Virion 4. Szermierz. Andrzej Ziemiański
podjęłaś się, pani?
– Tak. Powiedzieli, że dostanę wsparcie, jakiego tylko będę potrzebować. Że do mojej dyspozycji będą zakonni szpiedzy, którzy sprawdzą każdego, którego wskażę. Dostarczą informacji na temat wstępnych kandydatów, których wyłonię. Ba, powiedzieli nawet, że każdego wskazanego przeze mnie chłopca będą w stanie poddać próbom, jakie wymyślę. Przenikną nawet do jego otoczenia.
– Zupełnie nieprawdopodobne.
– Prawda?
– Mówiłaś, pani, że to zadanie niewykonalne nawet dla czarownicy. Dlaczego się więc podjęłaś?
– A właśnie. Oprócz zbioru cech, którymi powinni dysponować kandydaci, dostałam również wzorzec aury.
– To aurę da się w jakikolwiek sposób zapisać? – zainteresował się Daazy.
– Na papierze nie – uśmiechnęła się czarownica. – Przyjechał do mnie sam czarownik zakonny, i to nie byle jaki. Wyjaśnił dokładnie, o co im chodzi. Od razu uprzedzę pytanie, dlaczego sam nie szukał kandydatów. Jak wiecie państwo, już wspomnieliśmy, że kobieca magia różni się od męskiej, a oni w swoich szeregach kobiet nie tolerują. On nie był w stanie tego dokonać.
– Rozumiem – potwierdziła Taida, choć po prawdzie niewiele rozumiała. Na szczęście nie musiała znać się na arkanach sztuk tajemnych. Mogła wszystko, co mówi jej czarownica z Nimmeth, przyjąć na wiarę. – Czy otrzymałaś jeszcze jakieś wskazówki, pani?
– Owszem. Odpowiednich chłopców miałam szukać wyłącznie w Mygarth i okolicy.
– Dlaczego akurat tam?
– Tego nie chcieli powiedzieć. Ale potem, pod koniec naszej współpracy, popełnili pewną nieostrożność i części zdołałam się domyślić. – Nabel podniosła rękę. – Pozwólcie, że wyjaśnię to później.
– Do czego mieli być wybrani ci kandydaci? – zapytał Daazy.
– Tego też nie wyjaśnili. Tajna akcja na terenie cesarstwa, prowadzona jednak spoza jego granic, trwała długo, więc żeby nie zaliczyć wpadki, tajemnica była absolutnym priorytetem.
– I ty też prowadziłaś działania spoza granic Luan?
– Wprost przeciwnie. Przyjeżdżałam tu bardzo często. Nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Zakonni wiedzieli przecież, że współpracuję z Zamkiem. A trudno o lepsze i bardziej pewne alibi.
Taida znowu miała wątpliwości. Przecież to wroga akcja. Wroga wobec cesarstwa. Coś musiało odbić się na jej twarzy, ponieważ Nabel powiedziała szybko:
– I tu Zakon przeliczył się po raz pierwszy.
– W jakim sensie?
– Myśleli, że wykorzystam swoje wizyty na Zamku wyłącznie jako przykrywkę do wizyt w Mygarth. Ale ja głupia nie jestem. Przy pierwszej okazji powtórzyłam wszystko Nervie.
– Wpadkę zaliczył więc Zakon. – Daazy zaczął się śmiać. Zaraz spoważniał. – No tak. Nie mogli sądzić, że poszukiwanie jakichś tam chłopców ze względu na aurę zainteresuje kogokolwiek na Zamku.
– Właśnie. A ja myślę, że nasze dzisiejsze spotkanie jest dalekim pokłosiem mojej ówczesnej rozmowy z Nervą. Choć głowy nie dam, bo myśli waszego szefa nigdy nie podążają prostymi ścieżkami i unikają utartych traktów.
– To fakt – przyznała Taida. – Znalazłaś w końcu tych chłopców, pani?
– Tak. Czterech.
– Między nimi był Virion?
– Tak.
– Wyróżniał się czymś szczególnym?
Nabel po krótkim namyśle wzruszyła ramionami.
– Chyba nie. Zapamiętałam akurat jego, bo ma naprawdę rzadkie imię. Dane pozostałych trzech dostaniesz, pani, kiedy tylko będę mogła sięgnąć do swoich notatek.
– Rozumiem i z góry dziękuję, pani.
– Co stało się w chwili, kiedy miałaś już kandydatów, pani? – zapytał Daazy.
– Wtedy zrezygnowałam.
– Zrezygnowałaś ze współpracy? Dobrze rozumiem?
– Tak. Sama sprawa nie zakończyła się jeszcze. Ale Zakon chciał, żebym zaczęła współpracować z Biegnącymi za Snami.
Taida przypomniała sobie nielegalną sektę morderców i sukinsynów, zamieszaną w sprawę z Virionem. Niełatwo zapomnieć o ludziach, którzy potrafią przeniknąć do cudzych snów, którzy wykorzystują młode osoby w chwili dojrzewania i doprowadzają je do stanu, w jakim nikt nie chciałby się znaleźć.
– Kiedy więc Zakon poprosił cię o współpracę z nimi…
– Od razu odmówiłam. Ja się nie będę grzebać w cudzych snach. Nigdy nikogo nie skłoniłam też do samobójstwa. Nie niszczę nieświadomych niczego ludzi. Choć święta nie jestem, oczywiście. Ale każdy mój przeciwnik ma jednak wybór. Może zrezygnować z walki i uciec. Ich ofiary wyboru nie mają. To kloaka po prostu.
– Zakon korzysta z ich usług?
– Zakon uważa, że ma świetlany cel, który go we wszystkim usprawiedliwia. Żeby go więc osiągnąć, każda metoda jest akceptowalna.
– Nie wiesz, pani, co ci specjaliści od drzemek zamierzali uczynić?
Nabel uśmiechnęła się, słysząc określenie Daazy’ego.
– Nie wiem, nie zamierzałam babrać się w gównie. Pieniądze lubię, ale wolę zasypiać spokojnie, bez wyrzutów sumienia. Wszystko, co sobie przypomnę na podstawie moich notatek, dostarczę wam niezwłocznie, drodzy państwo.
Taida przytaknęła. Był to niewątpliwy znak, że czarownica jest zmęczona i czas kończyć tę rozmowę.
– Ostatnia rzecz – powiedziała jeszcze. – Obiecałaś, pani, że powiesz mi, skąd wybór Mygarth na miejsce poszukiwań owych chłopców.
– Taaak… Otóż podczas naszej współpracy mistrz zakonny pokazał mi mapę świata…
– Nie ma czegoś takiego jak mapa świata! – Daazy aż podskoczył.
– Zapewniam cię, że oni mają, panie. – Nabel uśmiechnęła się znowu. Tym razem z odcieniem kpiny. – Zauważyłam na tej mapie dziwną rzecz. Otóż na terenie wielu królestw, włączając w to cesarstwo, oznaczono kółkami wiele punktów w ten sposób, że tworzyły one gigantyczny krzyż. Jego ramiona ciągnęły się przez kilkanaście granic, a jedno z ramion sięgało nawet Królestwa Troy!
– Wiemy, o jaki krzyż chodzi. – Taida nie mogła powstrzymać ogarniającego ją podniecenia. – To świetliste znaki, rozpalane… – urwała nagle, bo zrozumiała, że zaraz powie coś o „zdarzeniach”.
– Być może – zgodziła się Nabel. – Nie wnikałam w szczegóły. Zwróciłam za to uwagę, że gdyby przedłużyć jedno z ramion krzyża, to ostatni zaznaczony punkt znajdowałby się w Mygarth.
Natrija otrząsnęła się z bitewnego szoku zadziwiająco szybko. I tak jak obiecała, przedstawiła rodzicom własną wersję tego, co zaszło. Matriarchini nie dopytywała już, czy jej towarzystwo na pewno jest z najwyższych sfer i czy nie splamiło się niczym, co uwłaczałoby honorowi, żadną zbrodnią, przeniewierstwem ani zabójstwem. Virion nawet wiedział, jakich argumentów użyła Natrija. Tak, tak, został rycerzem ratującym honor podróżującej incognito młodej damy, która używała imienia „Niki”, by nie wyróżniać się