Ten dzień. Blanka Lipińska

Ten dzień - Blanka Lipińska


Скачать книгу
Olga, wznosząc ręce ku niebu. – Nie uspokaja mnie to. W końcu będę musiała wyjechać i zostawię ją tu z tobą. Mam nadzieję, że włos jej z głowy nie spadnie, inaczej ta twoja horda ci nie pomoże, kiedy cię dorwę.

      Massimo nie krył rozbawienia, a Domenico, wyraźnie skonfundowany, patrzył w stronę mojego pitbula w damskiej skórze.

      – Widzisz, Massimo, ten temperament to jest chyba ich cecha narodowa.

      Ucałowałam Olo i pogłaskałam ją po głowie, śmiejąc się.

      Stół uginał się od pyszności i wszyscy czworo zabraliśmy się do jedzenia. Wyjątkowo miałam dziś ogromny apetyt i nie odczuwałam żadnych dolegliwości żołądkowych.

      – No dobra, panowie – zaczęłam, odkładając widelec – to teraz opowiedzcie mi coś o waszym braterstwie. Fajnie było udawać relację szef–podwładny?

      Popatrzyli na siebie, jakby chcieli ustalić, kto ma zacząć.

      – Nie do końca jest to udawane – odparł Domenico. – Massimo, jako głowa rodziny, jest zasadniczo moim szefem, choć przede wszystkim bratem, bo rodzina jest najważniejsza, ale także donem, więc należy się mu także inny rodzaj szacunku, nie tylko taki, jaki okazuje się bliskim. – Oparł się łokciami o stół i lekko pochylił. – Poza tym dowiedzieliśmy się o tym, że jesteśmy rodzeństwem, dopiero kilka lat temu, a dokładnie po śmierci ojca.

      – Kiedy mnie postrzelono, potrzebowałem krwi – wtrącił Czarny. – No i badania wykazały u nas dość duże zbieżności genetyczne. Później, jak wydobrzałem, zaczęliśmy drążyć temat i się okazało, że jesteśmy przyrodnimi braćmi. Matka Domenica jest rodzoną siostrą mojej mamy, a ojca mamy wspólnego.

      – Zaczekaj, bo nie rozumiem – przerwała Olga. – Więc twój ojciec bzykał siostry?

      Obaj zmarszczyli się, przybierając podobny wyraz twarzy.

      – Mówiąc bardzo kolokwialnie – wycedził Massimo – owszem. Właśnie tak było.

      Przy stole zapadła wymowna cisza.

      – Czy coś cię jeszcze interesuje, Lauro? – zapytał Czarny, nie spuszczając wzroku z Olgi.

      – Skoro jesteśmy w gronie rodziny – powiedziałam – to może dla rozluźnienia wybierzemy imię dla dziecka?

      – Henryk! – zawołała Olo. – Piękne i władcze imię, królewskie.

      Domenico zmarszczył czoło, próbując razem z donem wymówić to imię.

      – Nie, to nie jest dobry pomysł. – Pokręciłam głową. – Poza tym ja cały czas jestem przekonana, że to będzie dziewczynka.

      Trzy sekundy później rozpętała się taka dyskusja, że zaczęłam żałować zmiany tematu. Olga wrzeszczała, a Massimo ze spokojem i kamienną twarzą odpierał jej argumenty. Tak naprawdę najmniej potrzebna byłam ja. Patrząc na nich, uświadomiłam sobie, że dopóki Olo nie będzie pewna tego, iż jestem bezpieczna i szczęśliwa, jej wojna z Czarnym nigdy się nie skończy, a ona wciąż będzie go prowokować i sprawdzać.

      Podniosłam się z krzesła i pocałowałam ją w głowę.

      – Kocham cię, Olo.

      Wszyscy nagle umilkli. Podeszłam do Massima i złożyłam na jego ustach długi, namiętny pocałunek.

      – Kochamy cię – powiedziałam. – A teraz jadę do lekarza, bo się spóźnię. – Po czym wzięłam czarne pudełeczko i odeszłam od stołu.

      Mój narzeczony przeprosił i powoli podniósł się z fotela. Ruszył za mną, a po chwili dogonił i objął ramieniem.

      – A wiesz, gdzie stoi samochód, kochanie, czy postanowiłaś zastanowić się nad tym później?

      Szturchnęłam go ze śmiechem, na co poprowadził mnie w stronę tej części ogrodu, w której nigdy nie byłam, bo znajdowała się za domem. Ponieważ nie było tam ani słońca, ani morza, nie miałam potrzeby tam chodzić.

      Kiedy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłam ogromny parterowy budynek, jakby wbudowany w skałę. Brama garażowa otworzyła się i odkryłam ze zdziwieniem, że garaż, a raczej hala garażowa, faktycznie był wewnątrz zbocza góry. W środku stało kilkadziesiąt różnych aut. Zgłupiałam. Po co komu tyle samochodów?

      – Jeździsz nimi wszystkimi?

      – Każdym jechałem przynajmniej raz. Ojciec miał taką pasję. Kolekcjonował je.

      Ku swojej radości zobaczyłam pod ścianą kilka motocykli i od razu ruszyłam w ich stronę.

      – Och, mój ukochany – powiedziałam, głaszcząc motor marki Suzuki Hayabusa. – Czterocylindrowy silnik, sześciobiegowa skrzynia i ten moment obrotowy! – jęknęłam. – Wiesz, że jego nazwa pochodzi od japońskiego słowa, które oznacza najszybsze zwierzę świata, czyli sokoła wędrownego? Jest cudowny.

      Massimo stał koło mnie, z zaskoczeniem słuchając tego, co mówię.

      – Zapomnij – warknął, pociągając mnie za rękę w stronę wyjścia. – Nigdy, i mówię teraz bardzo poważnie, Lauro, nigdy w życiu nie wsiądziesz na motocykl.

      Z wściekłością wyszarpnęłam rękę z jego dłoni i stanęłam jak wryta.

      – Nie będziesz mi mówił, co mam, do cholery, robić!

      Czarny odwrócił się i chwycił w ręce moją twarz.

      – Jesteś w ciąży, nosisz moje dziecko, a kiedy się urodzi, będziesz matką mojego dziecka. – Akcentował słowo „moje”, wpatrując się we mnie. – Nie zaryzykuję utraty ciebie albo was obojga, więc wybacz, ale będę ci mówił, co masz robić. – Wskazał palcem na maszyny pod ścianą. – A motocykle jeszcze dziś znikną z domu. I nie chodzi tu o twoje umiejętności ani rozwagę, ale o to, że nie masz wpływu na to, co się dzieje na drodze.

      Właściwie miał rację. Nie lubiłam tego przyznawać, ale nie pomyślałam o tym, że teraz już nie będę żyła tylko dla siebie.

      Patrząc mu w zimne, rozwścieczone oczy, pogłaskałam brzuch. Ten gest go wyraźnie udobruchał; złapał mnie za ręce i przycisnął je, opierając czoło o moje. Nawet nie musiałam mówić, że rozumiem. Dobrze wiedział, co czuję i myślę.

      – Nie bądź uparta, Lauro, tylko po to, żeby być. I pozwól mi o was zadbać. Chodź.

      W garażu przed jedną z bram stał zaparkowany czarny bentley continental. Potężny dwudrzwiowy samochód w niczym nie przypominał krowiastego porschaka, którego dostałam poprzednio.

      – Powiedziałeś, że nie będę mieć sportowego auta.

      – Zmieniłem zdanie. Poza tym wmontuję ci kontrolę rodzicielską w kluczyk.

      Stałam lekko skonfundowana, patrząc na niego z niedowierzaniem.

      – Żartujesz, prawda?

      Czarny wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.

      – Oczywiście, bentley nie ma takiej funkcji. – Uniósł z rozbawieniem brwi. – Ale jest bardzo bezpiecznym i szybkim samochodem; po konsultacji wybrałem go dla ciebie. Jest prostszy w obsłudze niż porsche i bardziej elegancki, a w środku ma dużo miejsca, więc brzuszek będzie się mieścił. Podoba ci się?

      – Podoba mi się hayabusa – powiedziałam i wydęłam dolną wargę.

      Czarny rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie i otworzył drzwi od strony kierowcy. Zdziwiona, że pozwala mi prowadzić, wolno wsiadłam do samochodu. Wnętrze było w pięknym miodowo-orzechowym kolorze, eleganckie, proste i wyrafinowane. Fotele i część


Скачать книгу