Ogniem i mieczem. Генрик Сенкевич

Ogniem i mieczem - Генрик Сенкевич


Скачать книгу
wojowników. O siłach Potockiego nie było pewnych wiadomości. Zbiegowie mówili, że prowadzi dwa tysiące ciężkiej jazdy i kilkanaście armatek. Bitwa w tej proporcji sił mogła być wątpliwą, bo jeden atak straszliwej husarii wystarczał często do zgniecenia dziesięćkroć liczniejszych zastępów. Tak pan Chodkiewicz1136, hetman litewski, w trzy tysiące husarzy starł czasu swego pod Kircholmem1137 na proch ośmnaście1138 tysięcy wybranej piechoty i jazdy szwedzkiej; tak pod Kłuszynem1139 jedna chorągiew pancerna w szalonej furii rozniosła kilka tysięcy angielskich i szkockich najemników. Chmielnicki pamiętał o tym, więc szedł, wedle słów ruskiego kronikarza, z wolna i ostrożnie: „mnogimi umu swojego oczyma1140, jako łowiec chytry, na wszystkie strony poglądając i straże na milę i dalej od obozu mając” 1141. Tak zbliżył się ku Żółtej Wodzie1142. Złapano znowu dwóch języków. Ci potwierdzili szczupłość sił koronnych i donieśli, iż kasztelan przeprawił się już przez Żółtą Wodę. Zasłyszawszy to, Chmielnicki stanął jak wryty na miejscu i okopał się wałami.

      Serce biło mu radośnie. Jeżeli Potocki odważy się na szturm, tedy musi być pobity. Kozacy nie umieją dostać1143 w polu pancernym, ale zza wału biją się doskonale i w tak wielkiej przewadze sił szturmy niechybnie odeprą. Chmielnicki liczył na młodość i niedoświadczenie Potockiego. Ale przy młodym kasztelanie był doświadczony żołnierz, starościc żywiecki pan Stefan Czarniecki, pułkownik usarski. Ten spostrzegł niebezpieczeństwo i skłonił kasztelana, by cofnął się na powrót za Żółtą Wodę.

      Chmielnickiemu nie pozostało nic innego, jak ruszyć za nimi. Drugiego dnia, przeprawiwszy się przez topieliska żółtowodzkie, oba wojska stanęły sobie oko w oko.

      Ale żaden z wodzów nie chciał uderzyć pierwszy. Nieprzyjazne obozy poczęły pośpiesznie otaczać się szańcami. Była to sobota, dzień 5 maja. Cały dzień deszcz lał obficie. Chmury zawaliły tak niebo, iż od południa panował mrok jakoby w dniu zimowym. Pod wieczór ulewa zwiększyła się jeszcze. Chmielnicki ręce zacierał z radości.

      – Niech jeno step rozmięknie – mówił do Krzeczowskiego – a nie będę się wahał wstępnym bojem i z usarią się potykać, gdyż oni w swych ciężkich zbrojach w błocie potoną.

      A deszcz padał i paddał, jakby samo niebo chciało Zaporożu1144 przyjść w pomoc.

      Wojska okopywały się leniwie i posępnie wśród strug wody. Ogni nie można było rozpalić. Kilka tysięcy ordyńców1145 wyszło z obozu pilnować, aby tabor polski, korzystając z mgły, fali i nocy, nie próbował się wymknąć. Po czym zapadła cisza głęboka. Słychać było tylko szelest ulewy i szum wiatru. Zapewne też nikt nie spał w obu obozach.

      Nad ranem trąby zagrały w polskim obozie długo i żałośnie, jakby na trwogę, potem bębny tu i owdzie zaczęły warczeć. Dzień wstawał smutny, ciemny, wilgotny, nawałnica ustała, ale padał jeszcze drobny deszczyk, jakoby przesiewany przez sito.

      Chmielnicki kazał uderzyć z działa.

      Za nim wnet ozwało się drugie, trzecie, dziesiąte i gdy z obozu do obozu zaczęła się zwykła z armat „korespondencja”, pan Skrzetuski rzekł do swego kozackiego anioła stróża:

      – Zachar, wyprowadź mnie na szaniec, abym zaś mógł widzieć, co się dzieje.

      Zachar sam był ciekawy, więc nie stawiał oporu. Poszli na wysoki narożnik, skąd widać było jak na dłoni zaklęsłą nieco dolinę stepową, topieliska żółtowodzkie i oba wojska. Ale zaledwie pan Skrzetuski spojrzał, wraz się uchwycił za głowę i wykrzyknął:

      – Na Boga żywego! toż to jest podjazd, nic więcej!

      Rzeczywiście, wały obozu kozackiego rozciągały się blisko na ćwierć mili, gdy tymczasem polski wyglądał w porównaniu z nim jakby szańczyk tylko. Nierówność sił była tak wielka, że zwycięstwo Kozaków nie mogło być wątpliwym.

      Ból ścisnął serce namiestnika. Nie nadeszła więc jeszcze godzina upadku dla pychy i buntu, a ta, co nadejdzie, ma być nowym jego tryumfem! Tak się przynajmniej zdawało.

      Harce pod ogniem dział były już rozpoczęte. Z narożnika widać było pojedynczych jeźdźców albo gromadki ich ścierające się z sobą. To Tatarzy harcowali z semenami Potockich przybranymi w granatowe i żółte barwy. Jeźdźcy dopadali do siebie i odskakiwali szybko, zajeżdżali się wzajemnie z boków, godzili w siebie z pistoletów i łuków lub włóczniami, starali się chwytać wzajemnie na arkany. Utarczki owe wydawały się z daleka raczej zabawą i tylko konie biegające tu i owdzie bez jeźdźców po błoniu wskazywały, że tam przecie chodzi o śmierć i życie.

      Tatarów wysypywało się coraz więcej. Wkrótce błonie zaczerniło się od zbitych ich mas; wówczas też i z obozu polskiego poczęły wysuwać się coraz nowe chorągwie i ustawiać się w szyku bojowym przed okopem. Było tak blisko, że pan Skrzetuski bystrym swym wzrokiem odróżnić mógł wyraźnie znaki, buńczuki1146, a nawet rotmistrzów i namiestników, którzy stawali końmi trochę bokiem przy chorągwiach.

      Serce poczęło w nim skakać, na bladą twarz biły rumieńce i jak gdyby mógł znaleźć wdzięcznych słuchaczów w Zacharze i Kozakach stojących przy działach na narożniku, wołał z uniesieniem, w miarę jak chorągwie wysuwały się zza okopu:

      – To dragonia pana Bałabana! widziałem ich w Czerkasach1147!

      – To wołoska1148 chorągiew; krzyż mają w znaku!

      – O! ono piechota zstępuje z wałów!

      Po czym jeszcze z większym uniesieniem, otworzywszy ręce:

      – Usaria! usaria pana Czarnieckiego!

      Istotnie ukazała się i husaria, a nad nią chmura skrzydeł i sterczący w górę las włóczni zdobnych w złotawe kitajki1149 i w długie zielono-czarne proporce. Wyjechali szóstkami z okopu i ustawili się pod wałem, a na widok ich spokoju, powagi i sprawności aż łzy radosne ukazały się w oczach pana Skrzetuskiego i zaćmiły mu wzrok na chwilę.

      Choć siły były tak nierówne, choć naprzeciwko tych kilku chorągwi czerniała cała lawa Zaporożców i Tatarów, którzy, jak zwykle, zajęli skrzydła, choć szyki ich tak rozciągnęły się po stepie, że końca ich trudno było dojrzeć, pan Skrzetuski wierzył już w zwycięstwo. Twarz mu się śmiała, siły wróciły, oczy wytężone na błonie strzelały ogniem, jeno na miejscu ustać nie mógł. Hej, detyno1150! – mruknął stary Zachar – chciałaby dusza do raju!

      Tymczasem kilka luźnych oddziałów tatarskich z krzykiem i hałłakowaniem1151 rzuciło się naprzód. Z obozu odpowiedziano strzałami. Ale był to tylko postrach. Tatarzy nie dobiegłszy nawet do polskich chorągwi pierzchnęli na obie strony ku swoim i znikli w tłumie.

      Wtem ozwał się wielki bęben siczowy1152, a na jego głos wnet olbrzymi półksiężyc kozacko-tatarski ruszył z kopyta naprzód. Chmielnicki próbował widocznie, czy jednym zamachem nie zdoła


Скачать книгу

<p>1136</p>

Chodkiewicz, Jan Karo herbu Gryf z Mieczeml (1560–1621) – hetman wielki litewski, starosta generalny żmudzki, wybitny dowódca, brał udział w tłumieniu powstania Nalewajki, w wojnie inflanckiej, wojnie polsko-rosyjskiej, zmarł w obozie po bitwie pod Chocimiem. [przypis redakcyjny]

<p>1137</p>

bitwa pod Kircholmem (1605) – zwycięstwo wojsk polskich nad szwedzkimi w czasie wojny polsko-szwedzkiej (1600–1611); Kircholm – dziś miejscowość Salaspils na Łotwie, 25 km na płd. wschód od Rygi. [przypis redakcyjny]

<p>1138</p>

ośmnaście (starop.) – osiemnaście. [przypis redakcyjny]

<p>1139</p>

bitwa pod Kłuszynem (1610) – zwycięstwo wojsk polskich nad rosyjsko-szwedzkimi w wojnie polsko-rosyjskiej 1609–1618. [przypis redakcyjny]

<p>1140</p>

mnogimi umu swojego oczyma (z ukr.) – licznymi oczami swego rozumu. [przypis redakcyjny]

<p>1141</p>

mnogimi umu swojego oczyma, jako łowiec chytry, na wszystkie strony poglądając i straże na milę i dalej od obozu mając – Samoił Weliczko, 62 [Samoił Wełyczko (1670–ok.1728) – ukr. kronikarz, autor Kroniki zdarzeń w Południowo-wschodniej Rosji w XVII w., napisanej m.in. na podstawie pamiętników polskich, przedstawiających walki z Kozakami w 1638 r.; Red. W.L.]. [przypis autorski]

<p>1142</p>

Żółta Woda – dziś: Żołta, rzeka na płd. Ukrainie. [przypis redakcyjny]

<p>1143</p>

dostać – tu: dorównać. [przypis redakcyjny]

<p>1144</p>

Zaporożu – tu: Kozakom zaporoskim. [przypis redakcyjny]

<p>1145</p>

ordyniec – członek ordy tatarskiej. [przypis redakcyjny]

<p>1146</p>

buńczuk – symbol władzy wojskowej, drzewce, ozdobione końskim włosiem. [przypis redakcyjny]

<p>1147</p>

Czerkasy – miasto na prawym brzegu środkowego Dniepru, położone ok. 200 km na płd. wschód od Kijowa. [przypis redakcyjny]

<p>1148</p>

chorągiew wołoska – oddział lekkiej jazdy w wojsku polskim, sprawdzającej się dobrze w pościgach i zwiadach; w chorągwiach tych służyli często żołnierze z Wołoszczyzny, ale także Polacy i Ukraińcy; Wołoszczyzna – państwo na terenach dzisiejszej płd. Rumunii, rządzone przez hospodara i zależne od Imperium Osmańskiego. [przypis redakcyjny]

<p>1149</p>

kitajka (starop.) – chustka, wstążka jedwabna. [przypis redakcyjny]

<p>1150</p>

detyna (ukr.) – dziecko, dziecina. [przypis redakcyjny]

<p>1151</p>

hałłakowanie – dzikie okrzyki bojowe, wzywanie Allaha. [przypis redakcyjny]

<p>1152</p>

siczowy – kozacki; Sicz Zaporoska – wędrowna stolica Kozaków Zaporoskich, obóz warowny na jednej z wysp dolnego Dniepru. [przypis redakcyjny]