Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters
ruszyłam w stronę zlewu, by odcedzić ugotowany makaron.
Dotyk Grega sprawił, że moje serce skurczyło się ze strachu, próbowałam jednak pamiętać, że on był tylko mężczyzną. A w razie czego moje ciało można było naprawić. Owszem, żeby mnie zatrzymać, Greg naruszyłby każde przykazanie, ale nie mogłam jeszcze o tym myśleć.
Skupię się na tym dopiero wtedy, gdy rzeczywiście to nastąpi.
Ogarnęła mnie wściekłość, że mój umysł potrafiłby coś takiego zaakceptować.
– Nie. Byłam zbyt zajęta pracą w Belle Elle. – Wylałam gorącą wodę z garnka na sitko.
Poza tym jestem młoda. Najpierw chcę zobaczyć trochę świata. Chcę go odkrywać, zachowywać się lekkomyślnie i zakochać się.
Poczułam ucisk w żołądku.
Penn.
Czy mogłabym się w nim zakochać, gdyby nie kłamał?
Czy mogłabym porzucić poszukiwanie Bezimiennego, aby odnaleźć szczęście?
Nigdy się tego nie dowiem, bo już nigdy nie zobaczę ani Penna, ani Bezimiennego.
– A powinnaś. Wykonywanie obowiązków domowych świetnie do ciebie pasuje.
– To było cholernie seksistowskie.
– Nie, seksistowskie byłoby, gdybym powiedział, że wykonywanie domowych obowiązków pasuje do wszystkich kobiet. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – A ja stwierdziłem, że pasuje do ciebie.
Przewróciłam oczami i wróciłam do odcedzonego makaronu i garnka, w którym dusiłam pieczarki, parmezan i pesto.
Przygotowywanie posiłku dodawało mi otuchy. Sposób gotowania się nie zmienił, nawet jeśli okoliczności uległy zmianie. Przepis był taki sam, nawet jeżeli byłam skuta łańcuchami, miałam na sobie koszulę nocną i czekałam, aż zostanę zgwałcona, a moja firma zostanie mi odebrana.
– Kuźwa, patrzenie, jak gotujesz, sprawia, że mi staje. – Złapał się za penisa. – Widzisz, co mi robisz?
Nie miałam ochoty patrzeć w tamtą stronę.
– Na myśl o tym robi mi się niedobrze.
– Bo nadal masz mózg wyprany przez tego drania Everetta.
Poczułam gęsią skórkę na ramionach.
Nie wiedziałam, czy wywołały ją dominacja Penna nad moim ciałem i pożądanie, które cały czas czułam (chociaż jednocześnie miałam ochotę go zabić), czy wiara, że w jakiś dziwny sposób on mnie ocali, chociaż jest przestępcą.
Nie bądź śmieszna.
Nie odpowiedziałam, skupiłam się na mieszaniu sosu.
Greg się naburmuszył, zeskoczył z blatu, złapał łańcuch łączący moje nadgarstki i pociągnął za niego.
– Chodź ze mną.
– Co? – Przecież jeszcze nie skończyłam.
– Nieważne. To tylko dwie minuty, nic się nie stanie.
Nie miałam wyboru. Wywlókł mnie z kuchni i pociągnął wąskim korytarzem do sypialni, w której spaliśmy. Pościel była w nieładzie, moja bielizna nadal leżała na podłodze po tym, jak wyrzucił ją z łazienki.
Puścił mnie, przeszedł nad łańcuchem przy mojej kostce (który leżał teraz na korytarzu) i podszedł do otwartych drzwi szafy. Wisiał w niej rząd bielizny i koszul nocnych – żadne z nich nie nadawało się do ucieczki. Żadnych butów, tylko pończochy. Żadnych marynarek, tylko staniki.
Westchnęłam ciężko, walcząc z załamaniem i zmęczeniem.
Ale ta dziwna gra pomogła mi pozbyć się niektórych zmartwień. Gotowanie w łańcuchach? Było to dziwne, ale przynajmniej nie zrobił mi krzywdy. Umył mnie i przytulał w łóżku? Było to okropne na wielu poziomach, ale nadal mnie to nie przerażało.
Co on robi? Po co to wyciąga?
Nie wiedziałam, co będzie najgorszą częścią. Nie miałam pojęcia, gdzie uderzy, kiedy zażąda, żebym rozłożyła nogi i mu się oddała. Nie potrafiłam przewidzieć, jak długo jeszcze zachowam czujność i gotowość do walki.
Wreszcie się zmęczę. Zasnę. I będę wtedy zdana wyłącznie na jego łaskę.
Greg wyjął małą turkusową torebeczkę z logo Tiffany.
Och, nie.
Gdy włożył ją w moje dłonie, serce podskoczyło mi do gardła.
– Otwórz.
Cofnęłam się i rzuciłam torebeczkę na łóżko. Nie musiałam jej otwierać, żeby wiedzieć, co jest w środku.
– Nie chcę tego.
Zacisnął szczęki, podniósł torebkę, wyjął pudełeczko z pierścionkiem i je otworzył.
– Kurwa, Elle, oczywiście, że tego chcesz. – Z pluszowego pudełeczka wyjął pierścionek z jednokaratowym diamentem i siłą włożył go na serdeczny palec mojej lewej ręki.
Pasował idealnie.
Oczywiście.
Natychmiast zapragnęłam go zdjąć. Mogłabym obciąć sobie palec, byleby tylko pozbyć się tego pierścionka.
– Elle, wyjdziesz za mnie. Zmienisz nazwisko na Hobson. Belle Elle będzie moja.
Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
– Dasz mi córkę albo syna, tak by nasze rodziny połączyły się na zawsze. Belle Elle będzie prawnie moja, a potem, gdy oddasz mi wszystko, czego pragnę, pozwolę ci się ze mną rozwieść.
Zaśmiał się, błyskając zębami.
– Ale ja zachowam opinię idealnego męża. Rozpuścimy plotkę, że mnie zdradziłaś, i wszyscy będą mi zazdrościć, podczas gdy ty usuniesz się w cień.
Złapał mnie pod brodę i szybko pocałował.
– Albo możesz pozostać w małżeństwie i zgodzić się na bycie porządną żoną, i przyjmować wszystko, co ci dam.
Miałam ochotę zdezynfekować sobie usta, wyrwać język i zamknąć wargi, tak by już nigdy nie mógł mnie pocałować. Wtedy jednak nie mogłabym mu powiedzieć, co sądzę na temat tego absurdalnego planu.
Trzęsąc się z wściekłości, zaśmiałam mu się w twarz.
– Greg, wierzysz we wróżki? Bo jeśli sądzisz, że to kiedykolwiek nastąpi, to powinieneś w nie uwierzyć. – Odepchnęłam go i spuchłam z dumy, gdy się zatoczył. – Dostaniesz ode mnie wyłącznie dziesięć milionów i ta oferta jest ważna tylko przez kolejne pięć minut. Nawet nie wiem, dlaczego w ogóle ci to proponuję. – Wzruszyłam ramionami, wymachując tym cholernym łańcuchem. – Kto wie? Może nadal widzę w tobie Grega, który pomagał mi wybrać odpowiedni rower, gdy miałam osiem lat, albo Grega, który pomógł mi w przeprowadzce do mojego mieszkania.
Ruszyłam w jego stronę i zaczęłam dźgać go palcem w pierś.
– Dziesięć milionów z uwagi na wspólną przeszłość i ani centa więcej. Nie wyjdę za ciebie. I z całą pewnością nie będę rodzić ci dzieci. I nie ma szans, żebyś dostał Belle Elle…
Już chciałam zdjąć pierścionek z palca, ale Greg położył rękę na moich dłoniach.
– Jeśli zdejmiesz ten pierścionek, zrobię ci krzywdę – powiedział z zimną, okrutną obietnicą w głosie.
Przełknęłam ślinę i pozwoliłam, by złapał mnie za palce. Pozwoliłam, żeby pierścionek cały czas mnie usidlał.
A potem, jakby było