Iluzja. Mieczysław Gorzka
na niego pułapkę i że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo.
Te wątpliwości przeleciały mu przez głowę sześć godzin za późno.
Trzęsąc się z przerażenia, stał przywiązany taśmą pakową do pnia drzewa. Na szyi boleśnie zaciskała mu się pętla. Musiał stać wyprostowany jak struna, nieopatrzny ruch i pętla zaciskała mu się boleśnie na gardle. Oddychał z trudem. Widział już kiedyś taką scenę. Wspomnienie wywoływało w nim kolejne ataki panicznego strachu.
Czuł tępy, pulsujący ból w czaszce, z rozbitej głowy ściekała mu strużka krwi i zbierała się w grube krople na brodzie. Płuca i gardło paliły ogniem, nie mógł z siebie wydobyć głosu. Zresztą usta i tak miał zalepione taśmą. Otaczała go ciemność lasu, gdzieś w oddali od czasu do czasu słychać było przejeżdżające główną trasą samochody.
Ubrana na czarno postać, której zarys z trudem dostrzegał w ciemnościach, mówiła coś wypranym z emocji, monotonnym głosem. Na początku nie mógł skupić się na słowach. Ich sens dotarł do niego z pewnym opóźnieniem. Wtedy zrozumiał, że za chwilę umrze.
Jeszcze ostatni raz szarpnął się rozpaczliwie.
Potem było już tylko słychać odgłosy młotka uderzającego o metal i zapadła cisza.
7 Brat
27 czerwca, sobota wieczorem
– Słucham? – Głos redaktor Justyny Kordas w słuchawce zabrzmiał ostrożnie.
Nie była pewna, dlaczego dzwoni. Może chciał na nią nakrzyczeć po obejrzeniu reportażu, a może kontynuować niezbyt miłą popołudniową rozmowę, którą tak nagle przerwał?
– Nie śpisz? – zapytał cicho Zakrzewski.
– Nie.
Czekała nieufnie na kolejne zdania, ale była lekko zaskoczona pojednawczym tonem.
– Oglądałem twój reportaż o mordercy ze Szczepanowa i chciałem przeprosić, że tak niesprawiedliwie cię dzisiaj oceniłem.
Justyna przez sekundę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wreszcie parsknęła śmiechem i zdecydowała się na lekką złośliwość:
– Komisarz Zakrzewski zdobył się na przeprosiny! Chyba zapiszę sobie w kalendarzu i co rok będę otwierać z tej okazji szampana.
Marcin uśmiechnął się mimowolnie. Przypomniał sobie, że kiedyś lubił jej inteligentne złośliwości i słowne zaczepki.
– Widać myliłem się i pomimo upływu lat nie zmieniliśmy się tak bardzo.
– Miło mi to słyszeć. A zatem… mój materiał był dobry? – zapytała ostrożnie.
– W kilku miejscach minęłaś się z prawdą, trochę podkolorowałaś, niepotrzebnie wyeksponowałaś kilka nieistotnych szczegółów, ale generalnie było w porządku.
– Proszę, proszę! Prawie profesjonalna ocena. – Znowu nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Rozumiem, że to była pochwała.
Dziennikarka miała powody do zadowolenia. Materiał o seryjnym mordercy był bardzo dobry. Wbrew pierwszym obawom Marcina Justyna wspomniała o komisarzu Zakrzewskim tylko parę razy, jako o jednym z prowadzących śledztwo, i prawie pominęła dramatyczne zdarzenia w zrujnowanym domu w Szczepanowie. Reportaż skupił się głównie na psychice mordercy. Kilka razy wypowiadał się jakiś oficer operacyjny, ale miał głos zmieniony tak, że Marcin nie wiedział, kto to. Głównym gościem był psycholog, jeden z pierwszych profilerów na Dolnym Śląsku i guru profilerów w kraju. Mówił przede wszystkim o tym, co mogło dziać się w głowie mordercy – dlaczego zabijał, co czuł i co mogłoby się stać, gdyby policja go nie unieszkodliwiła.
– Jak ci się żyje w stolicy? – zapytał.
Sam był zdziwiony, że takie pytanie padło z jego ust.
– Nie jest łatwo. Praca w komercyjnej telewizji przypomina długodystansowy wyścig szczurów. Trzeba być w ciągłej gotowości. Łapiesz zadyszkę i wypadasz. Potem trudno dogonić czołówkę.
Coś w tonie jej głosu powiedziało mu, że nie jest tam szczęśliwa.
– Nie tęsknisz za Wrocławiem?
– Jasne! Na szczęście bywam u was często służbowo. Jeśli trafia się wolny weekend, odwiedzam rodziców. Ryanair zarobił już na mnie krocie!
Roześmiali się.
– Przynajmniej lepiej zarabiasz. – Marcin, jakby wbrew sobie, podtrzymywał rozmowę.
Dziś rozmawiali ze sobą po raz pierwszy od wielu lat. Dotąd wydawało mu się, że ma do niej żal. Ich związek zapowiadał się całkiem dobrze, kiedy Justyna wybrała karierę. Później zrozumiał, że zbyt dużo musiałby poświęcić, żeby z nią być. Ten fakt uświadomiła mu dopiero Paulina Czerny. Z perspektywy lat wyjazd Justyny do Warszawy był bardzo dobrym rozwiązaniem.
– Na pewno zarabiam więcej niż we Wrocławiu, ale nie zapominaj, że mieszkam w Warszawce. Życie tu jest dwa, a może i trzy razy droższe niż w innych miastach. Po zapłaceniu rachunków niewiele mi zostaje. Nadal mieszkam w wynajętym mieszkaniu, nie stać mnie na własne, a nie chcę brać kredytu i wiązać się z Warszawą na stałe. Kupiłam sobie tylko bardzo ładny i drogi samochodzik. Tutaj nie wypada jeździć byle czym.
– J-jasne. – Nie zapytał, czym według niej jest „byle co”.
– Dużo pomagam rodzicom. A ty? Nadal mieszkasz na Muchoborze?
Marcin czuł się dziwnie. Rozmawiali, jak gdyby byli przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach. Płynie czas i leczy rany.
– Ciągle w tym samym mieszkaniu. – Uśmiechnął się. – Nadal jestem w drugiej grupie zaszeregowania. Od lat myślę o remoncie kuchni i łazienki, ale nie mam w sobie tyle samozaparcia, żeby coś zaoszczędzić.
Wreszcie zadała pytanie, które wisiało w powietrzu od początku:
– Masz kogoś?
Zawahał się, czy być w stosunku do niej aż tak szczerym. Wreszcie zdecydował, że szczerość w niczym nie zaszkodzi.
– Nie.
– Ale… – zająknęła się zaskoczona. – Słyszałam, że jesteś z Pauliną Czerny.
Wszyscy znali się jeszcze ze szkoły średniej.
– Rozstaliśmy się – odpowiedział szybko i wbrew sobie mówił dalej: – Wiesz, ona lubi rządzić i ma bardzo mocny charakter. Ja też bywam trudny i… Zrobiła się z tego mieszanka wybuchowa. A ty mieszkasz z kimś?
– Nie, jestem zatwardziałą singielką.
– I tak zupełnie nic? – Roześmiał się.
– No wiesz, jakieś przygody były – rzuciła ze śmiechem, ale w tonie jej głosu Marcin wyłapał fałszywe nuty. – Ale nie szukam nikogo na stałe.
– Rozumiem. Jakbyś była we Wrocławiu, zadzwoń, może… – Nie dokończył.
– Pewnie! – podchwyciła zaraz. – Wyskoczymy na kawę pogadać o starych karabinach.
– Właśnie.
– To do zobaczenia!
– Cześć!
Rozłączył się i pogłaskał Tinę. Leżała obok z głową na sofie przy jego nodze.
Zamyślił się.
Magda, Hania Duciak, teraz Justyna Kordas. W ostatnich dwóch dniach zaczął intensywniej niż dotąd myśleć o kobietach. Odkąd zaczął sąsiedzki romans z Magdą, nie odczuwał braku seksu. Wprost przeciwnie, temperament Magdy ciągle rósł i Marcin coraz częściej zaczynał