Grzechy młodości. Edyta Świętek
piątce nie sposób poświęcić dość uwagi!
– Tak, ona rzeczywiście żyje już własnym życiem – dodała szybko Trzeciakowa. – Ale maluchy nie zawsze potrafią to zrozumieć.
– Nie ma tu nic do rozumienia – fuknęła Benedykta, wodząc surowym spojrzeniem po wnukach. – Dzieci powinny znać swoje miejsce i nie wtykać nosa w sprawy dorosłych. A Maria wszak jest pełnoletnia! Mam nadzieję, że przyjedzie do mnie niebawem. Ostatnio trochę mnie zaniedbuje – oznajmiła Elżuni.
– Oczywiście, mamo. Powiem jej, żeby cię odwiedziła. W minionych dniach była pochłonięta przygotowaniami do rozpoczęcia roku szkolnego. A później doszły nowe zajęcia, obowiązki i w ogóle… Przecież to już klasa maturalna! – usprawiedliwiła gładko Marię.
– Dobrze, dobrze. Trochę brakowało mi jej towarzystwa – odparła Wilimowska.
W głębi duszy wyczuwała, że wnuczka znacznie się od niej oddaliła. Nie zaglądała na Aleje 1 Maja tak często jak niegdyś. A gdy już przychodziła, miewała znudzoną minę i zerkała wciąż na zegarek. Przykra była Benedykcie świadomość, że dla nastolatki przestała stanowić pożądane towarzystwo. Tęskniła za Marią i czuła coraz większe osamotnienie. To uczucie było nowe – nadeszło wraz ze śmiercią męża.
Nic dziwnego. Jest młoda, ciekawa świata. Potrzebuje różnych atrakcji. Powinna korzystać z uroków życia, póki ma możliwość. Starość przychodzi zdecydowanie zbyt szybko – westchnęła nieznacznie. Ach! Gdybym znowu mogła wrócić do wspaniałych czasów sprzed wojny! Gdy człowiek był zdrów, pełen wigoru, gdy nie doskwierały żadne bolączki, a policzki i dekolt miały jędrną świeżość. Kiedy byłam w wieku Marii, też nie pociągało mnie przesiadywanie w gronie statecznych matron.
Wilimowska pomyślała na ostatek, że póki żył Maurycy, było jej znacznie przyjemniej. Mimo że mężczyzna był milczkiem i niewiele wnosił do rozmowy, to jednak dobrze spędzało się wspólnie czas. Mąż przynajmniej słuchał tego, co chciała mu przekazać. Czasami przytaknął, niekiedy rzucił jakieś słowo. Teraz w mieszkaniu panowała cisza, jeśli nie liczyć włączanej chwilami muzyki. Najgorsze było właśnie to, że Benedykta nie miała do kogo otworzyć ust.
Przecież nie będę mówiła sama do siebie. Jeszcze nie zwariowałam.
– Wojtek, nie rób mi tego! – prosiła zdruzgotana połowica, podczas gdy on pakował swoje rzeczy do torby podróżnej. Działał bez większego przemyślenia, trochę na łapu-capu. Po prostu wrzucał do środka to, co mu w ręce wpadło.
Od powrotu do domu nie powiedział ani jednego słowa. Skierował swoje kroki do zajmowanego przez nich pokoju. Poprosił Franciszkę, by zostawiła ich samych. Kiedy kobieta poszła do siebie, wyjął z szafy torbę i zaczął ją napełniać ubraniami. To Agata, która dogoniła go jeszcze na zewnątrz, wciąż coś mówiła i próbowała wytłumaczyć, że Roman ją zaskoczył i nie ma z nim romansu. W mieszkaniu zamknęła starannie drzwi od pokoju i mówiła mocno stłumionym półgłosem, niemalże na granicy szeptu. Widać nie chciała mieszać w to swoich rodziców.
Wojciech nie wierzył jej zapewnieniom. A ponieważ nie chciał, by w sukurs niewiernej żonie przyszli teściowie, przezornie zachował milczenie.
Na własne oczy widział, jak Dereń obściskiwał Agatę. To nie tamtemu ślubowała miłość, wierność i uczciwość małżeńską! To nie jemu urodziła dzieci! To nie z nim przeżyła piętnaście lat.
A może?
Usiłował poukładać to sobie jakoś w myślach, lecz dopadało go coraz więcej wątpliwości.
Zapełnił torbę odzieżą. Zamek nie chciał się zasunąć. Wojciech bez efektu kilkakrotnie nim szarpnął.
– Wojtek, błagam! Porozmawiajmy! Nie możesz odejść bez słowa! Ja ci to wszystko wytłumaczę!
Nie wytrzymał. Ciekawość wzięła górę.
– Jak długo to trwa?
– Nie mam z nim absolutnie nic wspólnego. To było z zaskoczenia! Wojtek, uwierz mi!
– Nie wierzę. Widziałem zdecydowanie za dużo. Najpierw dotknął twojego policzka, odgarnął z niego włosy, a potem cię pocałował. To były zbyt poufałe gesty jak na kolegę. A ty nie wyglądałaś na zaskoczoną. Nie próbowałaś go odpychać. Podobało ci się? Od jak dawna przyprawiacie mi rogi?
– Nie przyprawiam ci rogów! I nie, nie podobał mi się jego pocałunek! To było z zaskoczenia – powtórzyła z naciskiem.
– Przestań się pogrążać – rzucił, spoglądając na nią z odrazą. – Zejdź mi z drogi. Nie ubliżam ci tylko dlatego, że jesteś matką moich dzieci – oświadczył dobitnie. Po chwili zawahania dodał: – A może nie?
– To są twoje dzieci!
– Skąd mam wiedzieć? Może puszczałaś się z tym esbekiem już dawno temu!
– Nie! Nie możesz tak mówić! Nie możesz wypierać się Piotrka i Beatki!
– Dasz sobie uciąć głowę?
Agata przełknęła nerwowo ślinę, potem przytaknęła.
– Proszę cię, nie odchodź. Nie przekreślaj wszystkiego pomiędzy nami tylko dlatego, że Dereń próbował mnie napastować!
Wojciech parsknął nieprzyjemnym śmiechem.
– O jakim napastowaniu mówisz? Nie rób ze mnie idioty. Byłem nim wystarczająco długo! Kiedy to się zaczęło? Podczas któregoś dansingu? Aż tak dobrze wam się tańczyło, że postanowiliście przenieść pląsy do łóżka? A może już wcześniej rozkładałaś dla niego nogi?
– Między nami do niczego nie doszło!
– Jesteś pewna? Możesz to przysiąc na Boga? Pewnie możesz, bo skoro nie zawahałaś się złamać przysięgi małżeńskiej, to i kłamstwa bez wysiłku przejdą ci przez gardło – stwierdził z goryczą.
Ujął torbę, przerzucił jej pasek przez ramię i ruszył w stronę drzwi. Zdesperowana kobieta zagrodziła mu drogę.
– Błagam, nie podejmuj pochopnej decyzji. Masz dzieci! One cię potrzebują! Jak im wytłumaczysz odejście? Powiesz im, że je porzucasz, bo podejrzewasz mnie o jakieś urojone czyny?
– Odsuń się! Nie zmuszaj mnie, abym powiedział to dobitnie! – krzyknął.
Już od dłuższego czasu mówili coraz głośniej. Nic więc dziwnego, że w tej samej chwili ktoś zastukał w drzwi ich pokoju.
– Co wy tam wyprawiacie? – usłyszeli Trzeciaka, który był wyraźnie poirytowany tym, że wytrącili go z poobiedniej drzemki.
Wojtek odepchnął żonę i nacisnął klamkę.
– Nic nie wyprawiamy – odparł.
– A co ty, Wojtuś, wyjeżdżasz? – wyraziła zdziwienie Franciszka, która wraz z mężem stała w przedpokoju.
– Odchodzę – wyjaśnił.
– Jak to odchodzisz? – wykrzyknęła zaskoczona teściowa.
– Co ty opowiadasz?! – oburzył się Leon.
– Zapytajcie córkę – odparł Kost ze stoickim spokojem.
– Dokąd idziesz? – dociekała zrozpaczona Agata.
– Tam, gdzie ciebie nie ma! Pozwólcie mi przejść – zwrócił się do Trzeciaków.
Moment później zamknął za sobą drzwi, zostawiając w mieszkaniu niedowierzającą żonę oraz zdumionych teściów.
Na krótko w mieszkaniu zapanowała