Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters
wyjątek od mojej reguły.
Głównie dlatego, że mi zaufał, zanim mu udowodniłem, że jestem godzien tego zaufania. Po tym, jak podczas naszego pierwszego spotkania opowiedziałem mu swoją historię, spodziewałem się, że przewróci oczami i skrzywi się tak jak reszta. Ale po raz pierwszy ktoś mi uwierzył. Został przy mnie i zrobił to, co obiecał. Dał mi drugą szansę, kiedy nikt inny się na to nie zdobył.
Jego głos przestał już być zaspany.
– A jakieś szczegóły?
– Greg przyszedł i ją uprowadził, a potem nasłał na mnie swoich pieprzonych chłopców, żeby mnie odstraszyć.
– Ramy czasowe?
– Cholera wie. – Chodziłem po kuchni, ignorując ochroniarza, który mnie wpuścił i właśnie rozmawiał z policją. – To mogło być wtedy, kiedy te jego dupki dopilnowały, żebym miał koszmary, albo w momencie, kiedy wyszła z przyjęcia.
– Dzwoniłeś już do jej ojca?
– Nie.
Usłyszałem w tle jakiś szelest – Larry pewnie wstał z łóżka. Obudzenie go, gdy potrzebował odpoczynku, nie było niczym dobrym, ale wiedziałem, że sam nie dam rady. Próbowałem poradzić sobie w życiu w pojedynkę i proszę, dokąd mnie to zaprowadziło. Dzień, w którym Larry mnie znalazł, był dniem, w którym nauczyłem się dzielić i pozwalać, by przytrafiały mi się również dobre rzeczy, a nie tylko złe.
– Rozłącz się i zadzwoń do jej ojca. Zawiadom policję, zbierz wszystkie informacje, jakie dasz radę ustalić, a potem tutaj przyjedź. Ruszymy za nim razem.
Nie.
– W porządku. – Rozłączyłem się, zanim mu powiedziałem, że sam ustalę miejsce pobytu Grega i że nie wezmę go do pomocy. Przecież dopiero co poczuł się lepiej. Nie miałem zamiaru ryzykować ani jego bezpieczeństwa, ani bezpieczeństwa Elle.
Sam po nią pojadę. Ostatecznie ścigałem ją z własnych, samolubnych powodów. Nie obchodziło mnie, jak się poczuje, gdy dowie się, kim jestem.
Przez większość czasu przekonywałem się, że odejdę, zanim dojdziemy do tego etapu. Zresztą to i tak trwało już zbyt długo. Próbowałem to zakończyć.
Ale za każdym razem ujawniała trochę więcej na swój temat, dawała mi trochę więcej siebie i jednocześnie kradła wszystko, co moje.
A teraz ją odzyskam – nawet jeśli zrobienie tego w pojedynkę było głupie.
Zawsze wybierałem najtrudniejszy sposób.
Zostawiłem ochroniarza, żeby poczekał na opieszałą policję, i wpadłem do sypialni, aby zadzwonić do domu Elle.
Znałem ten numer na pamięć, tak samo jak doskonale wiedziałem, które okno było jej, jaka była jej ulubiona potrawa (naleśniki z borówkami), ile razy tuliła się do tego cholernego kota (ponad sześćset, odkąd zacząłem liczyć) i jak ciężko pracowała dla Belle Elle (w każdej godzinie swojego życia), co sprawiało, że odczuwałem jeszcze większe wyrzuty sumienia.
Wyrzuty te potęgowała każda okropna rzecz, jaką pomyślałem na jej temat w ciągu ostatnich trzech lat.
Telefon dzwonił.
Zamarłem z palcami na jej poduszce; zauważyłem, że nigdzie nie ma kuli futra. Kot nie zaatakował mnie przy wejściu, co kazało mi podejrzewać, że albo Szałwia była z ojcem Elle, albo Greg zabrał je obie.
– Słucham? – Usłyszałem w końcu przymulony głos.
Dzięki Bogu za telefony stacjonarne i brak możliwości wyciszenia ich na noc.
– Pan Charlston? Z tej strony Penn Everett.
Joe Charlston odchrząknął.
– Synu, czego potrzebujesz o piątej nad ranem? Czy to nie może poczekać na normalne godziny?
Na dźwięk jego serdecznego tonu moje serce podskoczyło. Bardzo mnie zaskoczył swoją postawą. Gardziłem nim prawie codziennie przez trzy lata. Źle go oceniłem – tak samo jak jego córkę.
– Potrzebuję wszystkich informacji, jakie ma pan na temat syna Steve’a Hobsona, Grega. Dane o wszystkich zakupionych nieruchomościach i ulubionych miejscach.
– Dlaczego? Co się stało? – Jego głos nagle stał się ostry.
Zesztywniałem.
– Greg uprowadził pańską córkę.
– Co?
Uszczypnąłem się w nos, ścierając zaschniętą krew i aktywując obolałe miejsca. Gdy wpychałem ochroniarza do windy, zapomniałem o tym, że jestem boso i mam zakrwawioną twarz. Musiałem wyglądać okropnie.
– Ten sukinsyn Greg Hobson uprowadził Elle. Jej mieszkanie jest puste. Są ślady walki. Muszę ją znaleźć. Natychmiast.
W przeciwnym razie kto wie, co on jej zrobi.
– Zostań tam, już jadę – warknął.
– Nie… tylko mi powiedz… – Joe się rozłączył.
Ryknąłem w pustym pokoju.
Szlag.
Zmarnowałem jeszcze więcej czasu. I zaangażowałem w to jeszcze więcej ludzi.
Musiałem się stąd wynosić. Zadzwonię do niego z trasy.
Nie mogę czekać dłużej, niż powinienem.
Elle była moja.
I sam przywiozę ją do domu.
***
Zgodnie z planem mój telefon komórkowy zadzwonił piętnaście minut później, kiedy ojciec Elle przybył do mieszkania swej córki i zobaczył, że mnie nie ma.
– Gdzie ty, u diabła, jesteś?
– W drodze.
– A powinieneś być tutaj i pomagać mi w poszukiwaniu Elle.
Zacisnąłem palce na kierownicy.
– Pomagam szukać Elle.
– W jaki sposób? Jeżdżąc po okolicy?
Nie powiedziałem mu, że Larry ma kontakty w policji w Nowym Jorku i mógł mi pomóc, dostarczając nagrania rozmów telefonicznych i wydruki z karty kredytowej. Chciałem odnaleźć ją jak najszybciej i miałem nadzieję, że zrobię to z Joem, ale skoro on ma zamiar mnie spowalniać, to niech i tak będzie.
Zostanie w tyle.
– Powiedz mi wszystko, co wiesz, na temat Steve’a i Grega.
Prychnął.
– Greg mieszka z ojcem kilka przecznic ode mnie. Ale go tu nie ma. Zadzwoniłem do Steve’a, który jest zdenerwowany całą tą sytuacją tak jak ja. Powiedział, że wczoraj Greg nie wrócił do domu, ale to nic nowego. Ma dziewczyny, u których od czasu do czasu zostaje na noc.
Zignorowałem fakt, że ten oślizgły kretyn sypiał z innymi laskami, cały czas próbując się dostać do łóżka Elle.
Już samo to wystarczyło, żebym zapragnął go zabić.
– Mają jakąś inną nieruchomość? Adresy, pod które mógłby się udać? – Mknąłem Broadwayem, przekraczając dozwoloną prędkość.
– Kilka lat temu Steve kupił domek w Rochester. Powiedział, że może Greg…
– Adres. Teraz.
– Nie da się tam dojechać asfaltówką. Szukaj potoku zwanego Niedźwiedzią Kaskadą. Dom znajduje się za stojącym przy drodze wyrzeźbionym z drewna drwalem, trzymającym skrzynkę na listy.
– Nie ma żadnej nazwy ani numeru ulicy?
– Nie,