Matki z Lovely Lane. Nadine Dorries
operacyjnej. Potrzebujemy, naprawdę bardzo potrzebujemy nowej sali!
Doktor Gaskell słuchał go ze zrozumieniem. Wprawdzie niedawno rozważał przejście na emeryturę, ale postępy w medycynie i dynamiczne zmiany zachodzące w szpitalnictwie za sprawą NHS na nowo roznieciły jego zainteresowanie zawodem.
– Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości, stary wiarusie. Nie możemy przegapić żadnej szansy. St Angelus na pewno nie pozostanie z tyłu. W mojej dziedzinie już się mówi o tym, że lada moment nowa generacja antybiotyków zastąpi streptomycynę w leczeniu gruźlicy. Kiedy zaczynałem pracę w zawodzie lekarza, o takich postępach mogłem tylko pomarzyć. Musimy to w maksymalnym stopniu wykorzystać, póki jeszcze możemy.
Tak narodził się plan.
– Ja się tym zajmę. Porozmawiam z przełożoną pielęgniarek. Jak pan doskonale wie, na nią zawsze znajdzie się sposób. Akurat w tej sprawie warto zawalczyć.
Następnego ranka doktor Gaskell zastukał do drzwi gabinetu przełożonej pielęgniarek. Zaproponował, by bezzwłocznie zgłosić do zarządu szpitali okręgu liverpoolskiego potrzebę stworzenia w St Angelus nowego bloku operacyjnego.
– Moglibyśmy wspólnie ten projekt zainicjować – zaproponował z łagodnym uśmiechem. – Rada z pewnością wykaże się otwartością względem tak śmiałej i postępowej propozycji.
Przełożona pielęgniarek zbiła go z pantałyku.
– O, no proszę – odparła. – Widzę, że i pana przekabacił. Mabbutt i reszta. Pan nawet nie jest chirurgiem, doktorze Gaskell. Zajmuje się pan chorobami płuc. Przecież panu sale operacyjne właściwie nie są potrzebne, czasem tylko zleca pan usunięcie jakiegoś płata czy dwóch. Nie rozumiem, dlaczego staje pan po ich stronie. Mamy przecież idealnie sprawne sale operacyjne. Problemy są na bloku porodowym. Ta kwestia ma priorytet.
Doktor Gaskell był bliski rozpaczy. Znał przełożoną przez całe swoje życie zawodowe. Wiedział, że słynęła z uporu.
– Siostro przełożona… – zaczął i wziął głęboki oddech, po czym kontynuował: – Nie twierdzę, że położnictwo jest mniej ważne, że można je zaniedbywać albo odsuwać na dalszy plan. Pragnę natomiast podkreślić, że sale operacyjne są przestarzałe i to rodzi daleko idące problemy. A przecież nie chcemy, żeby o konsekwencjach takiego stanu rzeczy zaczęło się rozpisywać „Echo”.
– Nie pozwolę się tyranizować panu Mabbuttowi, nie ulegnę jego nierealistycznym żądaniom – odparła przełożona. – Kiepski to chirurg, który za trudności wini salę operacyjną, a mam głębokie poczucie, że pan Mabbutt wraz z ekipą radosnych popleczników jego głośnego protestu właśnie taką linię argumentacji obrali. Zapewne pan wie, że oni tu wszyscy po kolei do mnie zaglądali. Ja jednak zdania nie zmienię. Moja odpowiedź brzmi: nie. Absolutnie nie. Najpierw położnictwo.
Doktor Gaskell zaskoczył ją, a może nawet rozczarował swoją prośbą. Kierowali tym szpitalem wspólnie od tylu lat, że już nawet nie mieli ochoty ich liczyć. Przeprowadzili go przez najtrudniejsze i najmroczniejsze chwile. W okresie majowych nalotów w tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym roku oboje pracowali bez wytchnienia na oddziale nagłych wypadków. Tamten tydzień na zawsze wyrył się w ich pamięci. Przez lata pracy w St Angelus zaprzyjaźnili się ze sobą i ona bardzo niechętnie wchodziła z nim w spory. Ewentualne różnice zdań szybko rozwiązywali przy kieliszku sherry w jej saloniku.
Teraz przełożona pielęgniarek wstała z krzesła i podeszła do koszyka przy kominku, w którym leżał Blackie. Schyliła się bez wysiłku, jakby jej metryka pokazywała o połowę mniej lat niż w rzeczywistości, i zanurzyła palce w kępce włosów między oczami psa, aby po chwili przeciągnąć je nad jego lekko zaniepokojonymi oczami. Piesek najwyraźniej nic sobie nie robił ze swoich mało imponujących rozmiarów, a wszystkich gości traktował jako potencjalne zagrożenie dla swojej ukochanej pani.
– A dlaczego pan się tym w ogóle interesuje? Przecież pan w ogóle nie bywa na bloku operacyjnym. – Przełożona gładziła psa, który zamknął oczy, żeby napawać się tą pieszczotą. – Przecież pan ma wiele pilniejszych spraw na głowie, choćby związanych z przewodniczeniem regionalnej komisji do spraw walki z gruźlicą.
Mówiła już bardziej pojednawczym tonem. Liczyła na to, że on jednak nie będzie się kłócić ani spierać i po prostu ustąpi.
– Dla mnie osobiście to nie ma znaczenia. Ja ostatnio i tak połowę życia spędzam na zebraniach i tworzeniu różnych planów. Rzeczywiście mam sporo własnych spraw na głowie, na przykład pacjentów. Ta banda impertynentów z rady życzyłaby sobie, żebym oddał moich pacjentów innym konsultantom. Mam zrezygnować z leczenia ludzi, którymi zajmuję się od trzydziestu lat! Mnie osobiście nowa sala operacyjna nie interesuje, ale to kwestia ważna dla St Angelus. I myli się pani, jeśli myśli, że tu chodzi o Olivera, choć mój syn rzeczywiście połowę czasu spędza w sali operacyjnej i jego głos też się liczy, tak samo jak głos każdego innego.
Przełożona pielęgniarek uniosła brwi. Oboje wiedzieli, że Oliver Gaskell objął stanowisko konsultanta za sprawą swojego ojca. Z nepotyzmem akurat siostra przełożona nie miała problemu. W St Angelus nawet dosypywaniem węgla do pieców i wykonywaniem najdrobniejszych zadań pomocniczych zajmowali się wyłącznie chłopcy z rodziny St Angelus. Oliver Gaskell był niewątpliwie uzdolnionym lekarzem, choć może na zbyt wiele sobie pozwalał i zbyt wiele sobie wyobrażał. Przełożona zastanawiała się, czy doktor Gaskell zdaje sobie sprawę, jaką opinię jego syn ma wśród pielęgniarek. Była też nieco rozczarowana, że jako konsultant na oddziale ginekologii i położnictwa nie poparł jej zabiegów o nowy oddział dla ciężarnych i rodzących.
Westchnęła i wstała.
– Napije się doktor herbaty? – zapytała, otrzepując z nienagannie odprasowanego granatowego uniformu psią sierść, której tam nie było. – Mam wezwać Elsie?
Przełożona chciała za wszelką cenę zmienić temat. Bardzo jej doskwierało, że się nie mogą dogadać. Wbrew plotkom – budującym jej wizerunek kobiety, której należy się bać – nie lubiła konfliktów.
Doktor Gaskell nie dał się jednak zbić z tropu. Puścił jej pytanie mimo uszu.
– Interesuje mnie rosnąca liczba mieszkańców Liverpoolu, a co za tym idzie, rosnąca liczba pacjentów – kontynuował swoje rozważania. – Interesują mnie ludzie, którzy tu teraz żyją. Naprawdę pani nie rozumie? Te kobiety, które potrzebują cesarskiego cięcia, też mnie interesują. Przecież położnictwo skorzysta na modernizacji bloku operacyjnego. Poza tym musimy myśleć o źle zagojonych wojennych ranach i przewlekłych konsekwencjach różnych urazów. Niektórzy pacjenci zostali poddani zabiegom w warunkach polowych i uratowano im życie, ale teraz, dziesięć lat później, ciągle jeszcze odczuwają tego skutki. Nasi chirurdzy mogliby wielu z nich oszczędzić życia w bólu, mogliby wielu z nich uwolnić od przewlekłych dolegliwości. Mnóstwem różnych spraw trzeba by się zająć, Margaret. Przecież pani dobrze wie, że w protezowni nie ma wolnych terminów. Codziennie są tłumy. A to o czymś świadczy.
Doktor Gaskell zwrócił się do niej po imieniu, więc najpewniej musiał być zdesperowany. Przełożona uniosła brwi, a kąciki ust jej drgnęły, choć powściągnęła uśmiech.
Nacisnęła bakelitowy guzik przy kominku, żeby wezwać Elsie, następnie podeszła do krzesła i opadła na siedzisko z gracją młodej dziewczyny, a zaraz potem splotła ręce na piersiach.
Doktor Gaskell poczuł w tym momencie, że czeka go poważna przeprawa, bój trudniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Westchnął ciężko, po czym przycisnął palce do zaciśniętych ust. W tej sprawie będzie musiał wykazać się wyjątkową pomysłowością. Ale patrzył teraz na nią i coś mu mówiło, że pierwszy krok na tej drodze ma już za sobą.
Przełożona wyciągnęła szyję. On również uniósł wzrok.