Faraon. Болеслав Прус

Faraon - Болеслав  Прус


Скачать книгу
gadaniny o zniżeniu podatków czy o czymś takim… Pragnę, ażeby dowiedzieli się chłopi, że ja im podatków nie zmniejszę. Jeżeli zaś który, mimo ostrzeżeń, uprze się w swej głupocie i będzie rozprawiał o podatkach, dostanie kije…

      – Może lepiej, aby zapłacił karę… Utena czy drachmę, jak rozkaże wasza dostojność – wtrącił naczelny rządca.

      – Owszem, niech płaci karę… – odparł książę po chwilowym zawahaniu się.

      – A teraz może by dać kije pewnej liczbie niesforniejszych, ażeby lepiej pamiętali miłościwy rozkaz?… – szepnął rządca.

      – Owszem, można dać niesforniejszym kije.

      – Ośmielam się zrobić uwagę waszej dostojności – szeptał wciąż pochylony rządca – że chłopi przez pewien czas istotnie mówili o zniesieniu podatków, buntowani przez jakiegoś nieznanego człowieka. Ale od paru dni nagle ucichli…

      – No, więc w takim razie można im nie dawać kijów – zauważył Ramzes.

      – Chyba w formie zapobiegawczej?… – wtrącił rządca.

      – Czy nie szkoda kijów?

      – Tego towaru nigdy nam nie zabraknie.

      – W każdym razie… z umiarkowaniem – upominał go książę. – Nie chcę… nie chcę, ażeby do jego świątobliwości doszło, że bez potrzeby dręczę chłopów… Za buntownicze gawędy trzeba bić i ściągać kary pieniężne, ale gdy nie ma powodu, można okazać się wspaniałomyślnym.

      – Rozumiem – odparł rządca, patrząc w oczy księciu. – Niech tyle krzyczą, ile potrzeba, ażeby nie szeptali bluźnierstw…

      Obie te mowy: do Patroklesa i do rządcy, obiegły Egipt. Po odjeździe urzędnika książę ziewnął i oglądając się dokoła znudzonym wzrokiem, rzekł do siebie:

      „Zrobiłem, com mógł… A teraz nic nie będę robił, o ile potrafię…”

      W tej chwili od strony budynków folwarcznych doleciał księcia cichy jęk i gęste uderzenia. Ramzes odwrócił głowę i zobaczył, że dozorca parobków, Ezechiel, syn Rubena, wali kijem jednego ze swoich podwładnych, uspakajając go przy tym:

      – A cicho! a milcz, ty podłe bydlę!…

      Bity zaś parobek, leżąc na ziemi, zatykał ręką usta, aby nie krzyczeć.

      Książę w pierwszej chwili rzucił się jak pantera w stronę budynków. Nagle stanął.

      – Cóż mu zrobię?… – szepnął. – Przecież to folwark Sary, a ten Żyd jest jej krewnym…

      Przygryzł usta i skrył się między drzewami, tym bardziej że egzekucja była już skończona.

      „Więc to tak gospodarują pokorni Żydzi?… – myślał książę. – Więc to tak?… Na mnie patrzy jak wystraszony pies, a bije parobków?… Czy oni wszyscy tacy?…”

      I pierwszy raz zbudziło się w duszy Ramzesa podejrzenie, że i Sara pod pozorami dobroci może ukrywać obłudę.

      W Sarze istotnie zachodziły pewne zmiany, przede wszystkim moralne.

      Od pierwszej chwili, kiedy spotkała księcia w pustynnej dolince, Ramzes podobał się jej. Lecz uczucie to naraz umilkło pod wpływem ogłuszającej wiadomości, że ten piękny chłopiec jest synem faraona i następcą tronu. Gdy zaś Tutmozis ułożył się z Gedeonem o zabranie jej do domu księcia, Sara wpadła w stan oszołomienia.

      Za żadne skarby, za cenę życia nie wyrzekłaby się Ramzesa, lecz – nie można powiedzieć, ażeby go kochała w tej epoce. Miłość potrzebuje swobody i czasu do wydania najpiękniejszych kwiatów; jej zaś nie zostawiono ani czasu, ani swobody. Jednego dnia poznała księcia, nazajutrz porwano ją, prawie nie pytając o zdanie, i przeniesiono do willi za Memfisem. A w parę dni została kochanką, zdziwiona, przerażona, nie pojmująca, co się z nią dzieje.

      Nadto, zanim zdążyła oswoić się z nowymi wrażeniami, zatrwożyła ją niechęć okolicznego ludu do niej, do Żydówki, potem wizyta jakichś nieznajomych pań, wreszcie napad na folwark.

      To, że Ramzes ujął się za nią i chciał rzucić się na napastników, przestraszyło ją jeszcze bardziej. Traciła przytomność na myśl, że znajduje się w ręku tak gwałtownego i potężnego człowieka, który, gdyby mu się podobało, miał prawo przelewać cudzą krew, zabijać…

      Sara na chwilę wpadła w rozpacz; zdawało się jej, że oszaleje, słysząc groźne rozkazy księcia, który wezwał do broni służbę. Lecz w tym samym momencie zdarzył się drobny wypadek, jedno słówko, które otrzeźwiło Sarę i nowy kierunek nadało jej uczuciom.

      Książę myśląc, że jest raniona, zerwał jej z głowy opaskę, lecz zobaczywszy stłuczenie, zawołał:

      „To tylko siniak?… Jak ten siniak zmienia twarz!…”

      Wobec tego słówka Sara zapomniała o bólu i trwodze. Ogarnął ją nowy niepokój: więc ona zmieniła się tak, aż to zdziwiło księcia?… A on tylko zdziwił się!…

      Siniak zniknął w parę dni, ale w duszy Sary pozostały i rozrosły się nie znane dotychczas uczucia. Poczęła być zazdrosną o Ramzesa i bać się, aby jej nie porzucił.

      I jeszcze jedna dręczyła ją troska: że ona czuje się wobec księcia sługą i niewolnicą. Ona była i chciała być jego najwierniejszą sługą, najbardziej oddaną niewolnicą, nieodstępną jak cień. Ale jednocześnie pragnęła, aby on ją, przynajmniej w chwili pieszczot, nie traktował jak pan i władca.

      Przecież ona była jego, a on jej. Z jakiej więc racji on nie okazuje, że należy do niej choć trochę, lecz każdym słowem i ruchem daje poznać, że dzieli ich jakaś przepaść… Jaka?… Alboż nie ona trzymała go w swoich objęciach? Alboż nie on całował jej usta i piersi?…

      Pewnego dnia przypłynął do niej książę z psem. Bawił tylko parę godzin, ale przez cały ten czas pies leżał u nóg księcia, na miejscu Sary, a gdy ona chciała tam usiąść, warknął na nią… A książę śmiał się i tak samo zatapiał palce w kudłach nieczystego zwierzęcia jak i w jej włosach. I pies tak samo patrzył księciu w oczy jak ona, z tą chyba różnicą, że patrzył śmielej niż ona.

      Nie mogła uspokoić się i znienawidziła mądre zwierzę, które jej zabierało część pieszczot, wcale nie dbając o nie i zachowując się wobec pana z taką poufałością, na jaką ona zdobyć się nie śmiała. Nawet nie potrafiłaby mieć tak obojętnej miny albo patrzeć w inną stronę, gdy na jej głowie leżała ręka następcy.

      Niedawno znowu książę wspomniał o tancerkach. Wówczas Sara wybuchła. Jak to, więc on pozwoliłby się pieścić tym nagim, bezwstydnym kobietom?… I Jehowa, widząc to z wysokiego nieba, na potworne kobiety nie rzucił gromu?…

      Wprawdzie Ramzes powiedział, że ona mu jest droższa nad wszystkie. Ale słowa jego nie uspokoiły Sary; ten tylko wywarły skutek, że postanowiła nie myśleć już o niczym poza obrębem swojej miłości.

      Co będzie jutro?… o to mniejsza. A kiedy u nóg księcia śpiewała pieśń o utrapieniach, od kolebki do grobu ścigających ród ludzki, wypowiedziała w niej stan własnej duszy i swoją ostatnią nadzieję – w Bogu.

      Na dziś Ramzes był przy niej, więc ma dosyć; ma wszystkie szczęścia, jakie jej mogło dać życie. Ale tu właśnie zaczęła się dla Sary najcięższa gorycz.

      Książę mieszkał z nią pod jednym dachem, chodził z nią po ogrodzie, czasem brał do łódki i woził ją po Nilu. Ale ani na jeden włos nie stał się dla niej


Скачать книгу