Dream again. Mona Kasten

Dream again - Mona Kasten


Скачать книгу

       2

      SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ

      Piłka uderzyła w szybę, ja jednak nadal nakładałam farbę. Mama pozwoliła mi tylko na dwa pasemka, ale ponieważ Ezra ciągle trafiał w okno łazienki dla gości zamiast w swój durny kosz, farba była już wszędzie, nawet na mojej twarzy, że o włosach nie wspomnę.

      Zabierałam się właśnie do drugiego kosmyka, gdy piłka znowu trafiła w szybę, a farba znowu rozprysła się na wszystkie strony, bo wzdrygnęłam się gwałtownie. Krzyknęłam ze złości, podbiegłam do okna, otworzyłam je z rozmachem.

      – Mama cię zabije, jeżeli rozwalisz jeszcze jedną szybę – wrzasnęłam.

      – Sorry – odpowiedział głos, który nie należał bynajmniej do mojego brata. – Moja wina.

      Blake trzymał piłkę pod pachą i patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.

      Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale słowa utkwiły mi w gardle. Dosłownie. Wydobyłam z siebie tylko ochrypły pomruk, w jego oczach pojawiło się rozbawienie.

      Znałam Blake’a właściwie całe moje życie, a jednak w tamtej chwili nie mogłam oderwać od niego wzroku. A tym bardziej zamknąć okna. Był zbyt piękny.

      Faceci nie powinni być tacy przystojni.

      W przeciwieństwie do mojego brata (a także, ku mojej rozpaczy, i mnie), Blake nie miał pryszczy. Lato rozjaśniło mu końcówki włosów, ozłociło skórę. Nie widziałam go zaledwie kilka tygodni, a jednak się zmienił. A może zmieniło się coś we mnie. Po raz pierwszy, odkąd się znaliśmy, nie mogłam przestać na niego patrzeć.

      Pot lśnił na jego grdyce. Nagle do mnie dotarło, że w ciągu ostatnich miesięcy znowu urósł. Kiedy Blake i jego mama wprowadzili się do domu po sąsiedzku, był ode mnie zaledwie kilka centymetrów wyższy. Tymczasem teraz po prostu wystrzelił w górę. Choć byłam w środku, a nasz dom miał fundamenty, nie musiał nawet odchylać głowy do tyłu, żeby na mnie patrzeć.

      Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Wyciągnął rękę i starł mi z nosa odrobinę farby.

      Roztarł ją między palcami.

      – Słodko wyglądasz, Jude.

      Z perspektywy czasu wiem, że to był właśnie ten moment. Ten przepraszający, delikatny uśmiech i niewinny dotyk wystarczyły.

      Coś we mnie wezbrało, wypełniło mnie całą ciepłem.

      W moim żołądku ktoś wypuścił stado świetlików. Latały jak oszalałe, do tej pory nigdy czegoś takiego nie czułam.

      – Jeszcze raz przepraszam za okno. Będę bardziej uważał.

      – Nie ma sprawy – wychrypiałam.

      A potem zamknęłam okno i przycisnęłam dłoń do brzucha. Łaskotanie nie ustawało.

      Nie mam pojęcia, jak długo siedziałam na kanapie. W pewnym momencie sięgnęłam po pada i dograłam grę Blake’a do końca, choć myślami byłam gdzie indziej. Koszykarze biegali po boisku bez celu, poziom był dla mnie zdecydowanie za wysoki. Przegrałam dramatycznie, ale nic mnie to nie obchodziło.

      Ezra zataił przed Blakiem moją obecność w Woodshill, a przede mną ukrywał fakt, że Blake mnie nienawidzi. Wydawało mi się, że potrzeba tylko trochę czasu, byśmy o sobie zapomnieli i zostawili przeszłość za sobą. Ale wystarczyło jedno spojrzenie, bym zrozumiała, że to tak nie działa.

      Niech to szlag!

      Jego widok sprawił mi ból. Jego słowa raniły. Chciałam pobiec do niego na górę, porozmawiać. Jednocześnie wiedziałam, że to niemożliwe. Blake i ja to Historia Bez Happy Endu, a już na pewno nie historia, którą chciałabym przeżyć jeszcze raz. Tym bardziej nie z tym całym balastem, który przytaszczyłam ze sobą z Los Angeles.

      Głupio zrobiłam, prosząc brata o pomoc. A jeszcze głupiej postąpiłam, łudząc się, że Blake naprawdę zgodził się, żebym tu zamieszkała.

      Zanim całkiem się zaplątałam w tych myślach, usłyszałam, że otwierają się drzwi wejściowe. Po chwili dobiegł mnie głos Ezry.

      Nie zatrzymując gry, cisnęłam kontroler na bok i pobiegłam do przedpokoju. Nie pozwoliłam bratu nawet wejść do domu, od razu rzuciłam mu się na szyję. Co prawda jeszcze przed chwilą byłam na niego wściekła, ale nie mogłam inaczej. Tęskniłam za nim, był jedyną osobą, której widok był dla mnie jak powrót do domu. Uściskałam go z całej siły.

      – Zaraz się uduszę – sapnął, ale i tak objął mnie i przyciągnął do siebie. Na chwilę zamknęłam oczy.

      Ezra poluzował uścisk, patrzył na mnie z góry bardzo uważnie.

      Znałam to spojrzenie. Ezra miał swego rodzaju szósty zmysł. Nigdy nie był szczególnie rozmowny, ale miał niezwykłą empatię. Zawsze wiedział, gdy coś było u mnie nie tak. I dlatego w tym momencie ze wszystkich sił starałam się niczego po sobie nie pokazać, gorączkowo szukałam czegoś, co odwróciłoby jego uwagę.

      Na szczęście nie musiałam długo szukać. Z całej siły uderzyłam go w bark.

      – Za to, że powiedziałeś, że z dworca idzie się do was dziesięć minut.

      W odpowiedzi uniósł brew.

      – Ja naprawdę idę tu dziesięć minut.

      – Może, jeżeli idziesz bez bagażu, masz dwumetrowe nogi i poruszasz się z prędkością światła.

      – Przesadzasz, Racuszku.

      Skrzywiłam się. Nienawidzę tego przezwiska, o czym doskonale wie.

      – Zajęło mi to prawie godzinę.

      – Nic dziwnego – mruknął mój brat patrząc na moje bagaże. – Właściwie jak długo chcesz tu zostać?

      Otworzyłam usta i zaraz znowu je zamknęłam. W końcu tylko wzruszyłam ramionami. Moja kariera legła w gruzach, zanim w ogóle na dobre się zaczęła, ale nie byłam jeszcze gotowa, by teraz o tym opowiadać. A już na pewno nie w obecności jego dwóch pozostałych współlokatorów, którzy weszli razem z nim i teraz mierzyli mnie wzrokiem z takimi minami, jakby nigdy dotąd nie widzieli dziewczyny. Ten po lewej miał krótkie, kręcone włosy, czekoladową skórę i kanciaste rysy, jakby wykute w kamieniu. Ten po prawej odgarnął z czoła wilgotne włosy i przyglądał mi się spod zmrużonych powiek. Obaj byli przystojni, ale ten drugi był tego bardziej świadomy, co zdradzał jego uśmieszek.

      – Ty zapewne jesteś Cam – odezwałam się i wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnął ją szybko. Spojrzałam w lewo. – A ty Otis.

      – Ezra o nas opowiadał? – domyślił się.

      – Owszem.

      – Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – odezwał się Cam. Przeczesał włosy palcami, uśmiechnął się odrobinę szerzej. Podrywacz, bez dwóch zdań. Dobrze, że przez ostatnie półtora roku poznałam tylu takich typów, że jestem na nich uodporniona.

      Brat objął mnie ramieniem, pochylił się.

      – Lepiej trzymaj się od niego z daleka. – Chwycił moją walizkę, torbę podróżną zarzucił sobie na ramię. Sięgnęłam po plecak. – Chodź, pokażę ci pokój gościnny.

      Skinęłam chłopakom głową, a potem Ezra poprowadził mnie korytarzem. Zatrzymał się przy pokoju koło schodów. Otworzył drzwi. Byłam tuż za nim, gdy wchodził do środka.

      Gołe, kremowe


Скачать книгу