Dream again. Mona Kasten

Dream again - Mona Kasten


Скачать книгу
twierdząco.

      – Niestety, właśnie zatrudnili kogoś na moje miejsce.

      Co za pech.

      Wyprostowałam matę pod nogami i wykrzesałam z siebie ostatnie resztki entuzjazmu.

      – Coś znajdę.

      – Też tak sądzę. – Everly rozkładała taśmy na matach. – Wydajesz się urodzoną optymistką. Dobrze by mi zrobiła odrobina takiego podejścia.

      Roześmiałam się.

      – Za mało mnie znasz. – Posłała mi pytające spojrzenie, więc szybko mówiłam dalej. – Kiedy miałam siedemnaście lat, przyjechałam z Seattle do Los Angeles. Było mi ciężko, z dala od rodziny. A potem straciłam pracę, dla której się tam przeprowadziłam, rozstałam się z chłopakiem i przez kilka miesięcy usiłowałam zaczepić się w Hollywood... Na darmo. – Wzruszyłam ramionami. – I teraz jestem tutaj, a cały mój optymizm został w Kalifornii.

      Everly milczała przez dłuższą chwilę.

      – Brzmi fatalnie. Zwłaszcza że w tak młodym wieku musiałaś radzić sobie sama. Nie wyobrażam sobie mieszkać z dala od mamy. Podoba mi się, że w każdej chwili mogę do niej pojechać i odwrotnie.

      Na pewno nie chciała sprawić mi przykrości, a jednak jej słowa zabolały. Tęskniłam za rodzicami. Ilekroć widziałam coś zabawnego, chciałam powiedzieć o tym tacie, ilekroć byłam smutna, brakowało mi ramion mamy. Nic nie bolało tak bardzo, jak fakt, że w tym roku nie udało mi się dotrzeć do domu na Boże Narodzenie. Agent załatwił mi dwa statystowania, których nie mogłam odrzucić w mojej sytuacji. Rodzice jasno dali mi do zrozumienia, jak bardzo ich rozczarowałam, nie pojawiając się na Gwiazdkę.

      – Przepraszam, nie chciałam cię urazić.

      – Nie uraziłaś – zapewniłam i odchrząknęłam szybko, słysząc, jak bardzo ochrypł mi głos. Musiałam wykrzesać z siebie resztkę motywacji, jeżeli nie chciałam rozsypać się na kawałki, więc kurczowo chwyciłam się tej myśli. Udawany optymizm jest lepszy niż ta druga opcja.

      – Może to cię pocieszy: w Woodshill każdy szybko znajduje swoje miejsce. Nawet ktoś taki jak ja.

      Intrygowało mnie, co chciała przez to powiedzieć. Sprawiała wrażenie osoby otwartej, choć na początku chyba trochę ją onieśmieliłam.

      Zanim o to dopytałam, otworzyły się drzwi i do sali wbiegły cheerleaderki. Miały na sobie ciemne dresy i koszulki bez rękawów z logo uniwersytetu. Na widok Everly wszystkie się rozpromieniły.

      – W takim razie dobrze, że los rzucił mnie akurat tutaj – dodałam szybko, nie wiedząc, czy Everly w ogóle mnie słyszy.

      Odwróciła się z uśmiechem.

      – Właśnie to chciałam powiedzieć. – Przez chwilę patrzyła to na mnie, to na dziewczyny. – Jeżeli chcesz, możesz popatrzeć. A potem pójdziemy na kawę, którą mi obiecałaś.

      Kamień spadł mi z serca. Przez moment obawiałam się, że będę musiała wrócić do domu mojego brata.

      – Umowa stoi. – Odwzajemniłam jej uśmiech.

       4

      Klucz utknął na amen. Ręce mi drżały, gdy usiłowałam go przekręcić. Słońce zdążyło już zajść, na werandzie było niewiele światła.

      – Dawaj – zaklinałam go i próbowałam kolejny raz. Moje palce przypominały sople lodu, zamek prawdopodobnie także zamarzł.

      Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się od środka i dosłownie wpadłam przez próg.

      Patrzyłam na brata, który przyglądał mi się z głębokim marsem na czole.

      – Co ty wyprawiasz, do cholery?

      – Wracam do domu. Żeby wejść do mojego pokoju, przebrać się w piżamę i iść spać.

      Ezra zamrugał szybko. Mars na jego czole jeszcze się pogłębił.

      – Po pierwsze, mamy drzwi wejściowe, z których możesz skorzystać. Po drugie, jest dopiero po osiemnastej. Dlaczego od razu chcesz iść spać?

      Dopiero za trzecią próbą udało mi się wyjąć klucz z zamka. Kiedy wreszcie miałam go w dłoni, schyliłam się, żeby rozwiązać sznurówki.

      – Po pierwsze, uznałam, że będzie lepiej, jeżeli będę schodziła z oczu pozostałym domownikom. Po drugie, mam jet lag.

      – Między Kalifornią a Oregonem nie ma różnicy czasu – zauważył sucho. Zamknął za mną drzwi, ja tymczasem wreszcie pozbyłam się butów.

      – Naprawdę? Coś takiego, a mnie się wydawało, że jest. – Zdjęłam płaszcz i rzuciłam się na łóżko, wtulając twarz w poduszki.

      Mój brat był coraz bliżej, słyszałam jego kroki. Zatrzymał się koło mnie.

      – Jude – odezwał się.

      Lekko odwróciłam głowę i zobaczyłam jego nogi. Podniosłam wzrok. Stał obok mnie z rękami skrzyżowanymi na piersi i przyglądał mi się poważnie.

      – Rozmawiałem z Blakiem – zaczął.

      Nagle spięłam się na całym ciele. Bałam się jego dalszych słów. A co, jeśli udało mu się przekonać mojego brata i pozostałych, że powinnam się wyprowadzić? A co...

      – Oznajmiłem mu, że jeżeli dalej będzie się tak dziecinnie zachowywał, wyleci stąd.

      Usiadłam energicznie.

      – Słucham?

      – Oznajmiłem Blake’owi, że nie może tak cię traktować.

      Westchnęłam głośno i ukryłam twarz w dłoniach.

      – Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że się ucieszysz.

      Opuściłam ręce i podniosłam na niego gniewne spojrzenie.

      – Niby z czego miałabym się cieszyć? Z tego, że jeszcze bardziej wszystko skomplikowałeś? Wielkie dzięki za nic.

      Ezra otwierał i zamykał usta. Odwrócił się, odszedł kilka kroków, zaraz jednak zawrócił na pięcie i podszedł do mnie.

      – Słuchaj, przyjmuję cię bez żadnych pytań. Stawiam ultimatum najlepszemu kumplowi, choć sytuacja w domu i tak jest napięta od jego wypadku, a ty tylko tyle masz mi do powiedzenia? – Był tak zdenerwowany, że głos mu drżał. – Wiesz co, Jude? Sama ogarniaj to swoje bagno.

      Nie powiedział już nic więcej, podszedł do drzwi i wyszedł, trzaskając nimi tak głośno, że cała się wzdrygnęłam.

      W milczeniu siedziałam na łóżku. Cały czas brzmiały mi w uszach jego ostatnie słowa.

      Byłam idiotką. Głupią, niewdzięczną idiotką. To cud, że Ezra w ogóle stanął w mojej obronie. Nie zrobiłby tego dawniej. Przypomniały mi się czasy, gdy razem z Blakiem i innymi kumplami grał u nas w domu w koszykówkę. Chciałam ich pooglądać, a on rzucił we mnie piłką i razem z chłopakami śmiał się do rozpuku. Ta sytuacja idealnie odzwierciedlała nasze dzieciństwo i młodość. Dopiero tamtego roku, gdy do nas dotarło, że wkrótce rozjedziemy się w różne strony, nasza relacja zmieniła się, stała się bardziej serdeczna. Rozmawialiśmy, zwierzaliśmy się sobie ze swoich lęków i obaw. Ezra dał mi do zrozumienia, że ufa mi jak nikomu innemu. A teraz... A teraz miałam do niego pretensje i jednym zdaniem przekreśliłam jego zaangażowanie.

      Wstałam z trudem, zdjęłam


Скачать книгу