Wygrane marzenia. Diana Palmer
i zapał, chętnie ją potrenuję. – Skrzywiła się. – Tylko że nigdy tego nie robiłam.
– Spróbuj. Tylko przez jakiś tydzień – oznajmiła pani Meyer, a jej oczy rozbłysły. – Później przekażesz pałeczkę nowemu trenerowi.
– No dobrze – odparła z uśmiechem Karina.
Klamka zapadła.
To oznaczało, że musi pojechać do Jackson po łyżwy. Do tego czasu instruowała Janey zza bandy, co wcale nie było łatwe, zwłaszcza podczas pierwszych żmudnych prób zrobienia „beczek”. Do przodu szło jej całkiem nieźle, ale do tyłu… to już inna para kaloszy.
Dlatego gdy tylko Torrance wrócił z podróży służbowej, Karina zwróciła się z prośbą o kilka godzin wolnego.
– Po co? – spytał szorstko. – Już ci się znudziło?
– Muszę pojechać do swojego mieszkania po łyżwy – wyjaśniła. – Właścicielka lodowiska nie prowadzi wypożyczalni.
– Jak zamierza utrzymać ten biznes, skoro nie ma wypożyczalni sprzętu? – zdziwił się.
– Pytałam ją o to. Mówi, że planuje to zmienić.
– Oby cała ta inwestycja się opłaciła. Ostatni właściciel po prostu machnął na to ręką. A ona sprawia wrażenie, jakby nie miała pojęcia, co robi.
– Wszystkiego trzeba się nauczyć – stwierdziła wyrozumiale Karina. – Janey na pewno chce się uczyć – dodała po chwili. – Ale powinna mieć prawdziwego trenera. W przyszłym tygodniu pani Meyer ma się spotkać z kandydatem, który jej zdaniem się nadaje. – Spojrzała na niego spokojnym, cierpliwym wzrokiem, a gdy odwzajemnił jej spojrzenie, poczuła nagły dreszcz. Natychmiast spuściła oczy, zaniepokojona szybszym biciem serca. – Jeśli Janey myśli poważnie o zawodach, powinna wstąpić do klubu łyżwiarskiego. Inaczej nie pozwolą jej zdawać testów. Powinna się też zapisać do Związku Łyżwiarstwa Figurowego. Członkostwo daje dodatkowe korzyści.
– Lodowisko nie zatrudnia instruktorów – skomentował, ignorując wszystko, co powiedziała. – Już pytałem. Dlatego Lindy próbuje ją czegoś nauczyć.
Skrzywiła się.
– Wyduś to! – rzucił na widok jej miny i podszedł bliżej, a gdy Karina przygryzła dolną wargę, dodał: – Okej. Najwyraźniej Lindy robi coś, co ci się nie podoba, ale boisz się powiedzieć, bo myślisz, że wpadnę w złość i cię wyleję.
Otworzyła szeroko oczy.
– Jest pan jasnowidzem? – wypsnęło jej się.
Wzruszył ramionami.
– Zawsze wygrywam w pokera, więc kto wie. No mów. Co Lindy robi nie tak?
– Uczy Janey dawnych obowiązkowych figur, które pod koniec lat dziewięćdziesiątych wypadły z programu zawodów i nie są już wymagane – oświadczyła. – Nie żeby było w tym coś złego. Te figury wyrabiają dyscyplinę. Ale jeśli Janey chce jeździć na zawody, to powinna nauczyć się „beczek”, przekładanek, loopów i flipów…
– Widzę, że coś o tym wiesz – zauważył.
– Jeżdżę na łyżwach prawie od urodzenia – odpowiedziała. – Moja znajoma startowała w zawodach – skłamała.
– To może ty będziesz ją uczyć?
Spojrzała na niego wzrokiem pełnym obawy.
– Złamałaś nogę w kostce i teraz boisz się wrócić na lód? – zgadł, sprawiając, że się zaczerwieniła. – Kiedy spadnie się z konia, trzeba od razu na niego wsiąść, w przeciwnym razie strach zwycięży. I człowiek już nigdy nie wróci na siodło. W któreś wakacje, gdy miałem sześć lat, zrzucił mnie wierzchowiec i złamałem sobie obojczyk. Bałem się potem zbliżać do koni, a co dopiero na nich jeździć. Ale tu, na ranczu, każdy ma jakieś obowiązki. Nawet taki sześciolatek. Mój ojciec był bardzo wymagający. Gdy tylko lekarz dał mi zielone światło, ojciec wsadził mnie z powrotem na siodło i odesłał do pomocy przy znakowaniu bydła. – Uśmiechnął się tęsknie. – To była dla mnie trudna lekcja, ale teraz wiem, że przed strachem nie ma ucieczki. Trzeba stawić mu czoło.
– No, chyba – stwierdziła, wbijając wzrok z kontuzjowaną stopę. – Zabiorę swoje łyżwy i spróbuję ją czegoś nauczyć, o ile pańska narzeczona nie będzie mieć nic przeciwko.
– Nie będzie. Nie ma ręki do dzieci, poza tym jest niecierpliwa. Któregoś razu Janey wróciła do domu zapłakana, bo Lindy na nią nawrzeszczała.
Karina zagotowała się w środku ze złości.
– Krzykiem niczego się nie osiągnie.
– Wiem. Ty nigdy nie krzyczysz, prawda? – Uśmiechnął się, a jego brązowe oczy zabłysły.
– Nie – przyznała. – Nigdy.
– Nie przejmuj się Lindy – oznajmił. – Wszystko załatwię. To ja ją do tego namówiłem, bo Janey tak bardzo na tym zależało. Bądź co bądź Lindy zdobyła medal na zawodach regionalnych. Wie wszystko o łyżwiarstwie.
Karina mogłaby z tym polemizować, ale bała się, że się zdemaskuje. Nie chciała, żeby ktoś wiedział o jej mistrzowskiej karierze. Miała już dość wiecznych pytań. Po kontuzji reporterzy nie dawali jej spokoju, niektórzy byli naprawdę okrutni. Skończyła z tym na dobre.
– Powiesz coś?
– Przepraszam. Zamyśliłam się. – Podniosła wzrok i spojrzała z zaciekawieniem w jego ciemne, łagodne oczy. – Dlaczego Lindy nie lubi dzieci? – spytała bez namysłu.
– Jest biznesmenką. Nie widujemy się za często i pewnie tylko dlatego jakoś się dogadujemy – wyjaśnił ze śmiechem. – Liczę, że po ślubie trochę złagodnieje. Chciałbym mieć więcej dzieci, ale ona raczej nie ma ich w planach. Cóż, chyba jedno będzie musiało wystarczyć.
– Szkoda – odparła cicho. Wyglądał na faceta, który chętnie powitałby w domu gromadkę dzieci. Uśmiechnęła się na myśl o tych wszystkich maluchach dokazujących na lodowiskach, na których sama trenowała.
– Chciałabym kiedyś mieć dzieci. Całe mnóstwo.
Zmarszczył brwi.
– Ile masz lat? Dwadzieścia trzy? Dlaczego nie masz męża albo chłopaka?
Zaskoczył ją tym pytaniem. Wpatrywała się w niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie chciała zdradzać mu prawdy.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.