Pamiętnik pani Hanki. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Halszka go napastuje. (Swoją drogą z tej Halszki ohydny kłamczuch. Przypuszczam, że opowiedziała mi o tej sprawie tylko dlatego, by mi zaimponować. A może po prostu Paweł zrobił jej scenę zazdrości. Nie pojmuję, jak można interesować się takim Pawłem. Ale dla niej i on jest za dobry).
Później mówił o sobie. Okazało się, że nie jest żadnym hochsztaplerem17, lecz przedstawicielem kilku firm zagranicznych, że ma swoje biuro, że często wyjeżdża do Francji, Anglii i Niemiec, że ma własny samochód. Ta wariatka na pewno wiedziała o tym wszystkim i pojąć nie umiem, dlaczego zmyśliła o nim tyle głupstw. Okazał się przy tym bardzo dowcipnym i miłym causeurem18. Jedną tylko prawdę powiedziała o nim Halszka: ten człowiek jest naprawdę bezwzględny. Na przykład rozmawiając ze mną, kilka razy brał moją rękę i trzymał w swoich. Wprost niepodobieństwem było uwolnić się. Trzymał i nie puszczał. Zdawał się zupełnie nie zauważać tego, że usiłuję wyswobodzić rękę. Gawędziło się tak miło, że ani się spostrzegłam, gdy wybiła dziesiąta. Na szczęście on na to zwrócił uwagę, bo wstał i powiedział, że właśnie o dziesiątej ma jakąś sprawę do załatwienia. Podając mi futro, zapytał:
– Kiedy znowu panią zobaczę?
Oczywiście odpowiedziałam, że nigdy i że ma bardzo ładne mieszkanie. Wtedy on powiedział:
– Najczęściej koło szóstej jestem w domu. Będę czekał na pani telefon.
– Żegnam pana – skinęłam mu głową i wyszłam.
Na schodach minęła mnie wcale ładna pani. Nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie to, że była świetnie ubrana. Żakiet trois quarts z szynszyli i bardzo zgrabny czarny kapelusik z jaskrawoczerwonym piórem. Miała rude włosy (oczywiście farbowane) i swoją drobną sylwetką w ogóle przypominała Clarę Bow19.
Nie omyliłam się: szła do niego. On musi być strasznym kobieciarzem. Najgorsze z tego wszystkiego to to, że zapomniałam zabrać listy Halszki.
Trudno, będę musiała jeszcze raz być u niego. Gotów Bóg wie co o mnie pomyśleć, ale nie mam na to sposobu.
Dziś w południe poszliśmy z Totem na pokaz nowych modeli futer. Jeden zwłaszcza płaszcz z nurków szalenie mi się podobał. Nawet zapytałam o cenę. Horrendalna: trzydzieści dwa tysiące. Wątpię, czy uda mi się ojca na to naciągnąć. Toto byłby szczęśliwy, gdyby mógł mi te nurki kupić, ale nie mogę od niego przyjmować takich prezentów.
Bardzo sprytnie załatwiłam z nim sprawę stryja Albina. Dochodzę do przekonania, że rzeczywiście nie brak mi inteligencji. Mianowicie dałam mu pięćset złotych i poprosiłam, by na mój rachunek zagrał w pokera, bo śniło mi się, że dużo dla mnie wygra. Poczciwy Toto nie domyślił się żadnego podstępu i zgodził się z entuzjazmem. Obiecał tegoż wieczora pójść do szulerni. Myślę, że stryjowi pięćset złotych wystarczy. Dzwonił koło trzeciej i zakomunikował mi, że żadnych konkretnych nowin nie ma. Zmartwiło mnie to szczerze. Pojutrze wraca Jacek i do tego czasu chciałabym już coś wiedzieć. Jakoś orientować się w sytuacji. Do Halszki nawet nie zatelefonowałam, tak jestem na nią oburzona. Zresztą wiedziałam, że spotkamy się wieczorem na obiedzie u państwa Gawrońskich. Ogromnie jestem ciekawa, jak są ze sobą Topniewscy po tej awanturze z wyjazdem Loli na wieś do Frania Radziwiłła. Żorż porządnie się wówczas ośmieszył i wszyscy mówili o rozwodzie.
Zastanawiałam się, co mam powiedzieć Halszce. Czy dać jej do zrozumienia, że teraz orientuję się świetnie w tym, że mnie okłamała? Na jej miejscu spaliłabym się ze wstydu. Jak ona mi w oczy spojrzy! Z drugiej strony nie mogę jej powiedzieć prawdy, bo to zepsułoby nasze stosunki, a wcale nie chcę z nią zrywać. W gruncie rzeczy lubię ją i wiem, że jest dla mnie życzliwa.
Na obiedzie było ponad dwadzieścia osób. Jedzenie dali jak zwykle wyśmienite i doskonałe wina. Siedziałam vis à vis Żorża. Robił wrażenie przygnębionego. Za to Lola z wielkim ożywieniem flirtowała z panem domu. Zauważyłam, że Halszka spoza słodkich uśmiechów zerkała ku mnie wyraźnie zaniepokojona. Nędzna hipokrytka! I w dodatku ma nowy pierścionek z szafirem. Od kogo mogła to dostać?
Gdy tylko wstaliśmy od stołu i znalazłyśmy się przez chwilę na osobności, powiedziała szeptem:
– Nic mi nie mówisz. Umieram z ciekawości. Nie byłaś u niego?
Badawczo patrzyła mi w oczy, a ja zrobiłam dość obojętną minę.
– Owszem, byłam.
– I co? Mówże prędzej!
– Obiecał mi zwrócić twoje listy.
– I myślisz, że dotrzyma?
– Sądzę, że tak. Nie podzielam tylko twego zdania co do gatunku tego pana. Nie wydaje mi się niebieskim ptakiem. Jest zupełnie kulturalny i zachowuje się jak dżentelmen.
W oczach Halszki błysnęło zaniepokojenie.
– Długoś u niego była20?
– Kilka minut.
To ją jakby uspokoiło.
– O, moja droga. Dlatego nie podzielasz mego zdania. Gdybyś go poznała tak jak ja…
Wzruszyłam ramionami.
– O, zapewniam cię, że na tym mi nie zależy. Jest rzeczywiście przystojny, ale sama wiesz najlepiej, że jestem wierna Jackowi.
Powiedziałam to umyślnie z naciskiem, by ją podrażnić. Ostatecznie to, że pokazywałam się od dłuższego czasu w towarzystwie Tota, nie może być dowodem mojej niewierności. Toto głośno opowiada wszystkim, że się we mnie kocha, nie pomija żadnej okazji, by powtórzyć to samemu Jackowi. Kiedyś namówiłam go, by prosił Halszkę o wstawiennictwo u mnie. Powtórzył mi całą rozmowę. Zapewniał ją, że umrze z rozpaczy, jeżeli nie zdobędzie moich względów. Halszka z początku nie chciała wierzyć, a później była wściekła. I do dziś dnia nie napomknęła mi o tej rozmowie ani słowem. Do dziś dnia dręczy ją również ciekawość, czy mnie z Totem coś łączy, czy nie. Dobrze jej tak.
– A w jaki sposób zwróci te listy?
– Bądź o nie spokojna – powiedziałam. – Sposób tu nie odgrywa roli. Mogę posłać do niego Józefa lub zwykłego posłańca.
Zrobiłam pauzę i dodałam:
– Ewentualnie wstąpię doń sama. Halszka uśmiechnęła się zjadliwie.
– Och, widzę, że twoja misja nie sprawiła ci przykrości…
– Wiesz dobrze, że dla ciebie gotowam21 na największe. Ten pan wydawał się bardzo zmartwiony, ale ty jesteś pewno szczęśliwa, że go już nigdy nie zobaczysz?
– Dlaczego mam go nigdy nie zobaczyć? – zdziwiła się Halszka.
Ach, jakaż ona jest nieopanowana i naiwna. Gdybym nawet nie wiedziała tego, co usłyszałam od Tonnora, tymi kilku słowami rozwiałaby wszelkie moje wątpliwości.
– Jak to dlaczego? – powiedziałam. – Przecież to jasne. Zwróciwszy listy, nie będzie mógł zmuszać cię dłużej, byś doń przychodziła.
– Ach, oczywiście – połapała się Halszka. – Oczywiście. W każdym razie jestem ci bezgranicznie wdzięczna, Haneczko.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o rzeczach obojętnych (à propos: pierścionek dostała od swojej babki). Potem wszyscy zasiedli do bridża. Nie przepadam już za tą grą tak jak dawniej i po trzech robrach oświadczyłam, że jestem zmęczona. Wyszliśmy razem z Wackiem Gebethnerem i odwiózł mnie do domu.
Ponieważ kazałam służbie jak
17
18
19
20
21