Psychopaci. Stephen Seager

Psychopaci - Stephen Seager


Скачать книгу
ją pięścią w twarz.

      – Czy Mathews nie został umieszczony w odosobnieniu? – zapytał Cohen, kiedy ja też ukląkłem obok Luelli.

      – Został wypuszczony po dwóch godzinach – wtrącił Xiang. – Oświadczył, że będzie spokojny.

      – To szaleństwo – stwierdził Cohen. – On bił się z policjantem.

      – Powiedz to ludziom z administracji – rzekł Xiang. – Stracę pracę, jeżeli pacjenci będą przebywać zbyt długo w odosobnieniu.

      Łagodnie przyłożyłem teraz krwią poplamiony papierowy ręcznik do zniekształconego nosa Luelli. Zajrzałem z bliska w jej oczy. Krwawienie do oka może spowodować ślepotę. Krew wewnątrzgałkowa tworzy malutki półksiężyc świeżej krwi, zabarwiając część oka w dolnym skraju rogówki między nią i źrenicą. Przyglądając się z bliska, nie zobaczyłem ani śladu krwi.

      Kiedy jednak poprosiłem Luellę: – Podążaj wzrokiem za moim palcem – jej prawe oko nie poruszyło się w bok. Zwykle sygnalizuje to pęknięcie twardówki otaczającej oko, uszkodzenie nerwu albo mięśnia. To poważna sprawa.

      Zmacałem szyję Luelli i sprawdziłem integralność mięśni jej twarzy i języka. Każde uszkodzenie w tych miejscach mogło mieć zły wpływ na szyję. Albo powodować uraz kręgosłupa.

      – Musimy panią dokładnie zbadać – stwierdziłem i ostrożnie pomogłem Luelli wstać. Ciągle była w szoku i chwiała się niepewnie. Ulokowaliśmy ją w fotelu, który Randy przyniósł z pokoju konferencyjnego. Pogłaskałem ją po ramieniu.

      – Tak mi przykro – powiedziałem.

      Inna załoga pielęgniarska ułożyła Luellę na wózku do przewożenia chorych i wywiozła z oddziału, aby przetransportować ją na pogotowie.

      – Jak bardzo z nią jest źle? – zapytał nerwowo Xiang.

      Cohen znajdował się w zasięgu głosu.

      – Ma złamany nos – odparłem. – A także prawdopodobnie uszkodzoną twardówkę oka. Jej prawe oko nie porusza się w bok. Został uwięziony albo nerw, albo mięsień. Może potrzebować zabiegu chirurgicznego, aby je uwolnić.

      – O Boże! – westchnął Xiang.

      Cohen sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał eksplodować.

      – Nie mam już więcej pielęgniarek – oznajmił Xiang. – Dwanaście pielęgniarek, połowa całego zespołu, zostało napadniętych i znalazło się na zwolnieniu z powodu ran. Nie mamy już rezerw pielęgniarskich. Nikt tu nie chce pracować!

      – Pielęgniarki nie są głupie. – Larsen ciężko oddychała. – Kto tu zechce przyjść dobrowolnie, na ochotnika? Po to żeby mu złamali nos albo by oberwać pięścią w twarz? Czy warto?

      – Ale ty tu jesteś – zauważył Cohen.

      – Tak jak pan – odpowiedziała.

      Cohen milczał.

      – Proszę zadzwonić do tych palantów z administracji – kontynuowała Larsen. – Może podrzucą nam kogoś, aby zapełnić zmianę, albo dwie. Może sami zechcą nadstawić gęby. Jednak chyba lepiej zadzwonić do Sacramento i połączyć się z gubernatorem. Będę pierwsza w szeregu chętnych do rąbnięcia w pysk.

      Po tym dniu spodziewałem się fatalnego załamania. Jednak z zaskoczeniem stwierdziłem, że mój gniew i podniecenie opadły. W rzeczywistości w ciągu następnych kilku miesięcy często bywałem świadkiem podobnych zdarzeń. Po kilku dniach każda normalna ludzka istota nie powinna już być zdolna do znoszenia takiego koszmaru, jaki znosił nasz personel, który wielokrotnie robił coś wprost niewiarygodnie wyjątkowego Z początku powoli, a potem stopniowo coraz szybciej wracało na Oddział C normalne życie.

      Poszedłem do mojego gabinetu i wyglądałem przez odrapane, brudne okno. Wychodziło na stary ogrodzony dziedziniec dla pacjentów z resztkami ogrodowych grządek. Sześć inspektów już dawno popadło w ruinę i zarosło chwastami. Samotny paw dziobał jałowy grunt.

      Nie pamiętam, jak długo stałem przy tym oknie, ale dawno minął czas, który obiecałem przeznaczyć na rozmowę z Caruthersem. Jednak nie miałem już na to sił. Słońce chyliło się ku zachodowi. Czas do domu. Zamknąłem gabinet na klucz. Pożegnałem Cohena, który przechodził obok mnie.

      W pobliżu drzwi wyjściowych odwróciłem się, żeby zobaczyć pacjentów Oddziału C idących do stołówki na kolację. W tłumie szli, trzymając się za ręce, Cervantes i Hong w towarzystwie opiekunki. Mathews – krzepki i pełen życia – rozmawiał uprzejmie z Boudreaux. Reporter z NPR wlókł się w tyle.

      – To już wszystkie wiadomości znad jeziora Wobegon… – mówił, wślizgując się do jadalni.

      Chowałem już klucze, za wyjątkiem jednego tkwiącego jeszcze w zamku, gdy usłyszałem piekielny brzęk. Odwróciłem się, żeby ujrzeć, że spadła na podłogę metalowa taca. Została wrzucona przez otwarte drzwi i uderzyła w okno przeciwległego korytarza. Wyszedł Eric, pomocnik medyczny, podniósł tacę i pewnym krokiem wrócił do środka.

      Już byłem gotów przyjść personelowi z pomocą, ale najwyraźniej kłopoty dobiegły końca. Stałem blisko drzwi i słuchałem. Jedynym dźwiękiem, jaki do mnie dochodził, był brzęk kuchennych naczyń i cicha rozmowa.

      Wróciłem do drzwi wyjściowych. Rzuciłem nerwowe spojrzenie w kierunku stołówki i kilka minut czekałem w korytarzu, żeby się upewnić, iż wszystko się już uspokoiło.

      Otworzyłem główne drzwi i wyszedłem. Było ciemno jak w grobie, czarna jak smoła bezksiężycowa noc.

      Przekroczyłem frontowy trawnik i po zejściu kilku stopni ku głównej drodze dostrzegłem coś kątem oka. Zatrzymałem się i odwróciłem. W świetle padającym z wysokich latarni ulicznych poniżej ogrodzenia i pod napisem „Strefa zakazana”, za budynkiem Oddziału C stały dwie postaci, rysujące się wyraźnie na tle ciemności.

      Ta para cieni, z głowami zakrytymi kapturami, rzucała na boki spojrzenia, jednak zdawała się mnie nie dostrzegać. Jeden z nich wyciągnął karton paczek papierosów, drugi szybko go od niego odebrał i wsunął pod koszulę. Ten drugi wyciągnął garść banknotów i wcisnął je w dłoń pierwszego. Potem oba cienie zniknęły za budynkiem.

      Zamarłem, niepewny, co robić. Bojąc się, że mogę być widoczny, usiłowałem zachować spokój, a potem powoli oddaliłem się. Po dziesięciu krokach zacząłem biec i zatrzymałem się dopiero w punkcie kontrolnym przy bramie.

      Pochyliłem się, żeby zaczerpnąć tchu. Obejrzałem się za siebie na pustą drogę główną z postanowieniem, że cokolwiek tam się wydarzyło, i tak wyjdzie na jaw w świetle dziennym. Otarłem pot z czoła. Zwróciłem osobisty alarm z kluczami i wyszedłem, wracając przez labirynt systemu wejściowego. W ten sposób opuściłem teren szpitala dużo mniej kontrolowany niż przy wchodzeniu. Przy bramach przykładałem moją kartę identyfikacyjną do czytnika i bramy otwierały się z bzyczącym sygnałem.

      Parking był słabo oświetlony i prawie pusty. Przytwierdzona do ogrodzenia samotna lampa sączyła słabe światło prosto na moje i dwa sąsiednie auta. Przy drzwiach do pojazdu sięgnąłem po kluczyki.

      – Czyż nie jest to naprawdę zwariowane miejsce? – Usłyszałem padające z ciemności pytanie.

      To był Cohen.

      ROZDZIAŁ SIÓDMY

      Choroba umysłowa może dotknąć każdego. Możesz być śmieciarzem, politykiem, pracownikiem Tesco, kimkolwiek. To może być twój ojciec, brat albo ciotka.

      FRANK BRUNO, BRYTYJSKI PIĘŚCIARZ, BYŁY MISTRZ ŚWIATA WAGI CIĘŻKIEJ, CIERPIAŁ NA ZABURZENIA AFEKTYWNE DWUBIEGUNOWE.

      W DOMU, PO PÓŹNEJ KOLACJI, znalazłem się w świecie


Скачать книгу