Pudło. Nina Olszewska

Pudło - Nina Olszewska


Скачать книгу
Najgorszy jest kąt, ta ubikacja za ścianą. Poniżające.

      Ciasnota ma też inne skutki: skraca się zapłon. Łatwo o konflikt.

      – Nie powiem, kilka tygodni minęło, jak zeszły stresy, jak ja zacząłem odpoczywać! Nagle nic nie ma do roboty, rachunków płacić nie musisz. Tak z tydzień czy dwa czułem, jak organizm odpoczywa.

      Potem przyszła rutyna, praca, tęsknota za rodziną.

      – Gdybym był drugi raz, pewnie mniej bym się stresował. Ale pierwszy raz, dla człowieka, któremu zależy na rodzinie, to coś strasznego. Idziesz bezradny… Opisać się tego nie da. Drugi raz pewnie byłby łatwiejszy, wiedziałbym co i jak.

      Adam

      Noga na nodze, zaplecione ręce – przez te kilka godzin rozmowy nie rozluźni kończyn nawet na chwilę. Toporne tatuaże, przestawiony nos. Adam wygląda, jakby chciał uciec, chociaż zgodził się przecież na tę rozmowę. Ani razu na mnie nie spojrzy.

      Trzynaście lat temu policja zabrała go z domu. Widział, jak matka płacze. Długo towarzyszył mu strach, że mama coś sobie zrobi, że nie udźwignie życia z piętnem matki mordercy. Sam zastanawiał się, czy ze sobą nie skończyć.

      – Znałem zakłady karne tylko z filmów, byłem przerażony. To, co pokazują w telewizji, a to, co się widzi w zakładzie, to zupełnie inne sprawy. Bałem się innych osadzonych, nie wiedziałem, co to za ludzie, jakie mają wyroki, czy mi krzywdy nie zrobią. No i funkcjonariuszy. Po filmach myślałem, że mają inne podejście.

      Mówi, że już wie, że w więzieniu nie jest tak źle. Opowiada o pięciodniowej przepustce, którą dziś zaczyna, i wciąż wraca do strachu, do wszystkich jego wcieleń, które poznał za kratami.

      – Wchodzi człowiek do celi i od razu się zaczyna rozglądać, który to ten, co może mu coś zrobić. Każdy tu szuka osoby, na którą trzeba uważać.

      W celi przejściowej był jedenaście dni. Takie są raczej surowe, nigdy pojedyncze. Osadzeni mają tam materiały piśmiennicze, gdyby ktoś chciał zawiadomić rodzinę – to szczególnie ważne w przypadku tych, których zgarnięto z ulicy. Jeśli ktoś ma pieniądze, może kupić kartę telefoniczną i do bliskich zadzwonić. Na początku i później na oddziale zamkniętym osadzony ma prawo do pięciu minut rozmowy dziennie. Jeśli będzie na półotwartym, będzie mógł rozmawiać chwilę dłużej. Jeśli nie ma pieniędzy, dostaje dwa znaczki pocztowe na miesiąc.

      Z tych pierwszych dni Adam pamięta głównie brud i bałagan. W miejscu, w którym wszyscy są na chwilę, nikt nie dba o porządek. Po wejściu do celi recydywiści wiedzą, jak się zachować i co powiedzieć. Świeżak czeka na pierwszy krok współosadzonych.

      – Jak wszedłem do celi, to była cisza, wszyscy stali i patrzyli na mnie. Zapytali, kto ja jestem – to się przedstawiłem. Wypytywali, skąd jestem, za co, pytali o życie z wolności. Dopiero po jakimś czasie znaleźliśmy wspólne tematy, jakoś zostałem przyjęty – opowiada.

      Długo nie mógł tu spać.

      – Biłem się z myślami, bałem się ludzi, nie wiedziałem, czego się po nich spodziewać. Chodziłem do pani psycholog, która mówiła, że skoro nie mogę spać, to jestem uzależniony od alkoholu. Pojechałem na obserwację do zakładu psychiatrycznego. Jak zobaczyłem, jacy ludzie tam są, tym bardziej nie mogłem spać.

      Rodzina Adama potwierdzała, że nie jest alkoholikiem, jednak pod pierwszą opinię psychologa łatwo było się podpiąć kolejnym. W końcu organizm nie wytrzymał, zaczął spać.

      Na wolności Adam pracował i uczył się, codziennie wstawał wcześnie, więc porządek dnia w więzieniu nie jest dla niego nowością. Rano jest pobudka i przygotowanie do apelu: osadzeni mają być ubrani, a łóżka zaścielone. Funkcjonariusz zagląda do celi i sprawdza, czy stan się zgadza.

      – Niektórzy lubią pospać, na wolności nic nie robili lub chodzili na późniejsze godziny do pracy, trudno im się przyzwyczaić, że trzeba wstać. Bywa, że łamie się zasady, bo ktoś za długo siedział przed telewizorem, zaspał. Kiedyś od razu wypisywali wnioski karne, teraz bardziej ostrzeżenia się dostaje, już tak nie karzą jak dawniej. Zasady się chyba trochę zmieniły. Inaczej też odbierane są osoby, które dłużej siedzą, administracja je zna, wie, czego się spodziewać – opowiada.

      Adam po przejściowej trafił do celi sześcioosobowej.

      – Zdziwiony byłem, że w takim pomieszczeniu da się normalnie funkcjonować. Siedzenie w tyle osób jest uciążliwe, to jednemu nie pasuje, to drugiemu – opowiada. W obecnym więzieniu ma pojedynczą celę, otwartą. Zostało mu półtora roku, chodzi na przepustki.

      Najlepszymi współosadzonymi według Adama są osoby, które mają już za sobą kilka lat. Wiedzą, jak żyć, żeby nikomu nie przeszkadzać. Już nie mają złudzeń, że wszystko im wolno. Nie, nie wolno.

      To, co wolno, a czego nie, jest dokładnie opisane w regulaminie wewnętrznym. Sposobem na sprawdzenie, czy stan posiadania więźniów zgadza się z jego zapisami, są kipisze.

      – Denerwuje mnie to najgorzej. Wychodzimy z celi i kontrolują wszystko. Jak znajdą coś nielegalnego, to komisja penitencjarna, nagana, czasem nawet cela izolacyjna – opowiada Adam. Zabronione są rzeczy z wolności i samoróbki – własnej roboty grzałki czy maszynki do tatuażu.

      Regulamin wewnętrzny nic na ten temat nie mówi, ale jest coś jeszcze, czego lepiej w więzieniu nie mieć na widoku: emocje. Adam sugeruje unikanie bliższych relacji ze współosadzonymi. Odkrywanie się przed innymi miewa wysoką cenę. – Tu każdy patrzy, jak kogoś wykorzystać – tłumaczy. Gdy rozmawiamy o przyjaźni za kratami, słowo „przyjaciel” wypowiada nienaturalnie, jakby nie pasowało mu do zdania i do kontekstu. Szkoda gadać, przyjaźń nie jest tu wartością.

      Adam, z zawodu introligator, w więzieniu jest bibliotekarzem. Wcześniej sprzątał plac przed budynkiem. Pracę dostał po pięciu latach odsiadki.

      W budynku, w którym pracuje, od kilku miesięcy stoją eksperymentalne ule, którymi będą zajmować się więźniowie. Na razie dużo tam do zrobienia nie mają, wdrażają się powoli i przyglądają pracy naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego. Adam na początku trochę się pszczół bał, ale teraz nawet je lubi – mówi, że z nimi mniej czuje zamknięcie. W domu miał koty, tuż przed wyrokiem nawet psa, pszczoły traktuje jak namiastkę pupila.

      Najbardziej brakuje mu rodziny.

      – Przez te trzynaście lat straciłem matkę, brata, młodszą siostrę. Poumierali. Rozmowy z panią psycholog pomogły. Jeden brat mi został, wspaniałe wsparcie mam w jego osobie.

      Wspomina, jak sąd pozwolił mu spotkać się z matką, zanim umarła. Pojechał do szpitala pod konwojem, skuty kajdankami ręce-nogi. Mieli godzinę. Później krewni przekazali mu ostatnie życzenie matki.

      – Przed śmiercią miała dla mnie słowa: nie rób nic głupiego. Cały czas to sobie analizuję, jak mi przychodzą różne takie myśli. Bo nie powiem, przychodzą.

      Marcin

      Osadzeni z artykułu 148 – gdy rozmowa schodzi na tych więźniów, numerem z kodeksu karnego zasłaniają się nawet funkcjonariusze i rzecznicy prasowi jednostek penitencjarnych. Zabójców jest najtrudniej zapytać o początek życia w więzieniu, bo uznają to za pytanie o zbrodnię. Spinają się, wycofują, zamykają. Ustalam z Marcinem, że nie musi opowiadać o przestępstwie. Próbujemy.

      – Były takie programy, na Wirtualnej Polsce czy na Polsacie, które miały przybliżyć, jak tu wygląda życie. I trochę przybliżyły, chociaż ja mam wrażenie, że wybierali do tego osoby, którymi dało się sterować, żeby pokazały, jak tu jest strasznie. Śmiejemy się, jak słyszymy w telewizji, że afera taka czy


Скачать книгу