Pudło. Nina Olszewska

Pudło - Nina Olszewska


Скачать книгу
Zakładu Karnego w Iławie pracę w Służbie Więziennej zaczęła od aresztu. Mówi, że nigdy wcześniej nie widziała tylu płaczących mężczyzn. Opowiada: – Praca psychologa w areszcie jest najczęściej interwencyjna, słuchamy i wspieramy: „Rozumiem, że pan się znalazł w trudnej sytuacji”. Jeśli płacze, mówię: „Widzę, że pan płacze, smuci się pan”. Wtedy czasem pojawia się złość: „A co mam robić?!”. To są wszystko naturalne emocje, ci ludzie mają prawo tak się czuć, mogą się czuć na przykład pokrzywdzeni i potraktowani niesprawiedliwie. W areszcie buchają emocje, jest ich bardzo dużo. Złość jest naturalna, ale pod złością zawsze coś jest: obawa, lęk, wyrzuty sumienia.

      Sprawy wiary

      Art. 73. § 1. W zakładzie karnym utrzymuje się dyscyplinę i porządek w celu zapewnienia bezpieczeństwa i realizacji zadań kary pozbawienia wolności, w tym ochrony społeczeństwa przed przestępczością.

      – A wie pani, że ten podział na gitów i frajerów, który my tu mamy, jest charakterystyczny dla naszej części Polski? Na południu, w Krakowie czy Tarnowie, nie pyta się nowych osadzonych o stosunek do grypserki, ale o preferencje klubowe, Wisła czy Cracovia – opowiada kierownik penitencjarny z jednego z zakładów karnych na Mazowszu. – Te preferencje bierze się pod uwagę przy umieszczaniu w celi, chociaż według przepisów powinniśmy kierować się wiekiem osadzonych i na przykład tym, czy palą.

      W czasie pierwszych 48 godzin odbywania kary osadzony musi dwukrotnie odpowiedzieć na pytania dotyczące nieformalnych struktur subkultury więziennej: czy uczestniczy, czy chciałby, jak postrzega. Pierwszy raz jest pytany o to w czasie wywiadu środowiskowego, drugi raz podczas rozmowy wstępnej z wychowawcą lub psychologiem. Odpowiedzi zostają zanotowane, z czasem będą aktualizowane, jeśli osadzony zmieni zdanie lub pracownicy uzyskają dodatkowe informacje: czy ten grypsujący jest szeregowy, czy znaczący, czy pełni funkcję przywódczą.

      – Jeśli przychodzi małolat, taki czasem nawet siedemnastolatek sądzony jak dorosły, i mówi, że jest grypsujący, to ja go pytam – bo bywam złośliwy – czy on się grypsowania nauczył na boisku, czy na balkonie. A on wtedy mówi przeważnie, że ma kolegów i od nich wszystko wie. Dla nas to jest trudna sprawa, bo z założenia mamy na celu odwodzenie od uczestnictwa, ale też musimy brać to pod uwagę przy obsadzaniu cel. Generalnie niewskazane jest umieszczenie kogoś takiego tylko z grypsującymi.

      Kierownik penitencjarny nakreśla mi zasady więziennej logistyki: jeśli mamy celę pięcioosobową i dwóch gitów na trzech frajerów, to jest w porządku, każdy ma swoje towarzystwo. Dodatkowo przy celi powyżej czterech osób bywają już dwa stoliki i nie ma problemu z tym, że grypsujący nie zje przy jednym stole z frajerem, więc frajerzy będą jedli na łóżkach. Dwóch grypsujących na czterech frajerów czy dwóch na dwóch nawet – to przeważnie działa. Problem jest z celami trzyosobowymi. W takim Opolu Lubelskim są tylko trójki i jedynki. Z trójkami jest problem: jeśli cela mieszana, to zawsze dwóch do jednego. Ani samotny frajer, ani samotny grypsujący w takim układzie to nie jest dobre rozwiązanie.

      Pytanie o przynależność to wciąż jedno z pierwszych, które pada, kiedy osadzony wchodzi do celi, szczególnie mieszanej. Wtedy trzeba się zadeklarować.

      – Zdarza się też, że to środowisko kogoś odrzuca, bo ten ktoś na przykład się pruje, czyli donosi. Trzymamy wtedy solówki, czyli osoby grypsujące, które nie mogą mieszkać z innymi grypsującymi.

      Kiedyś, żeby móc należeć, trzeba było mieć odpowiednie więzienne doświadczenie, dobrą opinię w środowisku, odpowiedni paragraf. Damscy bokserzy, drobne złodziejaszki, przestępcy seksualni nie mieli szans. Teraz, jak mówi funkcjonariusz, decydują pieniądze, więc nawet artykuł 197 z dwójką czy trójką, jakieś gwałty zbiorowe, mogą grypsować, jeśli ich na to stać.

      – Kiedyś chodziło o lojalność i zasady, teraz pieniądz o wszystkim decyduje, powiem pani. Zdarza się, że ktoś przychodzi i mówi: wie pan, ja mam pięćdziesiąt lat, grypsuję od dwudziestu, ale teraz to już nie jest grypsowanie. Pan mi tam zmieni w papierach.

      Edward

      O grypsujących pytam każdego, z kim rozmawiam. Zawsze słyszę, że to prehistoria. Że są jeszcze takie dinozaury, że mają te swoje zasady, ale nikomu nie przeszkadzają. Jak chcą jeść osobno – niech jedzą. Ręki nie podadzą? Nie muszą.

      Sprawdzam więzienne statystyki:

      W 2017 roku odnotowano 43 „drastyczne przejawy podkultury więziennej”, zaangażowanych uczestników: 122, w tym dwa przypadki gwałtu. Pozostałe 41 – znęcanie się.

      W 2018 roku: 42 „drastyczne przejawy podkultury więziennej”. Zaangażowanych uczestników: 117, w tym 1 gwałt i 41 przypadków znęcania się.

      To kompletny wyciąg ze statystyk, nie koncentruję się na gwałtach, nie szukam znęcania, nie zależy mi na eksploatacji stereotypowych patologii więziennych. Takie są rubryki oficjalnego raportu Służby Więziennej, innych opcji tabelka nie przewiduje. Liczby prowokują wyobraźnię: jak organizowane i przeprowadzone są te „drastyczne przejawy podkultury więziennej”, skoro wyraźnie są to wydarzenia grupowe, a nie starcia jeden na jednego? Czy „zaangażowany uczestnik” to tylko napastnik, czy ofiara też? Czy faktycznie w te zdarzenia są zaangażowani jedynie grypsujący, czy frajerom nie zdarzają się takie sytuacje? Znajomy funkcjonariusz obrazowo, choć anonimowo, proponuje scenariusz: ktoś komuś podpadł. Wcale nie jest powiedziane, że frajer gitowi, w dzisiejszych rozwydrzonych czasach stara wiara nie jest dominującą siłą. Konieczny jest jednak przedstawiciel podkultury, żeby zdarzenie trafiło do tej tabelki, no i niezbędny jest konflikt. Skonfliktowane strony spotykają się na spacerze, żeby sprawę rozwiązać szybko i skutecznie, napastnik ma ze sobą pięciu kolegów. I tak się pojawia w tabelce jedno zdarzenie zakwalifikowane pod znęcanie, bo przecież nie gwałt, i siedmiu uczestników, bo napastnik, ofiara i pięciu kolegów, prosta matematyka.

      Na szczęście poznaję Edwarda.

      Jeśli w więzieniu można być eleganckim, zadbanym mężczyzną – Edward taki jest. Czarne polo, szpakowata fryzura muśnięta żelem, wąsik. Nonszalancki, szarmancki, uroczy. O grypsowaniu mówi „wiara” lub „przynależność”.

      – To było bardzo dawno temu, pani jeszcze malutka była. – Kłamstewko oczywiste, acz miłe, Edward od lat nie rozmawiał z kobietą, która nie byłaby pracownikiem więzienia, dba więc o takie detale. – Czasy były inne, inne było odbywanie wyroku, inni skazani, inni funkcjonariusze. – W jego głosie słyszę smutek.

      Edward jest w więzieniu od dwudziestu lat. Wcześniej jako zawodowy kierowca miewał tylko kontakty z drogówką, co najwyżej.

      – Stało się, jak się stało. Człowiek prowadzi normalne życie rodzinne i raptownie spada na samo dno. Morderstwo, najgorszy artykuł, 148. Wiadomo, jak to jest traktowane po drugiej stronie. Sam to potępiam, ciężko się z tym żyje. Kara to kara, ale tu… – Stuka się zamaszyście w klatkę piersiową. – To jest cały czas. I nie jest lekkie. Gorsze niż bicie.

      Opowiada, że kiedy trafił za kraty, bicie było na porządku dziennym. Wiedział, jak się zachować, zapewnia. Nie miał kryminalnych doświadczeń, ale miał kolegów i sąsiadów z epizodami. Chociaż o szczegółach pobytu w więzieniu nie wypadało wówczas rozmawiać, wiadomo było, kto się za kratami zachowywał niestosownie i należy mu się za to odtrącenie również na wolności.

      – Tak jak każda instytucja ma jakieś swoje tajemnice, tak i my mieliśmy swoje. Teraz jest inaczej, podobno cała bajera jest w Internecie – wzdycha tak ciężko, że nie mam serca, żeby mu powiedzieć, że to prawda. Grypserski słownik przeczytać może każdy.


Скачать книгу