Nocna droga. Kristin Hannah

Nocna droga - Kristin Hannah


Скачать книгу

      Jego uśmiech zgasł.

      – Lexi – przedstawiła się, chociaż nie spytał jej o imię.

      Odwrócił wzrok, tracąc zainteresowanie.

      – Zach.

      Dziewczyna w króciutkich szortach i odsłaniającym brzuch topie podeszła do niego od tyłu, stanęła obok w malowniczej pozie i szepnęła mu coś do ucha. Nie roześmiał się, ledwie wygiął do góry kąciki ust. Cofnął się, odchodząc od Lexi i Mii.

      – Na razie, Mała Mi – rzucił do siostry.

      Zarzuciwszy ramię na dziewczynę w miniszortach, poprowadził ją w stronę schodów, gdzie zniknęli w gromadce biegnących na górę nastolatków.

      Mia zmarszczyła czoło.

      – Coś nie w porządku, Lexi? Mogę mówić, że jesteś moją przyjaciółką?

      Zaniepokojona Lexi wpatrywała się w puste miejsce, gdzie przed chwilą stał brat Mii. Uśmiechnął się do niej, prawda? W pierwszej chwili, przez sekundę? Co zrobiła nie tak?

      – Lexi? Mogę mówić, że się przyjaźnimy?

      Lexi wypuściła z płuc wstrzymywane powietrze. Z trudem oderwała wzrok od schodów. Spostrzegając zdenerwowanie Mii, uzmysłowiła sobie, co jest ważne, a nie był to Zach. Nic dziwnego, że ją zmieszał. Ktoś taki zawsze będzie niepojęty dla dziewczyny dorastającej w jakiejś dziurze. Liczyła się Mia i kruchy początek ich przyjaźni.

      – Oczywiście – odparła z uśmiechem. Raz, dla odmiany, nie przejmowała się zębami. Była pewna, że Mia o to nie dba. – Możesz o tym mówić wszystkim.

      W pokoju telewizyjnym jak zwykle roiło się od nastolatków. Kogoś innego może przytłoczyłby gwar i zamęt, ale nie Jude. Przed laty – kiedy bliźniaki zaczynały szóstą klasę – dołożyła starań, by jej dom zachęcał do odwiedzin. Chciała dać młodym impuls do spędzania tu czasu. Znając siebie, wiedziała, że nie będzie chciała podrzucać własnych dzieci innej kobiecie, pragnęła sama mieć nad nimi pieczę. Z tego względu starannie zaprojektowała piętro domu. Udało się. W niektóre dni schodziło się piętnaścioro nastolatków, rzucając się na przygotowane przekąski jak szarańcza. Wiedziała dzięki temu, gdzie przebywają jej dzieci, i miała pewność, że są bezpieczne.

      Jude odemknęła przesuwane drzwi, zamontowne w drewnianych ściankach pokoju dziennego, następnie otworzyła je na oścież i wsłuchała się w odgłosy na górze – podłogi skrzypiały, a po całym domu niósł się tupot nóg.

      Chociaż raz Mia nie chowała się przed dzikimi harcami, nie zamknęła się w swojej sypialni i nie oglądała tam Małej syrenki, Pięknej i Bestii czy innego pocieszającego filmu Disneya. Wyszła na plażę i usadowiła się na piasku razem z Lexi. Otuliły się ciężkim wełnianym kocem, a słona bryza splatała jasne i ciemne pasma włosów. Siedziały tak i gadały już od paru godzin.

      Już sam widok córki rozmawiającej z koleżanką wywołał uśmiech Jude. Tak długo na to czekała, tak gorąco tego pragnęła, a jednak teraz, gdy się doczekała, nie mogła stłumić niepokoju. Delikatna Mia bardzo potrzebowała opieki, łatwo można ją było skrzywdzić. A po tamtej historii z Haley nie zniosłaby zdrady nowej przyjaciółki.

      Jude musiała dowiedzieć się czegoś więcej o Lexi, żeby mieć rozeznanie, z kim córka się spotyka. Ta rodzicielska praktyka od lat dobrze się sprawdzała. Im więcej wiedziała o życiu dzieci, tym lepszą mogła być matką. Wyszła na taras. Wiatr od razu rozwiał jej włosy, zarzucając pasemka na twarz. Nie wsunęła nawet stóp w którąś z par butów leżących w nieładzie przed drzwiami, tylko ruszyła boso po kamiennych płytach, mijając ciemne plecione meble ogrodowe. Granicy pomiędzy trawą a piaskiem strzegł ogromny cedr strzelający prosto w krystalicznie czyste niebo. Zbliżając się do dziewczynek, usłyszała głos Mii:

      – Zgłosiłabym się do szkolnego przedstawienia, ale wiem, że mnie nie wybiorą. Główne role dostają zawsze Sarah i Joeley.

      – Byłam dzisiaj przerażona przed rozmową z tobą – rzekła Lexi. – A gdybym się do ciebie nie odezwała? Nie warto się bać. Powinnaś się zgłosić.

      Mia obróciła się do Lexi.

      – Poszłabyś ze mną na przesłuchanie? Ci teatromani... są tacy poważni. Nie lubią mnie.

      Lexi kiwnęła głową z powagą i zrozumieniem.

      – Pójdę. Pewnie.

      Jude przystanęła obok córki.

      – Cześć, dziewczyny – powiedziała, kładąc dłoń na szczupłym ramieniu Mii.

      Ta uśmiechnęła się do matki.

      – Idę na przesłuchanie do Księżniczki na ziarnku grochu. Lexi pójdzie ze mną. Pewnie nie dostanę roli, ale...

      – Wspaniale – odparła Jude, zadowolona z takiego obrotu sprawy. – No, tak. Chyba czas, żebym odwiozła Lexi. Za godzinę wraca tata.

      – Mogę pojechać z wami? – spytała Mia.

      – Nie. Masz wypracowanie na piątek. Dobrze byłoby, żebyś się do niego zabrała.

      – Już sprawdzasz stronę internetową? Jest pierwszy dzień szkoły – zaprotestowała Mia, garbiąc się.

      – Powinnaś być na bieżąco. W liceum stopnie są bardzo ważne. – Spojrzała na Lexi. – Gotowa?

      – Pojadę autobusem – rzekła Lexi. – Nie trzeba mnie odwozić.

      – Autobusem?

      Jude zmarszczyła czoło. Tyle lat matkowała na wyspie i nie słyszała, żeby dziecko coś takiego zaproponowało. Jeżeli już, to mówiło, że zadzwoni do mamy; nikt nie zapowiadał, że pojedzie autobusem. Gdzie tu w ogóle można złapać autobus?

      Lexi wyplątała się z koca w biało-czerwone pasy. Wstała, a koc opadł na piasek.

      – Naprawdę, pani Farraday. Nie musi mnie pani odwozić do domu.

      – Mów mi Jude, Lexi, bardzo cię proszę. Kiedy mówisz: pani Farraday, myślę o mojej matce, a to nie jest dobre. Mio, idź, powiedz Zachowi, że zaczynam odwozić. Spytaj go, czy ktoś jeszcze potrzebuje podwózki.

      Dziesięć minut później Jude uruchomiła silnik escalade’a. Pięcioro nastolatków wtłoczyło się do luksusowego wnętrza, gadając jedno przez drugie podczas zapinania pasów. Na fotelu z przodu siedziała milcząca Lexi, patrząc prosto przed siebie. Jude przykazała Zachowi i Mii wziąć się do pracy domowej, zanim odjechała. Znaną trasą mogłaby jechać z zamkniętymi oczami – w lewo na Plażowy Podjazd, w prawo na Nocną Drogę, w lewo na autostradę. Na samym szczycie Widokowej Grani zjechała na podjazd przyjaciółki.

      – Jesteśmy na miejscu, Bryson. Powiedz Molly, że lunch w tym tygodniu jak najbardziej aktualny.

      Chłopak wymamrotał coś pod nosem i wysiadł. Przez następne dwadzieścia minut Jude objeżdżała wyspę, wypuszczając kolejnych pasażerów. Na koniec zwróciła się do Lexi:

      – Dokąd teraz, kochanie?

      – Tam chyba jest przystanek.

      Jude się uśmiechnęła.

      – Nie ma mowy, żebym wsadziła cię do autobusu. Dokąd, Lexi?

      – Port George.

      – Och! – Jude westchnęła zaskoczona. Większość uczniów liceum mieszkała na wyspie, a drugi koniec mostu, szczerze mówiąc, prowadził do zupełnie innego świata. Mierząc to geograficzną miarą,


Скачать книгу