Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
Trudne do oszacowania zyski – oznajmił naukowiec. – Chodzi w końcu o personale, na których możemy przeprowadzać inwazyjne badania bez obaw o ich stan. Dzięki temu udało się stworzyć owe humanoidalne koncentratory przesyłające dane z portów dostępowych w trybie sieciowym, a tym samym i nowy typ personala. – Uczony znów chrząknął, nachylił się nad jednym z klonów i przesunął nad nim personalową płytką. – Każdy z koncentratorów powiela sygnał innego koncentratora, tworząc domenę kolizyjną. – Wydawał się zadowolony z wyniku badania. – W ten sposób kreuje się swoista sieć świadomościowa, w której dokonuje się coś, co nazwaliśmy wstępnie „wirtualnym Darwinem”.
– To znaczy?
– Koncentratory rywalizują ze sobą o dostęp do transmisyjnego medium, współdzieląc jedno pasmo przepustowości – wyjaśnił Skye. – Dochodzi w ten sposób do kolizji transmisyjnej i na jej tle zaczyna się wyróżniać jeden, najsilniejszy personalowy sygnał. Sygnał ten niejako „zbiera dane” z innych personali. Tak powstaje nasz wirtualny Darwin, czyli najlepiej przystosowany personal, mogący wzmocnić każdy przepuszczany przez siebie impuls. A to dopiero początek... – Twarz Skye’a stała się nagle rozmarzona. – Pragniemy... – zaczął i urwał, rozglądając się w zdumieniu po sali.
Ciała zaczęły drgać.
Jeśli myśleli, że mieli jakieś szanse, to byli w błędzie.
Ludzie Anny wdarli się przez śluzę w pełnym rynsztunku, z założonymi goglami wspomagającymi modyfikowane zapewne personale. Wcześniejsze wrażenie rozlazłości, którego doświadczyła Erin, okazało się złudzeniem – załoga „Karmazyna” pracowała jak profesjonaliści.
Grawitacja już siadała, przesmażony system dostawał czkawki i SN spowijała ciemność, gdy co najmniej sześć postaci z karabinkami plazmowymi i laserami wpłynęło na mostek, tuż przy konsoli nawigacyjnej, po której wciąż jeszcze przeskakiwały błękitne zygzaki wyładowań.
– Buty magnetyczne – rozkazała jakaś kobieta, celująca prosto w głowę Erin, i cała grupa przełączyła coś na pasach kombinezonów. Goście opadli na posadzkę, wciąż celując w załogę „Wstążki”. – Kant – odezwała się do krótko ostrzyżonej dziewczyny z laserem – obstawiasz wyjście ze zbrojeniówki. Ligęza? Konsola.
– Robi się – odpowiedział młody komputerowiec z pieprzykiem na policzku, podchodząc do nawigacji i odłączając resztki EPI. – Piecze – syknął z uśmiechem, odrzucając fasolkę emitera i rozgniatając ją butem.
– I jak?
– Takie maleństwo to tylko przysmażenie – ogłosił Ligęza, nachylając się nad konsolą. – Da się naprawić i posklejać testującym. Kilka godzin roboty, Mamuśku. Jeśli będzie poważniej, to trzeba będzie...
– Potem będziesz mi pieprzył o technikaliach. Łączność?
– Będę miał. Interkom i mikrofon zewnętrzny. I podstawowe sterowanie, na awaryjnym. Może nawet skok? Ale w każdej chwili może siąść. Wszystko jest... zaszyfrowane jak sama Plaga.
– Dobrze. Ty. – Kobieta nazwana przez komputerowca Mamuśką machnęła lufą w kierunku Hakl. – Ligęza ustawi ci kontakt. Każ wszystkim przyjść do SN. I od razu uprzedź, że głupoty karane są natychmiastowym rozstrzelaniem. Zrozumiałaś?
Erin kiwnęła głową. Kobieta ponownie odwróciła się do komputerowca.
– Ligęza?
– Gotowe – mruknął młodzieniec, odsuwając się od konsoli.
– Zaczynasz. – Kobieta wskazała na Hakl. – Pośpiesz się.
– Tu... Biedrok – powiedziała po chwili wahania Erin, naciskając przycisk interkomu. – Słuchajcie. Jared, ty także. Przyjdźcie do SN. Statek został przejęty. Jeśli tego nie zrobicie, zabiją nas. Zrozumieliście? – Oblizała wargi. – Mają przewagę. Pomyślimy potem, co...
– Wystarczy – zdecydowała kobieta i stojący obok Hakl komputerowiec wyłączył interkom. – Nie będzie żadnego „myślenia potem”, dziecino.
Erin nie odpowiedziała.
Pierwszy przybył Monsieur. Jared i Tansky wciąż się nie zjawiali. Kobieta ponownie wskazała interkom i Hakl włączyła przycisk.
– Jared – zaczęła, siląc się na spokojny ton i starając się sobie przypomnieć, jak brzmi fikcyjne nazwisko Huba. – Zabowski – powiedziała wreszcie. – Przyjdźcie do stazo-nawigacji. Tu jest sześcioro uzbrojonych ludzi. Złaźcie. – Przerwała i po sekundzie dodała: – To rozkaz.
Dopiero po jej ostatnich słowach drzwi zbrojeniówki otworzyły się i w przejściu stanęła Maszyna. Jeśli nawet jej wygląd zrobił na kimś wrażenie, to cała grupa Anny nie dała nic po sobie poznać. Tansky jednak nie wyszedł i Erin poczuła nagle, jak po plecach przemyka jej zimny dreszcz.
– Turner Zabowski – ponownie nachyliła się nad interkomem – wychodź z Serca. Natychmiast.
Coś zatrzeszczało i usłyszeli nagle głos Huba.
– Nie sądzę – powiedział.
– H... do ciężkiej Plagi! To nie są żarty! – syknęła Hakl.
– Przykro mi, Biedrok, ale nie zamierzam dać się złapać – usłyszała. – Poinformuj proszę naszych uroczych gości, że odzyskałem już częściowo panowanie nad Sercem i że gotów jestem użyć zapisanej wcześniej instrukcji wsadowej. Tej od autodestrukcji.
– Nie możesz... – zaczęła Erin, zauważając kątem oka, że Mamuśka wskazuje głową na dwie stojące obok kobiety, które natychmiast pobiegły w kierunku drabinkowego korytarzyka prowadzącego do Serca na pokładzie głównym. Pierwsza stanęła przed zamkniętym wejściem, celując w drzwi, a druga uklękła i podłączyła coś do sterującego wejściem pulpitu. – To nie Stripsowie – dodała szybko Hakl. – Nie wygłupiaj się. Ta partia jest prze...
– Proponuję, by ludzie kapitan Anny wrócili szybko na pokład swojej fregaty – usłyszała. – Nie zawaham się przed autodestrukcją – doleciało jeszcze, ale głos brzmiał tak, jakby Hub zapomniał o nich i mówił już do siebie. – Nikt nie będzie mną rządził.
W tym momencie dziewczyny otworzyły drzwi do Serca i następne wydarzenia rozegrały się błyskawicznie.
Coś zapiszczało alarmem – najwidoczniej Tansky zdołał uruchomić coś na baterii w samym Sercu – ale dźwięk szybko został zdławiony. Do oczekujących w stazo-nawigacji doleciało coś jak trzask i zduszony krzyk.
Jared otworzył usta i wykonał taki ruch, jakby zamierzał ruszyć do przodu, ale Hakl pokręciła głową i Maszyna zamarła, patrząc na widok, który wydał się nagle wszystkim wyjątkowo upiorny.
Dwie kobiety wprowadziły Huba albo człowieka, który był nim jeszcze kilkanaście sekund temu. Komputerowiec rozglądał się dookoła nieprzytomnym wzrokiem i wciąż usiłował się szarpać; jęczał. Wyglądał jak złapane w pułapkę zwierzę i Erin, widząc, co się z nim stało, odwróciła wzrok. Mamuśka nacisnęła przycisk wszytego w kombinezon mikrofonu.
– Anna?
– Tak, Cell?
– Mamy wszystkich.
– Dobrze. Dajcie mnie na głośnik – zatrzeszczało cicho. Ligęza nie czekał: już nachylał się nad konsolą, poruszając bezgłośnie wargami.
– Dźwięk będzie kiepski, Mamuśku – zastrzegł po chwili. – I może się urwać. Wszystko ma twardy restart, brakuje całych segmentów