Agady talmudyczne. nieznany Autor
w nim Beuwen syn Jakuba. W spisie przybyszów z drugiej bramy znalazł Szymona syna Jakuba. I tak z dziesięciu bram miasta otrzymał spisy, w których figurowały imiona jego dziesięciu braci.
Polecił zamknąć wszystkie spichlerze oprócz jednego, w którym sam zaczął dyżurować.
Mija dzień, a braci jak nie ma, tak nie ma. Mija drugi dzień i braci dalej nie widać. Mija trzeci dzień i nic. Poleca Józef wszcząć poszukiwania. Słudzy Józefa wreszcie ich odnajdują. Kręcą się właśnie po mieście. Chodzą od targowiska do targowiska. Pętają się po wszystkich ulicach miasta. Wreszcie przyprowadzają ich do Józefa. Ten chciał sprawdzić, czy odczuwają skruchę za to, że go kiedyś sprzedali w niewolę. Udaje więc, że ich nie poznaje. Okazuje im obcość i odzywa się do nich ostro i surowo:
– Co tu robicie?
– Przybyliśmy, żeby kupić zboże.
– Dlaczego weszliście do miasta przez dziesięć bram? Każdy przez inną bramę?
– Tak nam nakazał ojciec. Nie chciał, żeby padł na nas zły urok.
– Dlaczego więc pętaliście się po ulicach miasta?
– Szukaliśmy zguby, którą przed laty straciliśmy.
– Wydaje mi się, że raczej jesteście szpiegami. Przybyliście do miasta na przeszpiegi. W moim czarodziejskim pucharze widzę dwie osoby z waszego grona, które zniszczyły miasto.
– Jakie dwie osoby? Jakie miasto?
– Szymon i Lewi zniszczyli miasto Sychem.
Przerazili się synowie Jakuba i odpowiedzieli, że jest ich dwunastu braci. Brakuje wśród nich teraz jednego. Najmłodszego, który został przy ojcu.
Powiada wtedy do nich Józef:
– Niech Szymon zostanie tu jako zakładnik, a wy sprowadźcie najmłodszego brata. Wtedy wam uwierzę.
Wybrał Szymona, żeby go oddzielić od Lewiego. Działając wspólnie, mogliby bowiem napaść na miasto. Po drugie zaś, to Szymon wtrącił go do dołu, zanim sprzedali go Midianitom. Powiada Szymon do braci:
– Tak jak postąpiliście z Józefem, tak postępujecie teraz ze mną. Nie chcecie mnie wyratować?
– Nie możemy ci pomóc.
– Róbcie jak chcecie. Sam sobie poradzę.
Józef tymczasem wysyła meldunek do faraona:
– W mieście pojawili się rozbójnicy. Proszę cię, królu, o siedemdziesięciu zbrojnych strażników w celu pojmania bandytów i zakucia ich w kajdany.
Kiedy strażnicy przybyli do spichlerza, przejęty strachem Szymon ryknął tak przeraźliwie, że zęby wypadły mu z ust. Józef znacząco skinął na swego syna Menasze i ten jednym uderzeniem uspokoił Szymona, który potulnie pozwolił zakuć się kajdany.
I nim strażnicy zdążyli go posadzić do więzienia, Szymon zawołał do swoich braci:
– Uderzenie, które otrzymałem, nie jest uderzeniem Egipcjanina. Wyczułem w nim coś swojskiego. Coś rodzinnego.
Kiedy bracia po raz drugi wybierali się do Egiptu po zboże i Jakub chciał zatrzymać w domu Beniamina, Reuwen oświadczył:
– Ojcze, jeśli nie przyprowadzę z powrotem Beniamina, możesz zabić moje dzieci.
– Głupi jesteś, mój ty pierworodny. Czy twoje dzieci nie są moimi?
Powiada wtedy Jehuda:
– To, że nie puszczasz Beniamina do Egiptu, wynika tylko z przypuszczenia, że może go spotkać nieszczęście. Pewne natomiast jest to, że jeśli nie udamy się do Egiptu, wszyscy zginiemy z głodu.
Jakub jednak dalej nie chciał się zgodzić na wyjazd Beniamina do Egiptu.
Wtedy Jehuda oświadczył:
– Bracia, dajmy na razie ojcu spokój. Kiedy skończy się chleb, zmięknie.
Podczas drugiej wyprawy synów Jakuba do Egiptu poddano ich znowu rewizji. W worku należącym do Beniamina celnicy znaleźli srebrny puchar. Jehuda, uniesiony gniewem, zaczął krzyczeć nieludzkim głosem. Krzyk jego był tak potężny, że usłyszał go w dalekim Kanaanie Chuszim ben Dan, który jednym skokiem zjawił się w Egipcie. Razem z Jehudą podnieśli takie larum, że o mało nie przewrócili Egiptu do góry nogami. Na piersi Jehudy rósł włos, który w chwilach gniewu Jakubowego syna tak sztywniał i stawał sztorcem, że zamieniał się w igłę przebijającą wszystkie jego ubrania. Z prawego oka zaczęły też wypływać łzy zmieszane z krwią.
Kiedy Józef dostrzegł oznaki gniewu Jehudy, uderzył pięścią w kamień, na którym siedział. Siła ciosu była tak wielka, że kamień w mig rozpadł się na kawałki.
Powiada wtedy Jehuda do Naftalego:
– Tyś lekki w nogach niczym jeleń, leć więc do miasta i policz, ile w nim targowisk.
Poleciał Naftali do miasta i szybko wrócił z gotową odpowiedzią.
– W mieście jest dwanaście targowisk.
– Bracia – zawołał Jehuda – jest was dziewięciu. Niech każdy bierze na siebie jedno targowisko. Ja wezmę trzy. Razem zniszczymy całe miasto.
Na to bracia odpowiedzieli:
– Jehudo, niech ci się nie zdaje, że to Sychem. Egipt to klucz do całego świata. Niszcząc Egipt, doprowadzimy do zagłady całego świata.
Słysząc to, Józef nie mógł już dalej trzymać się w ryzach i polecił wszystkim Egipcjanom opuścić spichlerz.
W duchu zaś tak kombinował: „Lepiej będzie, jeśli mnie jednego zabiją. W ten sposób uniknę wstydu, kiedy się przed nimi ujawnię”.
Kiedy Egipcjanie wyszli ze spichlerza, Jehuda zawołał do Józefa:
– Puść nas wolno, w przeciwnym bowiem razie wyciągnę z pochwy miecz i cała ziemia egipska zostanie usłana trupami.
– Jeśli ty wyciągniesz miecz, to ja go owinę wokół twojej szyi.
Jehuda znowu wpadł w gniew. Chwyta żelazne kule, rozgryza je na proszek i tak powiada:
– Teraz pomaluję krwią wszystkie targowiska Egiptu.
– Wiem – odpowiada Józef – że znakomici z was farbiarze. Koszulę waszego brata zamoczyliście we krwi i oświadczyliście ojcu, że pożarło go dzikie zwierzę.
Usłyszawszy te słowa, bracia zaczęli płakać i kajać się!
– To jest należna nam kara za okrutny postępek z bratem.
Wzruszony ich skruchą, Józef zaczyna ich pocieszać:
– Wasz brat żyje! Za chwilę go zobaczycie!
Mówiąc to, zaczyna wołać:
– Józefie, Józefie, ukaż się twoim braciom. Oni chcą cię zobaczyć.
Rozglądają się bracia na wszystkie strony i niczego nie widzą. Wtedy Józef donośnym głosem woła:
– Jam jest Józef, wasz brat. Dowodem na to, że przemawiam do was w świętej naszej mowie hebrajskiej.
Szma Izrael
Przed śmiercią Jakub wezwał swoich synów i rzekł:
– Zbierzcie się, abym wam oznajmił, co was spotka w przyszłości.
Chciał objawić im to, co się stanie w końcu dziejów, kiedy nadejdzie Mesjasz.
W tym momencie opuściła go jednak Szechina.
– Kto wie – powiedział, upadłszy na duchu – może moje potomstwo, uchowaj Bóg, zostało