Bankructwo małego Dżeka. Janusz Korczak
powieść finansową, musiałem wiedzieć, jakie są tam na wszystko ceny. Ale mam w Ameryce znajomą dziewczynkę, więc prosiłem, żeby napisała, ile co kosztuje.
Bo kto chce pisać książkę, a nie zna się wcale, musi zapytać takich, którzy wiedzą. I to się nazywa: robić studia do powieści. Więc i ja robiłem studia.
A ta dziewczynka odpisała, że dolar ma sto centów i przed wojną pióro ze stalką kosztowało centa, a teraz trzy centy, kajet kosztował centa, a teraz pięć, ołówek centa, a teraz trzy, scyzoryk albo piórnik tak samo pięć centów kosztowały, a teraz dziesięć. Za centa można było dostać trzy ciasteczka albo karmelek, a teraz karmelki tak samo kosztują, tylko mniejsze, i jedno ciastko za centa. Kinematograf53 kosztował pięć centów, teraz dziesięć, futbal54 piętnaście, teraz dwadzieścia pięć. Zegarek dolara, teraz jeden dolar do trzech. Rower dziesięć dolarów, teraz piętnaście albo osiemnaście. I w Ameryce wszystko przedwojenne było lepsze i tańsze.
Więc proszę pamiętać, że Dżek rozpoczyna, mając dolara, czyli sto centów. Ale finansowo mówi się trochę inaczej. Mówi się: Dżek rozpoczął z kapitałem stu centów. W ogóle w tej powieści będzie dużo słów, które są naukowe i handlowe. A im mądrzejsza nauka, tym trudniejsze słowa.
Na przykład robotnik czy doktór55, czy urzędnik – każdy za pracę dostaje pieniądze. Ale się to inaczej nazywa. Robotnik dostaje wypłatę, urzędnik – gażę, oficerowie otrzymują żołd, a lekarze – honorarium. Bo gaża – jest delikatniejsza, no, a doktór – wszystko musi mieć z honorem, więc i pieniądze.
Dżek miał kapitał zakładowy: dziewięćdziesiąt sześć centów, bo cztery przeznaczył od razu dla Mary i tego nie cofnął. Bardzo chciał kupić ojcu szczeniaka, a mamie figurkę jakąś na komodę; widział takie figurki porcelanowe z miseczką do szpilek; to jest bardzo ładny i pożyteczny prezent. A szczeniak byłby potem pieskiem i byłoby przyjemnie. Dżek nie zrzekł się projektu, ale kupi później, bo czuje jakoś, że rodzice nie chcieliby mieć nic z tego dolara.
Tak ostatecznie postanowił Dżek i wybrał się do mister Tafta dla omówienia sprawy. A miał taki plan:
Jeżeli mister Taft będzie w złym humorze, Dżek zapyta się tylko o książkę Bosko czarnoksiężnik – i nic więcej. Jeżeli mister Taft będzie w takim sobie humorze, Dżek przejrzy jeszcze sennik egipski i tyle książek, ile będzie można, żeby go nie rozgniewać. Jeżeli zaś mister Taft będzie w dobrym humorze, Dżek powie mu wszystko. W każdym z trzech przypadków Dżek dowie się dokładnie o cenę kotylionowych orderów w dwóch gatunkach: tylko ze złotego papieru – i nic więcej, i droższych z różnymi ozdobami.
No, dobrze. Wchodzi. Ostrożnie otwiera drzwi, bo nad drzwiami wisi dzwonek. Bo mister Taft nie zawsze siedzi w sklepie, tylko w pokoju za sklepem. Ze sklepu do tego pokoju prowadzą dwa schodki. To bardzo mądrze urządzone; dzwonek tak wisi nad drzwiami, że jak się otwiera, drzwi uderzają w sprężynę, na której wisi. I złodziej nie może wejść niepostrzeżenie. Raz mister Taft był w złym humorze, a Dżek za mocno szarpnął i dostał burę.
– Śpieszy ci się – mruczał niechętnie – nie możesz ostrożnie wejść. Kupi za centa, a hałasu narobi za dolara. Jeszcze może szybę wytłucze. No, czego chcesz, pewnie stalkę56?
– Stalkę – powiedział stropiony Dżek.
– No, to bierz prędko. Tylko nie wybieraj godzinę, jak to umiesz.
Ledwo wyłożył pudło z przegródkami, gdzie leżą stalki, już zaraz zabiera:
– Prędzej: grube – cienkie?
Rozumie się, Dżek wziął pierwszą z brzegu i potem cały tydzień musiał nią pisać; już nawet drugą chciał gdzie indziej kupić, ale tam też nie zawsze byli grzeczni. W ogóle dzieci, nawet jak kupują, są często lekceważone.
Dżek nie wiedział, że mister Taft cierpi na reumatyzm. Obrzydliwa choroba: raz bolą nogi, raz ręce i nogi, raz krzyż, nogi i plecy. Bóle chodzą po kościach, a dostaje się tej choroby przez kamienną podłogę w sklepie i jeżeli drzwi nie zamykają i zimno leci. Kupcy wiedzą o tym i w miejscu, gdzie stoją cały dzień, kładą deski, żeby było cieplej. A ludzie dobrze wychowani starają się drzwi w zimie zamykać. Nawet w niektórych dużych sklepach wisi napis: „Proszę drzwi zamykać”; ale małe sklepy się boją, żeby się nie obrazili i gdzie indziej nie kupowali.
Teraz już każdy rozumie, dlaczego mister Taft raz był wesół57, a raz zły albo tak sobie. Kiedy się już z Dżekiem zaprzyjaźnili, wytłumaczył mu: czasem reumatyzm wejdzie w nogi, wtedy dwa schodki – to jak dwa piętra, aż syka z bólu.
A najgorzej jak ma być deszcz. Najwięcej wszystko boli przed deszczem.
Od tej pory Dżek postanowił robić ważniejsze zakupy tylko w dnie zupełnie pogodne. Choć i ten sposób ma swoje złe strony, bo w dnie pogodne więcej jest kupujących, więc się śpieszą. I nie wiadomo, czy lepiej kupować, jak sprzedający nie ma czasu, czy jak go kości bolą.
Więc Dżek otworzył drzwi tak, że nie zadzwoniło za głośno – i wchodzi. Taft jest wesoły jak rzadko.
– Aaa, mister Dżek, jak się masz? Nie zgubiłeś jeszcze scyzoryka? Nie poszczerbiłeś go, nie ułamałeś końca? Bo wy nie umiecie się z niczym obchodzić i dlatego wszystko psujecie, i dlatego musicie ciągle kupować, a nigdy nic nie macie. Każda rzecz musi być używana do tego, do czego jest przeznaczona. Scyzoryk jest do drzewa i tylko do drzewa, i tylko do strugania. A wy chcecie, żeby scyzoryk był i dłutkiem, i siekierą, i lewarem, i korkociągiem, i wszystkim. Żelazo nie żelazo, śruba nie śruba, blacha, kłoda drzewa – do wszystkiego u was scyzoryk. Jabłko pokroi, nie wytrze – a potem ma pretensję, że zardzewiał. Piórnik mu się zaciął, bo napchał za dużo, zaraz scyzoryk. Dawaj, to ci pokażę. Ooo, tu są delikatne zawiaski: jeżeli coś podważasz albo korek z butelki wyjmujesz, to zaraz obluzujesz, przekrzywi się i nie chce się zamykać. Och, gapy, gapy.
Widzi Dżek, że dobrze. Byle tylko ktoś nie przeszkodził.
– Mister Taft – z miejsca zaczyna Dżek, nie chcąc tracić czasu. – Przychodzę do pana poradzić się w ważnej sprawie. Mam dziewięćdziesiąt sześć centów i chcę za to kupić książki, obrazki, ordery kotylionowe, cztery pióra, trzy gumy i dziesięć stalek.
Teraz Dżek jest pewien, że Taft wysłucha go uważnie, jeżeli nawet nie dziś, to innym razem. Bo nieczęsto się zdarza, że chłopak sam przychodzi po takie zakupy. I ani do głowy nie przyszło Dżekowi, że Taft może go podejrzewać.
– A skąd tyś wziął tyle pieniędzy? – zdziwił się mister Taft.
– Od dziadka – trochę niepewnie powiedział Dżek, bo jakoś nieprzyjemne było mu to wspomnienie.
– Hm, a gdzie jest twój dziadek?
– Daleko.
– Powiadasz daleko. No i jakże ci dał?
– Przysłał pocztą.
– Bardzo pięknie. No, a ojciec wie o tym?
– Wie.
Dżek odpowiada niechętnie. Zaczęło się dobrze, można było od razu przystąpić do rzeczy. A tymczasem ktoś wejdzie i zepsuje.
– No, a jakie książki chcesz kupić?
– Różne. Na przykład ma pan – Bosko czarnoksiężnika?
– Mam. Ale po co ci ta książka?
– Więc niech pan pokaże.
– Poczekaj no, mój kawalerze. Za dużo chcesz od razu kupować.
– To
53
54
55
56
57