MALARZ DUSZ. Отсутствует
zamówili u niego znani secesyjni architekci – a także gliniane ornamenty, jak fleurony czy grawerowane kafelki, szkice i obrazy, mnóstwo obrazów, namalowanych przez mistrza, podarowanych mu przez przyjaciół bądź po prostu kupionych.
Don Manuel gwałtownie zerwał się z krzesła.
– Niesłychane! – krzyknął. – Nie może być!
Nie przejął się tym, że część papierów spadła na podłogę. Dalmau podniósł je i odłożył na biurko, świadomy, że to nie jest dobry moment, by wspominać o siostrze. Miał taki zamiar, ale kiedy tylko wszedł do gabinetu, don Manuel zaczął narzekać na sytuację polityczną i w końcu wybuchnął gniewem. W ostatnich dniach Dalmau nieraz słyszał pokrzykiwania gazeciarzy, ale zaabsorbowany problemami z siostrą, matką i Emmą, nie przywiązywał do nich wagi.
Kilka dni wcześniej odbyły się wybory do madryckich Kortezów. Dalmau nie poszedł głosować. Manipulowanie wynikami było na porządku dziennym w całej Hiszpanii, także w Barcelonie, gdzie głosowały tysiące nieboszczyków. Tym razem rząd sfałszował dokumenty tak, by wygrała partia monarchistów, która wspierała Alfonsa XIII i jego matkę, królową Marię Krystynę, rządzącą w imieniu nieletniego syna. Monarchiści nie docenili jednak republikańskiego rewolucjonisty Alejandra Lerroux, który niedawno pojawił się w Barcelonie i porywał robotników płomiennymi przemówieniami. W obecności tysięcy zwolenników oskarżył monarchistów o oszustwo wyborcze i ostrzegł rząd w Madrycie, że takie postępowanie przywódców partii monarchistów podsyca w Katalonii nastroje separatystyczne, których bardzo obawiano się w stolicy. Na koniec położył na szali własne życie. „Mandat albo śmierć!”, ostrzegł, oklaskiwany przez tłumy.
Monarchiści ustąpili, zabrano się więc do ponownego liczenia głosów, na oczach obserwatorów, którzy wypełnili salę Sant Jordi w siedzibie katalońskich władz. Większość z nich trwała na stanowiskach przez piętnaście godzin, bo tyle zajęła cała procedura. Żeby nie stracić miejsca, jedli w sali, niektórzy nawet sikali pod siebie. Lerroux przez cały czas siedział na wprost przewodniczącego komisji wyborczej. Po pierwszym liczeniu do parlamentu dostało się rzekomo pięciu monarchistów i dwóch regionalistów, po drugim – czterech regionalistów, dwóch republikanów (Lerroux zdobył mandat) i tylko jeden monarchista.
Pierwszy raz po przywróceniu monarchii w 1874 roku na hiszpańską scenę polityczną wkroczyli robotnicy, którzy przed wyborami z 1901 roku byli jedynie statystami w przedstawieniu reżyserowanym przez monarchistów. Odbywały się co prawda manifestacje, organizowano strajki, dochodziło do bardziej lub mniej brutalnych zamieszek i zamachów bombowych przeprowadzanych przez anarchistów, ale dla władz i możnych były to jedynie drobne niedogodności, które w ten czy inny sposób udawało im się przezwyciężać. Dwa mandaty partii Lerroux otwierały robotnikom drogę do polityki.
– Ci sami republikanie, którzy jadą do Madrytu reprezentować Barcelonę, nie tak dawno temu zorganizowali antykościelną manifestację! – utyskiwał mistrz, wyciągając ręce, jakby nie pojmował tego, co się dzieje.
Dalmau wbił wzrok w podłogę. Był na tamtej manifestacji razem z Montserrat i Emmą. Na arenie walk byków w dzielnicy Barceloneta zebrało się prawie dziesięć tysięcy osób, które domagały się kasaty zakonów, wypędzenia duchownych, sekularyzacji szkolnictwa i rozdziału Kościoła od państwa. „Koniec z subwencjami! Niech pobierają opłaty za udzielanie komunii!”, krzyczeli protestujący.
– Co ci antyklerykałowie zrobią z naszym krajem?! – krzyczał teraz don Manuel.
Dalmau westchnął. Mistrz odwrócił się w jego stronę.
– Coś się stało, synu?
Co za różnica, czy powie mu o tym teraz, wieczorem czy nazajutrz? Don Manuel zawsze będzie nienawidził rewolucjonistów.
– Aresztowali moją siostrę Montserrat.
Tym razem westchnął don Manuel. Opadł ciężko na krzesło, jakby zwalił się na niego cały świat, i pogładził wąsy w miejscu, gdzie łączyły się z bokobrodami.
– Za co? – zapytał.
Dalmau uznał, że jeżeli mistrz zechce mu pomóc, wcześniej czy później i tak pozna prawdę.
– Starła się z żołnierzem – powiedział. Don Manuel rozłożył ręce, zachęcając go, by kontynuował. – Wzywała do strajku robotników ze swojej fabryki i została zatrzymana.
– I nie dość, że mimo stanu wojennego zakłócała porządek publiczny, to jeszcze postawiła się żołnierzowi?
– Ugryzła go – uściślił Dalmau. Mistrz zamknął oczy i pokiwał głową. – Podrapała i skopała.
Don Manuel potakiwał, jakby wcale go to nie dziwiło. Nagle zza drzwi, które Dalmau zostawił otwarte, wychyliła się głowa jednego z robotników. Przepraszająco zapukał we framugę.
– Czego? – zapytał mistrz.
– Przyjechał pański powóz. Czeka na dziedzińcu.
– Aha – przypomniał sobie don Manuel. – Już schodzę. – Zmierzył Dalmaua wzrokiem. – I chcesz, żebym jej pomógł – wywnioskował.
– Tak.
– Dlaczego miałbym to zrobić? Jest… anarchistką?
Dalmau stał bez ruchu i milczał.
– Tak, jest anarchistką – odpowiedział sam sobie don Manuel. – Anarchistką, która wzywa do strajku i walczy z żołnierzami, z władzą. Rewolucjonistką, która chce zniszczyć…
– To moja siostra – przerwał mu Dalmau.
Mistrz cmoknął i przez chwilę gładził baki i wąsy, wpatrując się w jeden z wielu obrazów wiszących na ścianach pracowni.
– Nie powinienem interweniować – odezwał się wreszcie. Wstał i ruszył w stronę drzwi. – Przykro mi, synu. Jadę do domu. Jestem zdenerwowany tym, co się dzieje. Nie mogę pracować w takich warunkach.
Zatrzymał się, zanim chłopak zdążył zagrodzić mu drogę.
– Błagam pana, don Manuelu. Jest w więzieniu Amàlia. Wiadomo, co się tam wyprawia. Zgwałcili ją! – Głos Dalmaua zadrżał. Mistrz uciekł wzrokiem. – Nawet osiemnastoletnia anarchistka nie zasługuje na taki los. Jeżeli nie wyjdzie z tej nory, ci bandyci ją zabiją. Ona ma dopiero osiemnaście lat – powtórzył. – Niech pan nie ma jej za złe młodzieńczych błędów.
– Błędów? – podchwycił don Manuel. – Czy to znaczy, że twoim zdaniem postąpiła niewłaściwie, namawiając do strajku i stawiając się żołnierzom?
– Tak… – skłamał Dalmau.
– A co ty zrobiłeś, żeby temu zapobiec?
Dalmau zawahał się, szukając właściwej odpowiedzi, i mistrz próbował wykorzystać jego niezdecydowanie.
– Gdybyś podjął odpowiednie środki, nic takiego by się nie wydarzyło – oświadczył.
– Don Manuelu, jestem świadomy swojej winy. Byłem zbyt pochłonięty pracą, zresztą pan wie o tym lepiej niż ktokolwiek inny. – Dalmau wbił wzrok w mistrza, a ten wytrzymał jego spojrzenie. – Po śmierci ojca rzeczywiście zaniedbałem młodszą siostrę i nie poświęcałem jej dostatecznej uwagi. Ma pan rację. Ale teraz jest gwałcona, bita, gnębiona. Czyż to nie wystarczająca kara?
– Nie wiem, synu, nie wiem. Wystarczająca jest tylko kara boska. Nie wiem… – Zrobił krok w stronę drzwi. – Pojedziesz ze mną. Zjesz obiad u mnie w domu. Gdybyś był odpowiednio ubrany… – zaczął starą śpiewkę. – Wyrzuciłbyś wreszcie tę odwieczną koszulę, jest cała pocerowana