Siostra Słońca. Lucinda Riley

Siostra Słońca - Lucinda Riley


Скачать книгу
dobrze? – syknęła Ally, wkurzona już mną na maksa. – Na pewno mama sama nam to wyjaśni.

      Jazda trwała cztery sekundy. Szarpnęło, gdy dotarłyśmy na dół. Drzwi rozsunęły się i weszłyśmy do zwyczajnej piwnicy, która, tak jak mówiła Ally, była ze wszystkich stron obstawiona półkami na butelki wina.

      – No proszę. – Marina poszła krok naprzód i wskazała rękami na pomieszczenie. – Piwnica na wino waszego ojca. – Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. – Przykro mi, Elektro, lecz nie ma w tym żadnej wielkiej tajemnicy.

      – Ale…

      Stojąca za nią Ally spojrzała na mnie tak, że nawet ja nie odważyłam się tego zlekceważyć.

      – No… rzeczywiście bardzo tu ładnie… – Zaczęłam rozglądać się po półkach, ciekawa, co też zgromadził na nich Pa Salt. Wyciągnęłam jedną butelkę. – Ho, ho, Château Margaux, rocznik tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty siódmy. W najlepszych restauracjach w Nowym Jorku można je zamówić za ponad dwa tysiące. Szkoda, że wolę wódkę.

      – Możemy już wracać? Muszę sprawdzić, co u Beara – powiedziała Ally, mierząc mnie kolejnym ostrzegawczym spojrzeniem.

      – Daj mi jeszcze parę minut – odparłam, dalej penetrując półki. Wyciągałam to tu, to tam butelkę i udawałam, że studiuję etykiety, ale cały czas starałam się wypatrzeć ukryte drzwi, o których mówiła Ally. Po prawej stronie przyjrzałam się burgundowi Rothschild 1972 i dostrzegłam ledwie zauważalną rysę w ścianie za półką.

      – Dobrze – rzuciłam, podchodząc do mamy i Ally. – Wracajmy.

      Kiedy zbliżałam się do windy, zorientowałam się, że jest obwiedziona stalowym zabezpieczeniem.

      – A to na co? – Pokazałam palcem.

      – Jeśli wciśniesz ten przycisk – Marina dotknęła miejsca z boku – drzwi windy znikną pod stalowym panelem.

      – Więc gdybyśmy go teraz wcisnęły, zostałybyśmy odcięte od świata? – spytałam, czując, jak ogarnia mnie panika.

      – Nie, skąd! Ale gdyby ktoś próbował się tu dostać z góry, to nie wejdzie. To skarbiec – wyjaśniła mama, kiedy wciskałyśmy się do windy. – Nic niezwykłego w domu bogatej rodziny mieszkającej na odludziu. Gdyby, Boże, uchowaj, Atlantis stało się celem ataku złodziei albo zdarzyło się coś jeszcze gorszego, moglibyśmy się schować i wezwać pomoc. Tak, chérie.Marina uśmiechnęła się do mnie leciutko, gdy wjeżdżałyśmy piętro wyżej. – Na dole jest sygnał wi-fi.

      Wysiadłyśmy z windy i wróciłyśmy do kuchni, a ja zanotowałam w pamięci, gdzie odkłada klucz.

      – Wybaczcie mi, ale jestem już zmęczona – powiedziała. – Muszę się położyć.

      – To przez Beara, nie dał ci spać od piątej. Jutro z rana ja się nim zajmę.

      – Nie, Ally. Jak się teraz prześpię, dam sobie doskonale radę. I tak ostatnio wcześnie się budzę. Dobranoc.

      Skinęła nam obu głową i wyszła z kuchni.

      – Skoczę sprawdzić, jak tam Bear – rzuciła Ally i już miała pędzić za mamą, ale trąciłam ją w ramię.

      – Czemu nie wjedziesz na górę windą? – Zdjęłam klucz z haczyka i pomachałam jej nim przed nosem. – Winda wjeżdża aż na mansardę. Widziałam przycisk.

      – Nie, Elektro. Wejdę piechotą, dzięki.

      – Jak sobie życzysz. – Wzruszyłam ramionami, gdy zniknęła.

      Nalałam sobie trochę wódki z colą i przeszłam korytarzem pod gabinet ojca. Popchnęłam drzwi. Pokój wyglądał jak żywe muzeum, jakby Pa Salt był tu przed chwilą i zaraz miał wrócić. Jego pióro i notes nadal leżały pośrodku biurka. Wszędzie panował jak zwykle nienaganny porządek. Nie to co u jego najmłodszej córki, pomyślałam, uśmiechając się krzywo. Usiadłam w jego starym obrotowym skórzanym fotelu i przez chwilę przypatrywałam się półkom z książkami ustawionym pod jedną ze ścian. Podeszłam i wyjęłam wielki oksfordzki słownik języka angielskiego. Często go używałam jako dziewczynka. Pewnego razu zastałam Pa Salta przy rozwiązywaniu krzyżówki w angielskiej gazecie.

      – Witaj, Elektro. – Uśmiechnął się, podnosząc na mnie wzrok. – Nie potrafię tego zgadnąć.

      Przeczytałam hasło: Opadają, kiedy śpisz (7). Zastanowiłam się chwilę.

      – Może powieki?

      – Tak, oczywiście, masz rację! Ale z ciebie mądra dziewczynka.

      Od tamtej pory podczas wakacji, jeśli był w domu, wołał mnie do siebie i siadaliśmy razem, by rozwiązywać krzyżówki. Lubiłam te chwile. Do tej pory łapię często gazetę, czekając w sali dla VIP-ów na lot, i bawię się tymi łamigłówkami. To bardzo wzbogaciło moje angielskie słownictwo. Wiem, że zadziwiam tym przeprowadzających ze mną wywiady dziennikarzy. Wszyscy myślą, że jestem tak tępa jak tapeta na mojej twarzy.

      Odłożyłam słownik i miałam wyjść, gdy poczułam wyraźnie zapach wody kolońskiej Pa Salta. Stanęłam jak wryta. Poznałabym ten świeży cytrynowy aromat na końcu świata. Przebiegł mnie dreszcz. Przypomniałam sobie, co wcześniej mówiła Ally o wrażeniu, że Theo nadal jest przy niej…

      Roztrzęsiona, opuściłam gabinet i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

      Ally była w kuchni. Szykowała butelki.

      – Co to za mleko w dzbanku? – spytałam. – Myślałam, że karmisz Beara piersią?

      – Tak, ale ściągnęłam trochę, żeby mama miała mu co dać jutro rano.

      – Błe! – Skrzywiłam się, patrząc, jak nalewa mleko do butelki. – Jeśli kiedyś będę miała dziecko, w co wątpię, nie dam sobie z tym wszystkim rady.

      – Nigdy nie mów nigdy. – Ally uśmiechnęła się do mnie. – A przy okazji, kilka tygodni temu widziałam w gazecie twoje zdjęcie z Zedem Eszu. Jesteście parą?

      – O Chryste, nie! – Wetknęłam palce do puszki z herbatnikami i wyciągnęłam maślane ciasteczko. – Czasami chodzimy razem zabawić się gdzieś w Nowym Jorku. Albo dokładniej, żeby zabawić się ze sobą.

      – Mówisz, że jesteście kochankami?

      – Tak, a co? Masz z tym jakiś problem?

      – Nie, skąd, ale… – Popatrzyła na mnie z niepokojem. – Tylko…

      – Co takiego?

      – Nie, nic. W każdym razie kładę się spać, póki mogę. A ty?

      – Ja też.

      Dopiero po wypiciu wódki z mojego tajnego zapasu, którą napełniłam kubek do mycia zębów, kiedy umościłam się w swoim łóżku z lat dziecinnych i poczułam się przyjemnie zamroczona, przypomniałam sobie o rysie na ścianie za półką w piwnicy. Może powinnam tam teraz zejść i sprawdzić…

      – Jutro – obiecałam sobie, gdy zamknęły mi się oczy.

      4

      Następnego ranka obudził mnie wrzask Beara. Sięgnęłam po zatyczki do uszu w nadziei, że uda mi się pospać jeszcze parę godzin, ale było za późno. Nie mogłam już zasnąć. Wrzuciłam na siebie stary szlafrok, który nadal wisiał na drzwiach, i poczłapałam w poszukiwaniu jakiegoś towarzystwa. Płacz dobiegał z końca korytarza, gdzie były pokoje mamy. Zapukałam delikatnie do drzwi.

      – Entrez.

      Weszłam


Скачать книгу