To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
miała obstawiać – oznajmiła z ziewnięciem – powiedziałabym, że raczej chłopak. W każdym razie na pewno młody mężczyzna. W tamtej chwili nie skojarzył mi się z nikim znajomym.
Umościła się wygodniej w moich ramionach.
– Obejrzymy coś? Chciałabym przez chwilę o niczym nie myśleć – poprosiła. – Może Riverdale? Teraz wszyscy o tym mówią, a ja jeszcze nie widziałam ani jednego odcinka.
– Jasne! Anything you want!
Zerwałem się z kanapy po pilota, żeby uruchomić Netfliksa.
Ale kiedy rozpoczęliśmy śledztwo wokół tajemniczej śmierci nastoletniego Jasona, moje myśli uparcie wracały do napastnika i pytania, po co Elli „ten chłopaczek”. Czy naprawdę mogło chodzić o mnie? Czy ktoś chciał ją oszpecić, mając nadzieję, że wtedy przestanie mi się podobać? Bo jeśli tak, jeśli nie była przypadkową ofiarą, to istniała tylko jedna osoba, która mogła wziąć ją na celownik.
I tą osobą była Lily.
Znałem Lily, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie obracała się w półświatku, nie brała narkotyków, nie przestawała z mordercami. Nie była panienką z bogatego domu, która dysponowałaby środkami na wynajęcie jakiegoś gangstera, żeby napadł Ellę.
A skoro tak, mógł to zrobić dla niej tylko ktoś z jej znajomych. Ktoś, komu na niej zależało.
Renia, Jula i Ida. Trzy koleżanki Anieli i Nutelli, które zupełnie przypadkowo przyjaźniły się z Karolą, najlepszą przyjaciółką Lily. Kto wie, może przyjaźniły się też z Lilianą, może wszystkie to uknuły z jakiegoś powodu, którego nie dostrzegałem?
Po pewnym czasie poczułem, że oddech Elli się wyrównał. Stał się miarowy i spokojny. Zasnęła. Lewą ręką sięgnąłem po telefon, żeby wystukać wiadomość do Adama, ale zmieniłem zdanie.
W pierwszym odruchu chciałem go poprosić, żeby popytał, czy któryś z chłopaków nie zarobił w nos, ale to byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Trzeba będzie pogadać z ludźmi jutro w szkole, ostrożnie rozpuścić wici.
Moim zdaniem powinniśmy też pójść do pani Szulc. Dyrektorka już siłą rzeczy została wciągnięta w krucjatę Lily przeciwko Elli, powinna wiedzieć, co się stało. Koniecznie.
Nie byłem dotąd osobą, która przyjaźniła się z nauczycielami, ale cel podobno uświęca środki. A posiadanie sprzymierzeńca na samej górze na pewno nie mogło zaszkodzić.
Kiedy Ella się przebudziła, dochodziła północ. Już wcześniej dałem Jodzie znać, co się wydarzyło, i że zostanę z Nutellą. Chciałem ją przenieść do łóżka, ale uparła się, że skoro i tak musi skorzystać z toalety, to weźmie paracetamol i umyje zęby. Kiedy poszedłem z nią do łazienki, ze zdziwieniem znalazłem w kubeczku pojedynczą szczoteczkę, którą mi dała ostatnio.
Na widok mojego pytającego spojrzenia odparła, wzruszając ramionami:
– No co, wiedziałam, że prędzej czy później cię tu przywieje. To była tylko kwestia czasu. A skoro tak, to było jasne, że ta szczoteczka jeszcze ci się przyda, no nie?
Ona myła zęby oczywiście elektryczną, tego też się mogłem spodziewać. Ameryka była bliżej, niż mi się wydawało.
Kiedy wyciągnęliśmy się na jej łóżku i kiedy splotłem jej palce z moimi, ponownie czując wdzięczność wobec losu, że nic gorszego niż jedna rana cięta jej się nie przytrafiło, postanowiłem ją zapytać o USA.
– Gdybyś miała opowiedzieć w kilku zdaniach o najdziwniejszych rzeczach, które mogą mnie zaskoczyć w Ameryce, to co byś wymieniła? – Nie chciałem jej tylko zagadać i odwrócić jej myśli od dzisiejszej napaści, ale byłem szczerze ciekaw, co odpowie.
– Oprócz tego, że wszystkie banknoty są zielone?
– Czy ty myślisz tylko o pieniądzach? – Dałem jej lekkiego prztyczka w nos.
– Nie tylko. – Ucałowała opuszki moich palców, delikatnie i przelotnie, a mimo to byłem przekonany, że była to najbardziej podniecająca rzecz, jaka mi się w życiu zdarzyła. – Ale nie wiem, czy w jakimkolwiek innym państwie na świecie jest podobnie. Tam w każdym razie naprawdę płaci się zielonymi. Choć od jakiegoś czasu w różnych odcieniach.
– Okej, co jeszcze?
– Ceny są zwariowane.
– Ty dalej o pieniądzach? – Tym razem to ja ucałowałem ją w grzbiet dłoni. – Masz na myśli fakt, że tam jest drogo?
– Nie, chodzi mi o to, że często podatek nie jest wliczony w cenę, więc nie ma co przychodzić z odliczoną kwotą. Nigdy nie wiadomo, ile naprawdę trzeba będzie zapłacić, bo zawsze coś doliczą. Poza tym nawet gdyby człowiek chciał zapamiętać zasady, to w każdym stanie jest inaczej, więc to przegrana sprawa.
– Okeeej…
– Niesamowite jest to, że w każdym domu, biurze, warsztacie, na stacji benzynowej czy w przyczepie jest przelewowy ekspres do kawy.
– Dlatego ci tam tak dobrze?
Uśmiechnęła się.
– Widzę, że naprawdę doskonale mnie znasz… – Przysunęła sobie moją dłoń i analizowała skórę. Kiedy znalazła małą bliznę, złożyła na niej pocałunek i kontynuowała: – Pewnie widziałeś na filmach wszechobecne czerwone plastikowe kubeczki. Są wszędzie, na każdej imprezie. No i drzwi w publicznych toaletach są dość… krótkie. To znaczy między drzwiami a podłogą jest spora szczelina i znacznie więcej przez nią widać niż u nas.
– Do pasa?
Uderzyła mnie w mostek.
– Panie Meller, pana zboczona natura kiedyś wpędzi kogoś do grobu. Na przykład mnie. No więc nie do pasa, ale gdzieś tak do kolan. Poza tym wszystko jest smażone w głębokim tłuszczu, wszędzie trzeba dawać napiwki, i to duże! Wszyscy mają klimę, w pracy i w domu. I wszyscy się uśmiechają. Naprawdę. To dość ożywcze po wyjeździe z Polski.
– Podoba mi się ta wizja – przyznałem.
– Ale bywa, że napiwki sięgają dwudziestu pięciu, a nawet trzydziestu procent, wyobrażasz sobie? Jeśli dasz nasze zwyczajowe polskie dziesięć, możesz kogoś obrazić! – Uwielbiałem jej słuchać, uświadomiłem sobie, że mógłbym tak spędzić co najmniej tydzień, patrząc na światła przesuwające się w ciemności po suficie i dotykając jej aksamitnej dłoni. – Zawsze mi się podobało, że na paragonie są najczęściej podane schodki do wyboru. Piętnaście procent to taka kwota, dwadzieścia to tyle, a dwadzieścia pięć tyle. You decide.
– Czuję się zaszczycony, panno Beck, że wybrała mnie pani na swoją osobę towarzyszącą na wesele Amber. Już nic mnie nie powstrzyma przed wybraniem się tam z panią. – Chciałem, żeby moje wyznanie zabrzmiało mniej poważnie, ale z wrażenia aż ścisnęło mnie w piersi.
– Nawet Robert Beck?
– Nawet Robert Beck.
– Nawet służby konsularne? Ani celne?
– No dobra, cofam to. Spłyciła to pani, ale niech będzie. Przed wylotem z panią na wesele w kwietniu powstrzyma mnie tylko i wyłącznie problem na oficjalnej stronie ESTA, pracownik imigracyjny, celnik, pies celnika, amerykańska ciężarówka, która mnie przejedzie na miejscu. Zadowolona?
Zamiast odpowiedzi uniosła się na łokciu i musnęła moje usta swoimi kształtnymi wargami.
– Myślę, że to wyczerpuje top five listy zagrożeń, panie Meller.
Po tych słowach odwróciła się i położyła na lewym boku, oszczędzając prawe ramię, a ja przyciągnąłem ją do siebie i niesłychanie delikatnie objąłem w pasie.
Czułem,