Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Alice Lugen
wykładali jego rodzice, potrzebował swobody i pewności, że dobre wyniki w nauce będzie zawdzięczać wyłącznie własnej pracy, a nie respektowi, jaki przed doktorem Władimirem Słobodinem odczuwają pozostali wykładowcy. Wybrał wydział mechanizacji Politechniki Uralskiej. I od razu zapisał się do sekcji turystycznej.
Wkrótce stał się jednym z najbardziej pożądanych uczestników wypraw. Zapraszano go do udziału we wszystkich ekspedycjach. Dlaczego? Rustem był niesamowicie silny. Porąbanie siekierą zmarzniętego na kość pnia nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania, podobnie jak przerzucanie ludzi na drugi brzeg strumienia. Ciskał kolegami niczym szmacianymi lalkami. W jego plecaku zawsze upychano największe ciężary. Nikt nie był w stanie pokonać go na rękę ani położyć w udawanych pojedynkach. Na wyprawach wykonywał najtrudniejsze prace fizyczne, brał dodatkowe dyżury i odciążał słabszych towarzyszy.
Pomocnego osiłka traktowano jak ochroniarza i gwarancję bezpieczeństwa. Ekipa Diatłowa powierzyła mu na przechowanie pieniądze i obowiązek dźwigania zrolowanego namiotu. Obecność Słobodina w składzie sprawiała automatycznie, że grupa zyskiwała pewność siebie. Nie widziano powodów do obaw. Jeśli ktoś dozna kontuzji, Rustem go poniesie. Jeśli żeliwny piecyk przymarznie do ziemi, Rustem wyrwie go z lodu. Jeśli przyczepi się bezpański agresywny pies, Rustem go odgoni.
Ufano mu bezgranicznie.
Rodzice, których połączyła podróżnicza pasja, z radością obserwowali, jak ich syn staje się turystą z prawdziwego zdarzenia. Kupili mu aparat fotograficzny i kolekcjonowali zdjęcia z kolejnych wypraw. Ze studentami politechniki Rustem odwiedził Ural i Ałtaj. Wspólnie z ojcem przemierzył pieszo najciekawsze szlaki południowych republik. Interesował się muzyką i nauczył się grać na mandolinie.
Rustem Słobodin
W czerwcu 1958 roku obronił pracę dyplomową35 i rozpoczął karierę zawodową jako jeden z licznych młodych i zdolnych inżynierów zimnej wojny. Dokumenty, akta osobowe i relacje dotyczące miejsca pracy Rustema są niespójne. Prawdopodobnie zaraz po studiach dołączył do zespołu pracowników zakładu atomowego Majak (lub odbył w nim spóźnione praktyki studenckie). Wkrótce przeniósł się do miejsca zwanego Zakładem 10, gdzie rozpoczął pracę na stanowisku inżyniera.
Nic niemówiąca nazwa „Zakład 10”, typowa dla tajnych laboratoriów państwowych, była jednym z określeń nadanych swierdłowskiemu Naukowo-Badawczemu Instytutowi Technologii Chemicznej. Placówka działa do dziś. Założono ją w 1942 roku, aby optymalizować broń wykorzystywaną na frontach II wojny światowej. W trakcie zimnej wojny instytut okazał się jeszcze bardziej potrzebny i jeszcze bardziej zapracowany. Od 1957 roku powstawały w nim technologie, produkowano maszyny i urządzenia do wszystkich obiektów radzieckiego przemysłu jądrowego. Kierowników i pracowników często nagradzano państwowymi odznaczeniami, w tym Nagrodą Lenina i Nagrodą Rady Ministrów ZSRR. Otrzymywał ją praktycznie każdy po kilku latach pracy.
Rustem postanowił spędzić pierwszy urlop ze znajomymi z sekcji turystycznej. Planował fotografować góry, grać na mandolinie przy wieczornych ogniskach, odpoczywać od uciążliwego dudnienia maszyn i gorzkiego odoru chemikaliów. Przed wyprawą pożegnał się z rodzicami i rodzeństwem. Młodsza siostra zapamiętała ostatnie słowa, które rzucił do niej już za progiem: „Trzymaj się ciepło, niedługo wrócę”.
Aleksander Kolewatow
Zapamiętano go jako człowieka o następujących cechach: wybitnie inteligentny, niespotykanie ambitny, charyzmatyczny, pedantyczny, metodyczny, logiczny, całkowicie oddany dziedzinie, w której planował karierę.
Wychował się w rodzinie przywiązującej dużą wagę do edukacji. Miał cztery starsze siostry, Rimma ukończyła uczelnię pedagogiczną i pracowała jako dyrektorka szkoły w Swierdłowsku, Wiera doktoryzowała się na wydziale chemii.
W 1953 roku Aleksander skończył technikum metalurgiczne i rozpoczął pracę w moskiewskim Instytucie 3394 na stanowisku starszego laboranta. Studia realizował w trybie indywidualnym. Często podróżował między Moskwą a Swierdłowskiem. Do jego akt osobowych na Politechnice Uralskiej dołączono list referencyjny sporządzony przez dyrektora Instytutu 3394, w którym ten wyraża się o podwładnym w samych superlatywach, chwaląc jego rozległą wiedzę, skrupulatność i pomoc kolegom z zakładu pracy36.
Kolewatow był nietypowym studentem. Do egzaminów przystępował wówczas, gdy miał czas i ochotę. Nie musiał dostosowywać się do życzeń i nakazów kadry naukowej, ponieważ to kadra była zobligowana do pochylenia się nad jego potrzebami. Przyczyna takiego stanu rzeczy znajdowała się w Moskwie. Tam, w potężnym gmaszysku, mieściła się siedziba Instytutu 3394, obecnie znanego jako Technologiczny Instytut Naukowo-Badawczy Materiałów Nieorganicznych im. A. Boczwara. Geneza placówki sięga 1944 roku, kiedy to Państwowy Komitet Obrony ZSRR wydał uchwałę o przedsięwzięciach zapewniających rozwój wydobywania i przetwarzania rud uranu. Spośród licznych zastosowań tego pierwiastka za wiodące uznano badania nad reaktorami, elektrowniami oraz bombami jądrowymi.
W kolejnych latach Instytut 3394 doczekał się zaszczytnego miana „wschodniego mózgu zimnej wojny”. Kadry ściągano z całego terytorium ZSRR. Szukano młodych, kreatywnych lub wręcz lekko szalonych wizjonerów oraz starszych doświadczonych profesorów akademickich, którym powierzano urealnianie projektów tych pierwszych. Efekty olśniewały. W latach pięćdziesiątych pracownicy instytutu zaprojektowali tarczę do obrony kraju przed atakiem rakietowym z terytorium USA, opracowali i ulepszyli najnowocześniejszą technologię pozyskiwania paliwa jądrowego, a nawet rozrysowali w najdrobniejszych szczegółach zaawansowane satelity, które niebawem miano umieścić na orbicie. Tu wymyślono sztucznego satelitę Sputnik, tu stworzono program Wostok i zaplecze dla misji Jurija Gagarina. W przypadku Instytutu 3394 określenie „tajny zakład” nie zostało nadane na wyrost. Miejsce pracy Aleksandra było drugim najpilniej strzeżonym przez kontrwywiad obiektem w ZSRR, zaraz po Kremlu. W celu zmylenia przeciwnika nazwę placówki zmieniano wielokrotnie.
O pracowników dbano z najwyższą troską, często przyznawano im urlopy na regenerację sił po wytężonej pracy i dokształcanie. Tym samym laborant Aleksander mógł odwiedzać bliskich w Swierdłowsku, zdawać egzaminy na studiach i oddawać się własnym zainteresowaniom. Świetnie posługiwał się bronią palną, uzyskał uprawnienia instruktora strzelectwa sportowego. Należał do sekcji turystycznej przy Politechnice Uralskiej, uczestniczył w szeregu wypraw o mniejszym lub większym poziomie trudności, zdobył uprawnienia do kierowania nimi. Wędrował głównie po Uralu, ale był również za kołem podbiegunowym. Szkolił początkujących turystów. W 1958 roku kierował ekipą, która obrała za cel Sajany.
Jewgienij Zinowjew, który towarzyszył mu w kilku ekspedycjach, wspomina: „Cechowała go dokładność i pedantyczność, dawało się w nim wyczuć lidera. W trakcie wypraw skrupulatnie prowadził dziennik i nikomu go nie pokazywał. Prawdopodobnie notował osobiste obserwacje i przemyślenia”37. Ludzie, którzy studiowali z Aleksandrem, nie potrafią powiedzieć o nim zbyt wiele. Był zamknięty w sobie, tajemniczy, skoncentrowany na swoich sprawach. W zasadzie nie miał bliskich kolegów. Nikomu się nie zwierzał, nikogo nie pytał o radę, nie opowiadał o tym, gdzie pracuje i czym się zajmuje. Pogrążony w myślach potrafił milczeć całymi godzinami. Ignorował zadawane mu pytania, uważając to za zachowanie absolutnie naturalne.
Za otaczający go mur wpuścił tylko jedną osobę – starszą o pięć lat siostrę Rimmę. Byli ze sobą bardzo zżyci. Utrzymywali regularny kontakt niezależnie od tego, w jakim mieście przebywał Aleksander. Wysyłał do siostry telegramy, dzwonił i pisał. Każdego dnia miał jej do powiedzenia więcej niż reszcie świata przez długie tygodnie. Rimma wspierała go w karierze zawodowej. Była dla niego oparciem w żałobie, kiedy jako dziesięciolatek musiał pogodzić się ze śmiercią