Srebrna zajęczyca i inne baśnie. Gozzano Guido
go! – rzekła klacz.
Niewiadomek ponownie postąpił zgodnie z jej radą, a wdzięczny ptak odezwał się w te słowa:
– Dziękuję, Niewiadomku. Jestem twoim dłużnikiem. Gdy znajdziesz się w potrzebie, wezwij mnie, a odwdzięczę ci się.
W końcu dotarli do zamku Zielonowłosej Piękności.
– Ruszaj śmiało! – powiedziała klacz. – I niczego się nie obawiaj! Jeśli napotkasz księżniczkę, przyprowadź ją tutaj, wtedy wykonam dla niej cudowny taniec.
Niewiadomek zakołatał do drzwi. W drzwiach ukazała się niezwykłej urody dama, którą Niewiadomek wziął za księżniczkę.
– Księżniczko…
– Nie jestem księżniczką – powiedziała dama, po czym zaprowadziła go do następnej komnaty, gdzie czekała na niego jeszcze piękniejsza kobieta.
Ta z kolei zaprowadziła go do innej piękności czekającej w sąsiedniej sali. W każdej kolejnej komnacie oczom Niewiadomka ukazywała się dama obdarzona jeszcze bardziej niezwykłą urodą. A wszystko po to, by oswoić młodzieńca z olśniewającym blaskiem Zielonowłosej Piękności.
Księżniczka uprzejmie powitała Niewiadomka. A następnego dnia zgodziła się obejrzeć taniec zwierzęcia.
– Księżniczko, jeśli dosiądziesz mojej klaczy, wtedy ta porwie cię do cudownego tańca.
Księżniczka, z początku niepewna, w końcu dosiadła klaczy.
A wtedy Niewiadomek doskoczył do klaczy, chwycił ją za grzywę, rozsupłał jeden ze splotów i w mgnieniu oka wszyscy troje znaleźli się przed królewskim pałacem.
– Ty oszuście! – krzyknęła księżniczka. – Tak łatwo nie dam za wygraną. Zobaczysz, że zanim poślubię króla, dostaniesz jeszcze za swoje!
Niewiadomek uśmiechał się zadowolony.
– Królu, oto Zielonowłosa Piękność.
Zauroczony urodą księżniczki król chciał ją natychmiast poślubić.
Księżniczka zażądała jednak, by najpierw sprowadzono jej wysadzaną klejnotami złotą spinkę, którą zostawiła w garderobie swojego pałacu.
Król zlecił to zadanie Niewiadomkowi pod groźbą utraty życia. Jednakże po uprowadzeniu Zielonowłosej Piękności młodzieniec bał się wrócić do jej pałacu i smutnym wzrokiem prosił swą klacz o pomoc.
– Pamiętasz tego ptaszka, którego wyswobodziłeś z sideł? – odezwała się klacz. – Wezwij go, a on ci pomoże!
Ptak zjawił się na wezwanie.
– Nie martw się, Niewiadomku! Zdobędę dla ciebie spinkę księżniczki.
Zleciały się wezwane przez niego rozmaite ptaki. Lecz żaden z nich nie był na tyle smukły, żeby przecisnąć się przez dziurkę od klucza do komnaty księżniczki. W końcu podołał temu zadaniu strzyżyk, który stracił przy tym całe swoje upierzenie. Przekazał spinkę Niewiadomkowi, który z kolei błyskawicznie dostarczył ją księżniczce.
– Pani, nie masz już żadnego innego pretekstu do tego, by opóźniać zaślubiny – powiedział król.
– Mylisz się, mój panie, jest jedna rzecz, bez której nigdy nie zostanę twoją żoną.
– Twoje życzenie to dla mnie rozkaz!
– Brakuje mi pierścionka, tego, który wpadł mi do morza, gdy do ciebie jechałam.
Także tym razem król zlecił odnalezienie pierścionka Niewiadomkowi, który bezzwłocznie wyruszył wraz ze swoją wierną klaczą w podróż. Gdy dotarł nad morze, wezwał na pomoc rybę:
– Głowa do góry, Niewiadomku, odnajdę dla ciebie ten pierścień.
Ryba niezwłocznie powiadomiła swoje towarzyszki i wieść rozeszła się po całym morzu. Wkrótce odnalazły one pierścień w odnogach koralowca.
Księżniczka musiała zgodzić się na zaślubiny.
Nadszedł dzień wesela i huczny korowód ruszył w stronę katedry.
Niewiadomek i jego klacz szli w królewskim orszaku, a następnie razem weszli do świątyni, co oburzyło wszystkich gości.
Po zakończonej ceremonii klacz zrzuciła z siebie końską skórę i oczom zebranych ukazała się księżniczka przewyższająca urodą Zielonowłosą Piękność. Chwyciła Niewiadomka za rękę i rzekła:
– Jestem córką króla Tartarii. Udaj się ze mną do krainy mego ojca, a zostanę twoją żoną.
Niewiadomek i księżniczka pożegnali zaskoczonych gości, po czym słuch po nich zaginął.
Przekład – Justyna Dzik
Król świniopas
I
Pewien król miał trzy córki, piękne jak gwiazdy na niebie, a miłował je ponad wszystko na świecie.
Król był wdowcem i któregoś dnia ożenił się ponownie. W życiu trzech dziewcząt nastał wówczas bardzo smutny czas. Macocha była zazdrosna o bezgraniczne uczucie, jakim król darzył córki, i skrycie ich nienawidziła. Próbowała wszelakich sztuczek, by dziewczęta popadły w niełaskę u ojca, jednak widząc, że oszczerstwa, miast umniejszać, potęgowały jego miłość wobec córek, postanowiła zasięgnąć rady czarownicy.
– Można je uśmiercić – odpowiedziała wiedźma.
– Niemożliwe. Król zamordowałby także mnie.
– Można je trwale oszpecić.
– Nie ma mowy. Król by mnie zabił.
– Można by rzucić na nie jakiś czar.
– Czar, za sprawą którego ojciec znienawidzi je na zawsze.
Wiedźma długo się zastanawiała, po czym rzekła:
– Tak też się stanie, wasza wysokość. Ale musisz mi najpierw przynieść wyrwany przez ciebie własnoręcznie włos każdej z nich i wyrwane również własnoręcznie przez ciebie włosy ze szczeciny trzech świń.
Macocha wróciła do pałacu, a rankiem następnego dnia weszła uśmiechnięta do komnat trzech księżniczek, podczas gdy służki czesały ich faliste włosy.
– Córeczki moje – powiedziała czułym głosem – nauczę was nowej fryzury mojej własnej inwencji.
I zabrawszy grzebień z rąk dwórek, uczesała Doralice.
– Aua! Wyrywa mi mama włosy!
Uczesała Lionellę.
– Aua! Wyrywa mi mama włosy!
Uczesała Chiarettę.
– Aua! Wyrywa mi mama włosy!
Pożegnała pasierbice i wyszła z trzema włosami owiniętymi wokół palca wskazującego. Minęła ogrody, podwórza, doszła do obejścia, weszła do chlewu i swoimi upierścienionymi palcami wyrwała po włosku ze szczeciny trzech chrząkających świń.
Następnie wróciła do wiedźmy.
Czarownica włożyła do alembiku trzy złociste włosy i trzy czarne strzępki włosia, dodała do nich wyciąg z tajemnych ziół, po czym wydestylowała z tego zielonkawe krople, które następnie zebrała do małej buteleczki.
– Proszę, niech wasza wysokość wleje to do kielicha króla w czasie obiadu. To zaklęcie zamiany, efekt będzie natychmiastowy.
Królowa zdjęła ze swej korony najpiękniejszy kamień, podarowała go wiedźmie i odeszła.
II
Do