Budynek Q. David Baldacci
Słyszałam o historii z twoim bratem, Bobbym. Ucieszyłam się, że go uniewinniono. Nigdy nie wierzyłam w jego winę.
– Dzięki, że w niego nie zwątpiłaś.
– Jak mogłabym ci pomóc?
– Tato mocno niedomaga, a ja doszedłem chyba do tego momentu w życiu, kiedy chciałbym zobaczyć wszystko wyraźniej.
– Przykro mi z powodu taty, ale nie bardzo rozumiem, co masz na myśli.
– Carol, dopiero kiedy powiedział mi o tym brat, przypomniałem sobie, że opiekowałaś się nami tamtego wieczoru, gdy zniknęła mama.
– O Boże, John, ja wtedy o tym nie wiedziałam. To jakiś koszmar. Na samą myśl do dzisiaj przechodzą mnie ciarki.
– Jestem teraz agentem CID. Ponieważ sprawa nigdy nie została wyjaśniona, postanowiłem się jej przyjrzeć.
– A, jasne. Teraz rozumiem. Co chciałbyś wiedzieć?
– Praktycznie wszystko. Bo w stosunku do tamtych wydarzeń najwyraźniej mam pamięć wybiórczą, jak nazwał to Bobby.
– Wrzuć na luz, John. Byłeś wtedy małym chłopcem. Śmiało, pytaj. Tak będzie łatwiej.
– Moja mama dokądś wtedy wychodziła?
– Tak. Ja też miałam mieć wychodne, ale mój ówczesny chłopak odwołał randkę. Robił to nieustannie, dlatego w końcu z nim zerwałam.
– Przyszłaś do nas mniej więcej o której?
– O matko, niech pomyślę… Minęły całe wieki.
– Tak pi razy drzwi.
– O ile pamiętam, było już po obiedzie. Powiedzmy, że o siódmej.
– Wiesz, dokąd się wybierała?
– Nie, nie mówiła. Ale powiedziała, że powinna wrócić około dziesiątej.
– Więc zdecydowanie zamierzała wrócić?
– Oczywiście. A co? Myślałeś, że opuściłaby ciebie i Bobby’ego?
– W każdym razie nie wróciła – wycedził Puller.
– Wiem – rzekła posępnie Carol. – Dziesiąta przyszła i minęła. Potem jedenasta. Wreszcie północ. Zadzwoniłam do swojej mamy i powiedziałam, jak wygląda sytuacja. Wtedy nie było komórek. Mama nie wiedziała, co robić. Na szczęście tato był w domu i zgłosił to żandarmerii. A potem do nas przyszedł i został z nami wszystkimi: ze mną, tobą i twoim bratem. Pamiętam, że cały czas liczyłam na jej powrót. Ale nie wróciła. Żandarmi spisali moje zeznania. A później pewnie wyruszyli na poszukiwania.
– A mój ojciec?
– Zjawił się rano. Zabraliśmy ciebie i Bobby’ego do nas do domu. Pamiętam, że twój ojciec tam wpadł jak wystrzelony z armaty. Rozmawiał z moim tatą, a potem przyszli żandarmi i zadawali mu pytania. Mnie przy tym nie było. – Przerwała. – Naprawdę niczego nie pamiętasz?
– Dopiero ty mi przypominasz.
– Może to mechanizm obronny, John. Mózg nas oszukuje. Żeby nas chronić.
– Jak myślisz, co się stało z moją matką?
– Wiele na ten temat spekulowano.
– Na przykład?
Puller słyszał, jak Carol nerwowo chrząka.
– Słyszałem plotki, Carol – powiedział. – Że rodzice się nie dogadywali.
– Chcę cię zapewnić, że ja nigdy tego nie zauważyłam, ale… nie przychodziłam do was, kiedy oboje byli w domu. – Na chwilę umilkła. – Muszę jednak przyznać, że byli tacy, którzy uważali, że pewnie od niego odeszła… Chociaż ja wiem, że nigdy nie porzuciłaby synów. Nie dziwię się, że o tym nie wiedziałeś. Dorośli nie rozmawiają z dziećmi o takich sprawach.
– Było między nimi aż tak źle?
– Nie wiem, John. Jestem mężatką od dwudziestu dwóch lat, urodziłam troje dzieci. Mamy z mężem lepsze i gorsze momenty, kilka razy zwracaliśmy się nawet po pomoc do psychologa. I muszę przyznać, że czasem mam ochotę rzucić to wszystko w diabły. Ale nigdy tego nie zrobię, bo dzieci są dla mnie całym światem. – Przerwała i dodała: – Wiem, że wasza matka kochała ciebie i twojego brata ponad wszystko.
– Tak ci powiedziała?
– Nie musiała. Okazywała to całą sobą. Sama jestem matką, potrafię to dostrzec. Jackie was obu ubóstwiała.
Przez chwilę Puller nie mógł wykrztusić słowa.
– Dziękuję, że mi to mówisz – powiedział w końcu.
– I zapewniam, że powód, dla którego nie wróciła wtedy do domu, nie miał nic wspólnego z tobą ani z twoim bratem.
– A z ojcem?
Tym razem Carol uwiązł głos w gardle.
– Nie rozumiem, co sugerujesz – powiedziała wreszcie.
– Pojawiły się sugestie, że to ojciec był tego przyczyną.
– Nawet nie było go w mieście. Tak przynajmniej słyszałam.
– A jeśli był? Krążyły takie plotki?
– W naszym domu nie. No ale mój tato uważał twojego ojca za boga.
– Mój ojciec działał tak na ludzi, którymi dowodził. – Przerwał, układając w myślach następne pytanie. – Carol, jak moja mama była ubrana?
– Jak była ubrana?
– Tak. W strój codzienny czy…
– O nie, nie tak jak na co dzień. Ładna sukienka, buty na obcasach, pończochy, jakaś biżuteria, ułożona fryzura, makijaż. Wyglądała przepięknie. Pamiętam, jak sobie po jej wyjściu pomyślałam, że jest bardzo atrakcyjną kobietą. Dziwne, zapamiętałam to tak wyraźnie… Ale nastolatki bardzo interesują się ubraniami, dodatkami i tak dalej. I patrząc na moje dwie córki, powiem ci, że to się wcale nie zmieniło.
– Dokąd mogła iść taka wystrojona?
Carol nie odpowiedziała od razu.
– Może na jakieś przyjęcie. Albo na umówioną kolację.
– Ale coś takiego wyszłoby w śledztwie.
– Masz rację. W tamtych czasach nie było wielu miejsc, żeby potańczyć, wypić drinka – rzekła powoli. – Nie sugeruję, że ona tam chodziła – dodała pospiesznie. – Mam na myśli lokale, w których bawiły się osoby stanu wolnego.
– Jasne.
Ciekawe, czy chciała wywrzeć na kimś wrażenie… Może na innym mężczyźnie? A jeśli ojciec się dowiedział? I ją śledził?
– Znałaś jakieś jej przyjaciółki? Kobiety, którym mogłaby się zwierzać?
– Musiałabym się zastanowić. Oczywiście przyjaźniła się z moją mamą.
– Twój tato powiedział mi, że zmarła kilka lat temu. Współczuję.
– Dziękuję. Taka jest cena miłości do drugiego człowieka. Kiedy odchodzi, rozsypujemy się na kawałki.
Coś o tym wiem, pomyślał Puller.
– Zadzwonię do ciebie, jeśli zdołam wygrzebać z pamięci jakieś imiona. Moja rodzina utrzymywała kontakty z kilkoma osobami z Fort Monroe.
– Byłbym wdzięczny.
Puller podyktował jej swój numer.
– John?
– Tak?
– Mam