Królestwo nędzników. Paullina Simons

Królestwo nędzników - Paullina Simons


Скачать книгу
Tak jest mi bardzo dobrze, dziękuję. Nie przysuwaj się za bardzo.

      – Nie martw się.

      Ruszyli.

      Zakiyyah odrzuciło do tyłu – na pierś Ashtona. Jej biodra zaklinowały się między jego nogami. Torebka spadła na podłogę. Zakiyyah chwyciła blokadę i krzyczała przez dwie minuty w czarnej jak jaskinia kopule.

      Kiedy jazda dobiegła końca, była roztrzęsiona. Julian pomógł jej wysiąść. Josephine pierwsza wyskoczyła z wagonika i klaskała.

      – Z! Jak było? Byłaś zachwycona?

      – Czy mogę być zachwycona, gdy coś mnie przeraża?

      Podczas jazdy zrobiono im zdjęcie: Zakiyyah z szeroko otwartymi ustami, wielkimi oczami, pozostała trójka roześmiana i rozbawiona. Dali jej zdjęcie jako pamiątkę po pierwszej jeździe Space Mountain, prawdziwy przedmiot z wyobrażonego miejsca.

      – Może następnym razem spróbujemy Piotrusia Pana – powiedział Ashton, gdy wychodzili.

      – Kto powiedział, że będzie następny raz? – spytała Zakiyyah.

      – Dzięki, że to zorganizowałeś – szepnęła Josephine do Juliana, przytulając się do jego ramienia na parkingu. – Wiem, że na to nie wygląda, ale naprawdę dobrze się bawiła. Ale wiesz, co nie pomogło? Twój Ashton udający błazna. Nie trzeba się tak bardzo starać, kiedy wygląda się jak rycerz. Próbuje być zabawny jak ty?

      – Uwierz mi, on jest błaznem i rycerzem bez żadnej pomocy z mojej strony – odparł Julian.

      Josephine pocałowała go, nie gubiąc kroku.

      – Dzisiaj zarobiłeś punkty bonusowe – powiedziała. – Poczekaj, aż wrócimy do domu.

      Kiedy ona szła przez Otchłań pośród okrutnych heretyków i wiosłowała po rzece Styks w Raju w parku, Julian jeździł po L.A., szukając nowych miejsc, w których mogłaby się w nim zakochać, takich jak Disneyland. Nowych miejsc, w których mógłby dotykać jej ciała. Spacerowali po Beverly i kupowali sztuczną biżuterię, siedzieli w Montage i z nostalgią wspominali stary hotel Bel Age z widokiem na wzgórza. Unosił kieliszek w toaście w Viper Room, gdzie nie tak dawno umarł ktoś młody i piękny. Ktoś młody i piękny zawsze umierał w L.A. A kiedy wiał wiatr od strony Laurel Canyon, leżała z nim w łóżku zanurzona w jego miłości i marzyła o koralodrzewach i eukaliptusach kamaldulskich, a Julian nie marzył o niczym, bo wszystko już miał.

      Ale to było wtedy.

      Część pierwsza

       MISTRZ MENNICY

      Złota dość, żeby szaleć, wybór mężczyzn, wybór fryzur,

      Thomas Dekker, Cnotliwa ladacznica

      1

       Klub bokserski

      Ashton spoglądał na niego życzliwie, ale mimo wszystko sceptycznie.

      – Czemu mamy sami malować mieszkanie?

      – Bo praca fizyczna to zaczątek cnoty – odparł Julian, maczając wałek w farbie. – Nie stój tak. Zabieraj się do roboty.

      – Kto ci wcisnął taki kit? – Ashton nawet nie drgnął. – I wcale mnie nie słuchasz. Chodzi mi o to, że malowanie to poważna sprawa. Po co w ogóle to robimy? Przecież nie zostaniemy w Londynie na kolejny rok. Odbija ci jak zwykle, czy próbujesz zaoszczędzić na czynszu albo… Jules? Powiedz prawdę. Nie zbywaj mnie. Jestem dorosłym mężczyzną. Potrafię to przyjąć. Nie zostaniemy w Londynie, kiedy za rok skończy się umowa najmu, prawda? Nie dlatego malujesz?

      – Weźmiesz w końcu ten wałek? Prawie skończyłem moją ścianę.

      – Odpowiedz na pytanie!

      – Bierz wałek!

      – O Boże. W co ja się wpakowałem?

      Ale Julian wiedział. Ashton mógł uznać, że rok w Londynie to stanowczo za długo, lecz Julian miał pewność, że nie wystarczy.

      Dwanaście miesięcy, by wyprowadzić się ze starego mieszkania przy Hermit Street i uspokoić zapłakaną panią Pallaver, choć był tylko lokatorem samotnikiem, który odrzucił jej jedyne dziecko.

      Dwanaście miesięcy, by urządzić nowe kawalerskie gniazdko w Notting Hill, pomalować ściany na męski granat, a łazienki na dziewczyński róż, tak dla zabawy.

      Dwanaście miesięcy, by wrócić do Nextel, jakby mu to było przeznaczone, budzić się co rano, brać prysznic, wkładać garnitur, jechać metrem, kierować ludźmi, poprawiać teksty, organizować spotkania, podejmować decyzje i zawierać nowe przyjaźnie. Dwanaście miesięcy, by włóczyć się z Ashtonem jak za starych dobrych czasów, dwanaście miesięcy, by powstrzymywać go od picia co wieczór i od umawiania się z każdą ładną dziewczyną, dwanaście miesięcy, by zapuścić brodę długą do połowy piersi, czasem udawać, że flirtuje, dwanaście miesięcy, by nauczyć się uśmiechać, jakby był wesoły, a jego dusza nowa.

      Dwanaście miesięcy, by przeczytać książki. Dokąd trafi następnym razem? To musi być gdzieś i kiedyś po 1603 roku. Mnóstwo epok do poznania, mnóstwo krajów, ogrom historii. Nie miał czasu do stracenia.

      Dwanaście miesięcy, by zapamiętać, co wywołuje zakaźne choroby skóry: świerzb, syfilis, szkarlatyna, liszajec. Odleżyny i krwiaki. Pajączki i ziarniniaki na twarzy.

      I czyraki. Nie można zapominać o czyrakach.

      Dwanaście miesięcy, by nauczyć się fechtować, jeździć konno, dzwonić dzwonami, topić wosk, robić przetwory.

      Dwanaście miesięcy, by raz jeszcze przeczytać Shakespeare’a, Miltona, Marlowe’a, Bena Johnsona. W swoim następnym wcieleniu Josephine może znów być aktorką; musi być przygotowany na taką ewentualność.

      Dwanaście miesięcy, by nauczyć się, jak nie umrzeć w jaskini, nauczyć się nurkować w podziemnych wodach.

      Dwanaście miesięcy, by nauczyć się skakać.

      Dwanaście miesięcy, by stać się lepszym dla niej.

      To nie dość czasu, by przygotować się na podróż w przeszłość.

      *

      Co środę Julian jeździł pociągiem do Hoxton, mijając po drodze obskurne miasteczko z namiotami pokrytymi graffiti i podpórkami na ogórki, by zjeść lunch z Devim Prakiem, kucharzem i szamanem, uzdrowicielem i niszczycielem. Pił wodę ze sproszkowanymi kośćmi prawdziwego tygrysa, poddawał się akupunkturze, czasami zapadał w głęboki sen, czasem zapominał wrócić do pracy. W końcu zaczął brać wolne w środowe popołudnia. Teraz, kiedy jego szefem w Nextel był Ashton, podobne praktyki nie groziły już wyrzuceniem z pracy.

      Ashton, wiecznie taki sam bez względu na kontynent, na którym przebywał, żył, jakby wcale nie tęsknił za L.A. Zawarł nowe przyjaźnie i nieustannie imprezował, wybierał się na biwaki, świętował, oglądał przedstawienia i parady. Musiał specjalnie zaznaczać w kalendarzu wieczory, które spędzą z Julianem. Raz w miesiącu latał do L.A., by spotkać się ze swoją dziewczyną, a Riley raz w miesiącu spędzała weekend w Londynie.


Скачать книгу