Z jarmarku. Szolem-Alejchem
miejsce, ten zmienia los. Ładna ci zmiana. Nie ma co mówić. – Wyłaźcie, bękarty, jesteśmy na miejscu! – obwieścił im Meir Welwl, gdy przeciągłym „prr” zatrzymał konie przed gankiem.
Głodni, poobijani i potłuczeni chłopcy pojedynczo wyłazili z budy i prostowali kości. Natychmiast też rozwarły się drzwi mieszkania i na nieoświetlonym ganku pojawiły się, jedna za drugą, jakieś postacie. W ciemnościach nocy nie sposób było rozpoznać kto to, chyba tylko po głosie. Pierwsza postać była wysoka i gruba. Babcia Minda. Wyciągnęła swoją starą szyję i rzekła: – Tak! Chwała Ci, Boże, dzieci już są! – Następna postać była niewielka. Malutka i żwawa. To matka, Chaja Estera. Zwróciła się do kogoś z pytaniem: – Już przybyły? – Ów ktoś odpowiedział z radością: – Już przyjechały! – Była to osoba długa i chuderlawa: ojciec, Nachum, syn Wewika. Obecnie już Nachum Rabinowicz. W wielkim mieście zdymisjonowany został dziadek Wewik. Powitanie wypadło nie tak, jak dzieci oczekiwały. Wprawdzie były pocałunki, ale raczej chłodnawe. Zaraz po tym zapytano je: – A co u was? – Cóż można na takie pytanie odpowiedzieć? Nic. Pierwszą osobą, która przypomniała sobie, że dzieci mogą być głodne, była babcia Minda.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.