Hipoteza zła. Donato Carrisi

Hipoteza zła - Donato Carrisi


Скачать книгу
z powodu tego, co spotkało chłopca, i złościł się na jego ojca. Co jakiś czas słyszałam, jak wyraża się o nim w brzydkich słowach. Pomyśleć, że byli tak zaprzyjaźnieni. Ale nigdy nie robił tego w obecności Rogera. Arthur traktował go w szczególny sposób, był jedynym człowiekiem, któremu udawało się wyciągnąć go z tego domu.

      – A jak to robił?

      – Dzięki zegarkom – odparła pani Walcott, odstawiając pustą filiżankę na tacę. Mila uświadomiła sobie, że ledwie spróbowała swojej herbaty. – Arthur miał ich całą kolekcję. Kupował je na targowiskach albo na aukcjach. Spędzał całe dnie przy stoliku, rozbierając je lub naprawiając. Gdy przeszedł na emeryturę, musiałam mu przypominać, żeby coś zjadł albo poszedł do łóżka. To niewiarygodne, miał mnóstwo zegarków, ale nie zdawał sobie sprawy z mijającego czasu.

      – I podzielił się tą pasją z Rogerem – ponagliła ją Mila, która wiedziała już o hobby masowego mordercy.

      – Nauczył go wszystkiego, co sam wiedział na ten temat. I chłopiec zaczął szaleć na punkcie tego świata cykania i precyzji. Arthur mawiał, że Roger ma do tego wrodzony dryg.

      Nieskończenie mały świat to stan, do stworzenia którego dąży każdy, kto czuje się nieszczęśliwy, pomyślała Mila. To trochę tak, jakby zniknąć innym sprzed oczu, zachowując mimo to swoją rolę w świecie – rzecz równie ważna, jak odliczanie czasu. Ale w końcu Roger Valin postanowił zniknąć na dobre, i koniec.

      – Tu, na górze, jest poddasze – wyjaśniła pani Walcott. – W zasadzie było przeznaczone dla dzieci, których jednak nie mieliśmy. Mówiliśmy zawsze, że je wynajmiemy, ale potem Arthur urządził tam sobie pracownię. Zamykał się w środku z Rogerem i zdarzało się, że nie pokazywali się przez całe popołudnie. Potem mój mąż zachorował i z dnia na dzień chłopiec przestał przychodzić do naszego domu. Arthur go usprawiedliwiał, mawiał, że wszyscy młodzieńcy są trochę okrutni i że Roger nie robi tego przez złośliwość. Poza tym już wtedy musiał codziennie patrzeć na umierającą matkę, więc żadną miarą nie można było wymagać, żeby asystował w gaśnięciu innej ludzkiej istoty, chociaż chodziło o jedynego przyjaciela, jakiego jeszcze miał. – Kobieta wyjęła z kieszeni podomki pogniecioną chusteczkę i otarła łzę, która pokazała się w kąciku jej oka. Potem ścisnęła ją w dłoni i położyła na podołku, gotowa jej użyć znowu, gdyby zaszła taka potrzeba. – Ale jestem przekonana, że Arthur mocno to odczuł. Myślę, że codziennie żywił nadzieję, że Roger znowu przekroczy ten próg.

      – A więc wasze stosunki uległy zerwaniu – skonkludowała Mila.

      – Nie – zaprzeczyła nieco zaskoczona pani Walcott. – Minęło około sześciu miesięcy od śmierci mojego męża, Roger nie przyszedł nawet na jego pogrzeb. A potem pewnego ranka zupełnie niespodziewanie stanął przed moimi drzwiami. Zapytał mnie, czy może wejść na poddasze, żeby nakręcić zegarki. Od tego czasu zaczął przychodzić tu sam.

      Mila odruchowo zerknęła na sufit.

      – Na górę?

      – Oczywiście – potwierdziła staruszka. – Wracał ze szkoły, zajmował się od razu swoją matką, a kiedy ona niczego więcej nie potrzebowała, wchodził tu na poddasze i spędzał tam kilka godzin. Robił to nadal także wtedy, gdy zaczął pracować jako księgowy, potem jednak od pewnego momentu nie miałam już o nim żadnych wieści.

      Mila domyśliła się, że starsza pani ma na myśli chwilę jego zaginięcia.

      – Z tego, co mi pani mówi, wynika, że gdyby pominąć jego matkę, była pani osobą, która widywała go najczęściej poza godzinami pracy. Jednak to nie pani zawiadomiła władze. Proszę mi wybaczyć, ale czy nie zaskoczyło pani to, że Roger więcej się nie pokazał?

      – Wchodził i wychodził sam. Na poddasze można wejść wyłącznie po zewnętrznych schodach, więc czasami się nie spotykaliśmy – wyjaśniła kobieta. – Zachowywał się zawsze cicho, ale co dziwne, zawsze wiedziałam, że jest na górze. Nie potrafię wytłumaczyć tego inaczej… To było takie przeczucie. Czułam jego obecność w tym domu.

      Mila zauważyła niepokój błąkający się w oczach i na twarzy staruszki. Obawę, że jej słowa nie zostaną uznane za wiarygodne, a ona sama wyjdzie na starą wariatkę. Ale było też coś innego. Strach. Pochyliła się i położyła rękę na dłoni kobiety.

      – Pani Walcott, proszę powiedzieć mi prawdę: czy w ciągu ostatnich siedemnastu lat doznała pani znowu wrażenia, że Roger tu jest, obok pani?

      Oczy kobiety wypełniły się łzami, ale starała się je powstrzymać, usztywniając się i zaciskając usta. A potem przytaknęła zdecydowanym ruchem głowy.

      – Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, chciałabym rzucić okiem na to poddasze – powiedziała Mila.

      10

      Dźwięk alarmu samochodowego, który słyszała po przyjeździe do dzielnicy, rozbrzmiewał jeszcze w oddali.

      Wchodząc po zewnętrznych schodach prowadzących na poddasze, Mila instynktownie położyła dłoń na rękojeści pistoletu. Nie sądziła, że znajdzie się twarzą w twarz z Rogerem Valinem, ale zaniepokoił ją sposób, w jaki pani Walcott zareagowała na jej ostatnie pytanie. Mogło to być zwykłe bajdurzenie samotnej kobiety w podeszłym wieku, ale Mila była przekonana, że lęki nigdy nie pojawiają się bez powodu.

      Było możliwe, że w tym domu przebywa cichy, a przede wszystkim niepożądany lokator.

      Po raz drugi tego dnia Mila lustrowała cudze mieszkanie. Wczesnym rankiem był to domek rodziny Connerów, w którego piwnicy odkryła zjawę w postaci małej dziewczynki. Rachunek prawdopodobieństwa podpowiadał jej, że tu nie trafi na coś takiego, choć w takich sprawach nigdy nie można mieć pewności.

      Drzwi na poddasze były zamknięte, ale pani Walcott dała jej klucz zapasowy. Gdy Mila zabierała się do ich otwarcia, dźwięk alarmu zabrzmiał jej w uszach jak natrętne ostrzeżenie, które obudziło czujność, ale także zabawiło się jej kosztem.

      Położyła rękę na klamce i nacisnęła ją, przepełniona nadzieją. Spodziewała się, że drzwi zaskrzypią, ale otworzyły się z cichym westchnieniem. Zobaczyła obszerne pomieszczenie, ograniczone symetrycznymi spadami dachu. Stały tu skrzynia-ława oraz nieużywane łóżko z odsuniętym na bok, zwiniętym materacem; była też kuchenka z dwoma palnikami gazowymi i maleńka łazienka urządzona w szafce ściennej. Mansardowe okno w głębi rzucało strumień światła na stół roboczy stykający się ze ścianą, nad którym było widać zakurzoną gablotkę. Mila zdjęła rękę z pistoletu i podeszła do stołu wolnym krokiem, odnosząc niemal wrażenie pogwałcenia przestrzeni prywatnej.

      Doskonałe miejsce na kryjówkę, pomyślała.

      Nie było śladu wizyt Rogera Valina. Wydawało się, że wszystko przepełnione jest niezakłócaną od lat martwotą. Usiadła przy stole. Do jednego z boków blatu umocowane było imadło, stała też lampa z okrągłym otworem, w którym znajdowało się szkło powiększające. Błądziła wzrokiem po porządnie ułożonych małych narzędziach. Znajdowały się tu śrubokręty i pęsety, nożyk do otwierania kopert zegarków oraz zegarmistrzowski monokl. Stały pudełka pełne części i kółek zębatych. Była też płytka montażowa, drewniany młotek i oliwiarka. Poza tym inne precyzyjne narzędzia, których nie znała.

      Gdyby nie ten przeklęty alarm, który wciąż wył, poddałaby się spokojowi tego miejsca i tych przedmiotów. Podniosła wzrok na oszkloną gablotkę, którą miała przed sobą. W środku rozłożona była na dwóch półkach kolekcja zegarków pana Walcotta.

      Spoczywały nieruchomo, jakby zaklęte przez jedyną siłę mogącą rzucić wyzwanie


Скачать книгу