Pamiętnik pani Hanki. Tadeusz Dołęga-mostowicz
po drugie nieco wyższa, a po trzecie sam Robert, gdy go za pytałam, czy zna miss Elisabeth Normann, powiedział, że nigdy o takiej nawet nie słyszał. Był nawet szczerze zdziwiony, skąd wytrzasnęłam to nazwisko. Mam doń wiele zaufania i z prawdziwą ulgą opowiedziałabym mu wszystko. Jestem pewna, że tak dzielny człowiek jak on znalazłby wyjście z sytuacji. Potrafiłby coś doradzić, w jakiś sposób mi pomóc. Niestety, najsolenniej obiecałam stryjowi nie zdradzić się przed nikim ani słówkiem. Zresztą skoro stryj uważa, że należy milczeć – musi mieć rację. Trzeba polegać na jego doświadczeniu.
Podziwiałam to jego doświadczenie. Dzięki niemu odkryliśmy to, cośmy zdołali odkryć. Ale opowiem wszystko po porządku.
Więc w niedzielę wieczorem, przechodząc z Totem i z jego kuzynem Łoboniewskim przez hall „Bristolu”, zobaczyłam stryja pogrążonego w lekturze jakiejś gazety. Był w smokingu. Notabene jest to jedyny człowiek, który w smokingu nie przypomina kelnera.
W trakcie kolacji poproszono mnie do telefonu. Oczywiście nie był to telefon, lecz stryj. Nie tracąc na próżno czasu, pokazał mi strzępek papieru listowego.
– Czy poznajesz to pismo? – zapytał.
Poznałam natychmiast. Było to jej pismo. Poznałabym je w piekle. Okazało się, że stryj dał gruby napiwek pokojówce sprzątającej numer p. Normann, by dostarczyła chociażby kawałeczka papieru z pismem Angielki. Na skrawku widniały słowa:…nd I now in Wars…
Prawdopodobnie był to urywek zdania: I jestem teraz w Warszawie. Zresztą papier był ten sam.
– A teraz – powiedział stryj – czy chcesz ją zobaczyć?
– Gdzie ona jest? – zaniepokoiłam się.
– Siedzi na sali. Mały stolik za drugim filarem. Jest sama, ubrana w ciemnozieloną suknię i w pelerynkę ze srebrnych lisów.
– Czy ładna? – zapytałam.
Stryj błysnął monoklem i powiedział:
– First class.
Zrobiło mi się przykro i pomyślałam, że stryj przesadza. On jednak dodał:
– Opamiętaj się, mała, i nie rób tylko do niej żadnych min. W ogóle postaraj się na nią jak najmniej zwracać uwagi. Możesz popsuć wszystko. Chodzi o to, by się nie spostrzegła, że się jej przyglądasz. Pomyśl: wystarczy jej zapytać kelnera o twoje nazwisko. Znają cię tu zbyt dobrze.
Najsolenniej obiecałam stryjowi powściągliwość. I najwyżej trzy lub może cztery razy podczas całej kolacji spojrzałam w jej stronę. Nie mogłam tego robić częściej, gdyż siedziałam do niej prawie tyłem. Natomiast Łoboniewski najwyraźniej do niej robił oko. Niedługo zresztą, gdyż natychmiast po zjedzeniu kolacji wyszła. Cóż mogę o niej powiedzieć? Jest dobrze zbudowana i zgrabna. Chodzi w ładny sposób. Ubrana jest pierwszorzędnie, chociaż model jej sukni raczej przypomina Wiedeń niż Paryż.
Toto przez całą kolację zanudzał mnie wypytywaniem, co mi jest i czy nie jestem chora. Ach, ci mężczyźni. Im nawet do głowy nie przyjdzie, że w duszy kobiecej mogą się przewalać całe światy przeżyć. Gdyby czytali Nałkowską, zrozumieliby, co się w nas dzieje. Nie mówię już o Tocie, który oprócz „Jeźdźca i Hodowcy” nie bierze do rąk drukowanego słowa. Ale że taki Jacek ziewa przy Bogumile i Barbarze, to jest doprawdy skandal. Powiadają o kobietach, że są zagadkami. Nie mogą nas zrozumieć, a gdy mają możność poznania nas przez literaturę kobiecą, wolą grać w bridża. Ciekawa jestem, co Robert o tym sądzi. Muszę kiedyś z nim na ten temat pomówić.
Nawet po powrocie do domu dzwoniłam do niego, lecz nikt nie odpowiadał. Co prawda była już godzina druga. Mógł spać i mieć wyłączony telefon. To nawet dobrze, że to robi. Te kobiety go na pewno zamęczają, telefonując o Bóg wie jakich godzinach.
Ponieważ od rana ciotka Magdalena dostała raży sprzątania; ze stryjem musiałam się umówić w cukierence na rogu. Mogę się tam z nim widywać bezpiecznie, gdyż nikt z towarzystwa do takich cukierenek nie zagląda. Stryj był zadowolony z siebie. Okazało się, że w nocy szła mu dobrze karta, a poza tym zebrał dalsze informacje o tej kobiecie.
Widział jej paszport na własne oczy. Wiedział, że bardzo rzadko wychodzi z hotelu, że nie wysyła, przez służbę przynajmniej, żadnych listów i że przybyła z Wiednia. (To i ja sama wiedziałam po tej jej sukni. Mój wzrok nigdy mnie nie zawodzi).
– I cóż zrobimy dalej? – zapytałam stryja.
– Nie będzie to rzeczą łatwą – zaczął – ale teraz należy pójść w dwóch kierunkach. Przede wszystkim trzeba zwrócić się do jakiejś belgijskiej wywiadowni czy też do biura detektywów, by dostarczono nam szczegółowych informacji o tej pani. Zaraz wytłumaczę ci, mała, dlaczego jest to ważne. Otóż miss Elisabeth Normann nie wydaje mi się osóbką tuzinkową, zwyczajną, taką, jakich tysiące możemy spotkać.
– Dlaczego? – powiedziałam. – Czy dlatego, że ma na rudo zrobione włosy?
Uśmiechnął się i potrząsnął głową.
– Nie, kochanie. Nie dlatego. Zastanów się: czy normalna dziewczyna wkrótce po ślubie bez słowa wyjaśnienia porzuca swego męża? Czy normalna dziewczyna przez szereg lat nie daje o sobie znać, by później wrócić, odnaleźć męża wtedy, gdy on już szczęśliwie zawarł ponowne związki małżeńskie, i domagać się od niego, by odbudował pierwsze swe ognisko domowe? Nie, kochanie. Tak się nie zachowują zwykłe panny. A czym się różnią zwykłe od niezwykłych? Otóż tym, że niezwykłe mają również niezwykłe życie.
– Aha – domyśliłam się. – Stryj sądzi, że przez biuro detektywów dowiemy się o tej kobiecie rzeczy, które by ją kompromitowały.
– Tak – potwierdził. – A jeżeli nie kompromitowały, to w każdym razie, które by nam umożliwiły zaszachowanie jej ze swej strony. Musimy wziąć pod uwagę fakt, że nie wiemy, w jakim stadium pertraktacji znajduje się z nią Jacek i jak się do niej ustosunkowuje. O ile jednak mogłem sobie wyrobić o nim sąd, raczej skłonny jestem przypuszczać, że nic pozytywnego w tym kierunku nie zrobił. Zapewne ogranicza się do perswazji, które na nią mają tyle wpływu, ile groch na ścianę.
– I ja myślę tak samo.
– Właśnie. W tych warunkach oczywiście jego pozycja jest prawie beznadziejna. Natomiast jeżeli będziesz mu mogła dać do ręki jakieś środki walki, kto wie, czy rzecz nie przybierze zupełnie innego zabarwienia. To jedno. Drugi kierunek naszych poczynań jest nie mniej trudny. Mianowicie będę starał się osobiście poznać tę panią.
– Stryj?
– Tak, ja.
– Ale w jakim celu? By się z nią rozmówić?
– Ach, bynajmniej. By ją poznać. Każdy człowiek ma jakieś słabe strony. A zwłaszcza kobieta. Każdy człowiek może się z czymś wygadać, a zwłaszcza kobieta. Każdy człowiek ulega nastrojom, a zwłaszcza kobieta. Otóż wyzyskać to wszystko będzie moim zadaniem. Ponieważ zaś miss Elisabeth Normann nie robi wrażenia ani osoby brzydkiej, ani odpychającej, przypuszczam, że podejmując się tego zadania, nie narażam się na rzecz przykrą.
– No, dobrze. A w jaki sposób stryj ją pozna?
– Od razu powiedziałem ci, że to nie będzie rzeczą łatwą. Z zebranych dotychczas przeze mnie wiadomości wynika, że dama ta nie widuje się z nikim, nie telefonuje prawie wcale. Oczywiście są to informacje służby hotelowej. Oczywiście poza hotelem może mieć znajomych, z którymi się spotyka. Dla poznania jej będę się tedy musiał uciec do jakiegoś triku, do jakiejś sztuczki.
– Ma już stryj pomysł?
– Na razie mam ich za dużo i póki nie wpadnę na właściwy, nic w tym kierunku nie przedsięwezmę w obawie przed zepsuciem całej sprawy.
Następnie