemrę.
– Zawsze mówiłaś, że popa się nie boisz.
– Bo nie boję się, ale wolę mieć spokój.
Po gwałtownej wymianie zdań cisza w izbie podziałała na mężczyznę kojąco. Poprawił się, okrył dobrze pierzyną i już prawie zasypiał, kiedy żona znów się odezwała.
– Życie my jemu uratowali, opatrywali, karmili jak swego, a on nam teraz jedyną córkę zabiera – burczała z goryczą.
– Katarzyno, dałabyś już spokój. Cóż chłopak winny, że mu prawie głowę roztrzaskali, kiedy nas przed bolszewikami bronił? A że Bóg go do naszego domu przywiódł, żeby zdrowie odzyskał i Marysię tu poznał, to już widać tak miało być.
– Bo to od wojny bierze się całe zło. Car czy Krzyżak, bolszewik czy Prusak, żaden we własnej ziemi nie siedzi, tylko po cudze lezie. Po nasze!
– Zapomniałaś jeszcze o Turkach, Tatarach i Szwedach – dodał rozbawiony mężczyzna. – Też się nam nieźle przysłużyli.
– A o tych mi nigdy nie opowiadałeś. Cóż to za czort?
– Opowiem ci, ale innym razem. Teraz śpij już.
– Kiedy ten świat do upamiętania przyjdzie? – mruknęła jeszcze kobieta, przekręcając się na bok. – No kiedy?
* * *
Zgarbiona staruszka w łachmanach oparła się o zniszczony kościelny mur i długim pokrzywionym kosturem oganiała się od kundla. Pies ujadał, pokazując kły i zajadle skacząc wokół nóg żebraczki. Gdy kij trafił go w głowę, zaskomlał, podkulił ogon i zniknął w pobliskich krzakach. Staruszka zaklęła pod nosem. Przez chwilę mruczała coś do siebie niezrozumiale, wygrażając brudną ręką w kierunku zarośli. Wreszcie niezdarnym gestem poprawiła zsuwającą się na oczy burą chustkę i z trudem ruszyła przed siebie wąską ścieżką biegnącą wzdłuż ogrodzenia.
Od strony kościoła jesienne powietrze przyniosło ze sobą wyraźne dźwięki organów. Żebraczka odwróciła się zaciekawiona. Jej bezzębne usta rozciągnęły się w uśmiechu, gdy wsłuchiwała się w melodię wypływającą przez otwarte drzwi świątyni. Gdy zobaczyła, że na ścieżkę przed kościołem wychodzą ludzie wraz z księdzem, podreptała do furtki w murze i tak szybko, jak pozwalało jej stare ciało, ruszyła w ich stronę.
Wśród kilku odświętnie ubranych osób zobaczyła uśmiechniętą jasnowłosą dziewczynę w prostej białej sukni. Chłodny wiatr targnął welonem, uniósł jego koniec, a potem opuścił wprost na głowę młodego mężczyzny o ostrych rysach twarzy. Zebrani się roześmiali.
Mężczyzna delikatnie wyplątał się z białej woalki i w odpowiedzi na jakieś rozbawione pytanie panny młodej ucałował jej dłoń. Potem wziął z rąk siwego człowieka damski płaszczyk i pomógł się żonie ubrać. Ksiądz po kolei uścisnął ręce mężczyzn, na czole panny młodej zrobił znak krzyża, po czym wolno oddalił się w stronę plebanii. Goście weselni ruszyli tuż za nim, skręcając w kierunku starej bryczki i przystrojonych furmanek czekających na nich pod drzewami.
Żebraczka także zbliżyła się do wozów. Gdy przechodziła obok koni, zwierzęta zaczęły parskać, a siwek zaprzężony do bryczki szarpnął się w uprzęży i zarżał przestraszony. Dopiero w tej chwili ludzie wsiadający na wozy zauważyli obdartą nędzarkę. Niektórzy zaczęli pokrzykiwać na nią i machać rękami, by odsunęła się od koni, a jeden z woźniców obrzucił ją jakimś ordynarnym wyzwiskiem.
Jednak panna młoda, której świeżo poślubiony małżonek właśnie podawał rękę, by mogła wsiąść do bryczki, wypuściła z dłoni fałdy sukni i podeszła do staruszki.
– Marysiu! – Mężczyzna się zaniepokoił.
– Poczekajcie. – Dziewczyna uspokajającym gestem dała znać gościom na wozach, by nie wysiadali. – Czego wam potrzeba, mateczko? – spytała łagodnie, nachylając się do starej kobiety. – Nie mamy przy sobie pieniędzy, ale furmani dostali placków weselnych i gorzałki. Podzielą się, kiedy ich poproszę.
Zgarbiona staruszka uniosła trzęsącą się głowę i wyblakłymi szarymi oczyma przenikliwie spojrzała na dziewczynę. Ponieważ nic nie odpowiedziała, mężczyzna stojący nieopodal młodej żony porozumiał się z woźnicą, sięgnął w głąb furmanki i wydobył z niej mały pakunek.
– Wypijcie za nasze zdrowie – powiedział, wręczając go żebraczce. – Mario, pora już. – Spojrzał na żonę. – Goście na nas czekają, a do twojego domu jeszcze spory kawałek drogi.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.