Zabójczy pocisk. Jakub Małecki
wszystkie informacje pochodzące z niepewnych źródeł i skupiła się jedynie na tym, co było wiadomo na pewno. Na tym, co policja i prokuratura podały do publicznej wiadomości.
Ułożywszy sobie wszystko od początku, sięgnęła po notes, którego matka używała do sporządzania listy zakupów. Zaczęła wypisywać od myślników wszystkie ustalenia, a potem wyrwała kartkę i położyła ją przed sobą.
Przez chwilę patrzyła na nią pustym wzrokiem.
– Jedz, bo wystygnie.
Julia nie odpowiadała.
– Słyszysz?
Podniosła spojrzenie na matkę.
– Jezus Maria, dziecko, co się stało?
Żona Roberta nie miała wątpliwości, że ich córka kompletnie zwariowała. Właściwie, przypominając sobie wszystko, co ostatnio się z nią działo, mogła się tego spodziewać.
Z drugiej strony Agnieszka też kiedyś była w jej wieku. Mogła zrozumieć niektóre rzeczy, a na inne spojrzeć przez pryzmat dzisiejszych czasów. W teorii było to wykonalne, w praktyce często ją przerastało.
– Dziecko, o czym ty mówisz… – jęknęła.
Julia milczała. Była blada jak ściana, a ręce się jej trzęsły. Sprawiała wrażenie, jakby przypadkiem natknęła się na rozwiązanie tajemnicy sprzed wieków, która na zawsze powinna pozostać ukryta w najgłębszych czeluściach historii.
– Julka!
Córka potrząsnęła głową.
– Przepraszam, mamo – powiedziała, a potem popędziła do swojego pokoju.
Agnieszka spojrzała na niedojedzony makaron. Biorąc wszystko pod uwagę, należało uznać, że pół porcji, to i tak niezły wynik. Obawiała się, że cały garnek pójdzie do lodówki, przeleży tam kilka dni, a potem trzeba będzie wszystko wyrzucić. Robert był zbyt zajęty przygotowywaniem programu. Ilekroć wpadał w wir pracy, niemal rezygnował z jedzenia, przegryzał coś w przelocie między jednym a drugim pokojem. Julia zaś coraz rzadziej sięgała po to, co jej przygotowywała. A jeszcze kilka lat temu…
– Mamo!
Wołanie dobiegło z pokoju córki. Agnieszka westchnęła, a potem ściągnęła rękawicę kuchenną, otarła drugą dłoń o fartuch i poszła do Julii. Drzwi były otwarte, co zdarzało się nieczęsto. Na tyle nieczęsto, że w jakiś sposób stanowiło to niepokojącą aberrację ich życia rodzinnego.
– Czytaj – rzuciła córka, wstając z krzesła.
Matka zajęła jej miejsce przed komputerem, a potem przebiegła wzrokiem po tekście. Skończywszy, spojrzała pytająco na Julię. Ta szybko włączyła kolejną stronę.
– Posłuchaj, nie mam teraz czasu na takie rzeczy.
– Przeczytaj. Proszę.
Kiedy ostatnim razem naprawdę o coś prosiła? Agnieszka nie mogła sobie przypomnieć. Nabrała tchu, a potem odwiązała fartuch i przełożywszy go przez kolano, pochyliła się nad laptopem.
Przez następne pół godziny czytała to, co na ekranie wyświetlała jej córka.
Kiedy skończyła, miała wrażenie, że świat się skończył.
– On wie o rzeczach, o których nikt nigdzie nie napisał – odezwała się Julia.
– Ale…
– Na przykład o ranie na podudziu. Nikt nigdzie o tym nie wspomina. Nawet ówczesne odpowiedniki tabloidów nie idą tak daleko.
Agnieszka potarła nerwowo dłonie.
– Sprawdziłam to dwa razy.
– Julka, na Boga, co ty sugerujesz?
– Że to Hakowy.
Miała ochotę odpowiedzieć, że zwariowała, że to niemożliwe. Chciała poddać się instynktowi samozachowawczemu, który nakazywał ucieczkę w zaprzeczenie. Nie odezwała się jednak słowem.
W głębi duszy wiedziała, że córka ma rację. Człowiek, z którym żyła od tylu lat, mógł być tym, o którym pisały media.
Czas się zgadzał. Zanim zaczął pracę w krakowskiej telewizji, pracował na Gubałówce. Było to wtedy, kiedy zginęła Danuta, a kolejne kobiety padły ofiarami ataków.
Ale czy to możliwe? Czy mogłaby przez tyle lat żyć z człowiekiem, który… właściwie człowiekiem nie był? Czy bestia mogłaby ukrywać tak dobrze swoją prawdziwą naturę?
Agnieszka z trudem przełknęła ślinę. Podniosła się, popatrzyła na przerażoną córkę, a potem niepewnym krokiem skierowała się do zamkniętego pokoju męża. Zapukała, po czym weszła do środka.
Obejrzał się przez ramię i uśmiechnął się do niej.
Występujący w opowiadaniu Robert, naprawdę nazywa się Piotr S. W 2005 roku Sąd Okręgowy w Nowym Sączu uznał go winnym zabójstwa Danuty F. Nie trafił do więzienia, uznano go bowiem za niepoczytalnego. Na nieokreślony czas został osadzony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.
Sprawca rzeczywiście pracował w krakowskiej telewizji, a do rozwiązania sprawy przyczynił się emitowany w telewizji program kryminalny. Po jego obejrzeniu Piotr S. pochwalił się żonie szczegółami na temat sprawy, o których nie powinien wiedzieć. Zaniepokojona kobieta zgłosiła się na policję. Zatrzymali go funkcjonariusze z Archiwum X.
Piotr S. wciąż zmieniał swoje zeznania. Do dziś nieznane są motywy, którymi się kierował. Twierdzi, że nie działał sam. ■
Jakub Małecki – Puch
Fot. Tomasz Pluta
Pisarz, autor dziewięciu książek, m.in. bestsellerowego Dygotu oraz Śladów, nominowanych do Nagrody Literackiej NIKE.
Laureat Złotego Wyróżnienia Nagrody im. Jerzego Żuławskiego, nagrody Śląkfa oraz nagrody Książka Miesiąca „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”, nominowany również do Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus”, nagrody im. Stanisława Barańczaka oraz dwukrotnie do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Publikował w „Przekroju”, „Newsweeku”, „Polityce”, „Angorze”, „Miesięczniku ZNAK”, „Nowej Fantastyce” i „Tygodniku Powszechnym”. W 2017 roku został laureatem stypendium „Młoda Polska” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Wszystko zniknęło, jak zawsze. Leżymy, Łukasz i ja, wokół nas wielkie nic, nawet muzyki puszczonej z telefonu nie słyszę. Czuję się tak jak osiem lat temu na Woodstocku, kiedy wjeżdżałam chybotliwą windą na szczyt dźwigu i stawałam na skraju platformy z grubych prętów. Do ostatniej chwili nie wierzyłam, że skoczę, nie chciałam skoczyć, skoczyłam. Teraz leżymy, Łukasz i ja, i też nie myślę o tym, co będzie za chwilę, a już na pewno tego nie chcę, leżymy tak tylko, nie wiem jak długo, w końcu zaczynam znowu być: oddycham, słyszę muzykę, czuję trawę pod plecami i trochę jeździ mi w brzuchu.
Poznaliśmy się tak banalnie, jak banalne było całe moje życie: w kawiarni. Przebierałam nogami, czekając na średnie latte na wynos, spóźniona już i wkurwiona na rudą dziewczynę za ladą, która w ogóle się nie spieszyła, no i na samą siebie, bo ubzdurało mi się, że kawa na sojowym.On siedział przy długim stole, z laptopem i nieruszonym quichem, pisał chyba mejla. Wysoki. Pachniał piżmowym bossem, banalnie.
Poszliśmy do łóżka tego samego wieczoru, nie wiem, jak to się stało. Znam sekwencję wydarzeń – wychodzi za mną, zagaduje, zaprasza na kolację,