Pokłosie przekleństwa. Edyta Świętek
parku Kochanowskiego. Dotarli przed pomnik Łuczniczki. Otoczone klombem nagie dziewczę od lat tkwiło zastygłe z napiętą mocno cięciwą.
– Jak dobrze znowu tutaj być – powiedział mężczyzna.
– Jak dobrze, że znowu tutaj jesteś – odparła Trzeciakowa.
Jeszcze nie mogła uwierzyć w obecność ukochanego. Przytulała policzek do jego ramienia, gdy szli pod rękę. Oddychała głęboko i czuła wciąż obcy i tajemniczy zapach wody po goleniu. Momentami odnosiła wrażenie, jakby znowu miała osiemnaście lat i szła na randkę ze swoją pierwszą sympatią.
Wymiana korespondencji oraz długie rozmowy telefoniczne podsycały w minionych kilku miesiącach tęsknotę oraz żar uczucia, które narodziło się na długo przed pierwszą wizytą Ryszarda u Justyny. Właściwie Trzeciakowa sama nie potrafiła doprecyzować, w którym momencie jej serce zaczęło uderzać mocniej na myśl o tym człowieku. Czy było to wówczas, gdy pojechała z Jolą do Dortmundu? Czy może wcześniej, gdy odwiedziła Mroczka przed laty? A może pokochała już samo wyobrażenie o nim, gdy jeszcze podpisywał swoje listy jako Klaus Engel? Wszak każda przesyłka zaadresowana jego dłonią wywoływała wielkie emocje. I nie, Justyny nie ekscytowały upominki otrzymywane w siermiężnych czasach kryzysu, a właśnie listy pisane z finezją, tęsknotą i ogromem serdeczności. Zaufała mu, choć w ogóle go wtedy nie znała. Powierzała mu wiele skrytych myśli. Był jej powiernikiem i przyjacielem.
Ryszard przyjechał wczoraj. Zamknął wszystkie swoje sprawy w Dortmundzie. Jego lśniący nowością ford escort kombi mocno przykuł uwagę sąsiadów. Justyna bała się trochę, by drogi pojazd nie został skradziony sprzed domu. Mroczek uspokoił ją, że auto zostało wyposażone w alarm, immobiliser oraz blokadę kierownicy. Na noc wyjął z niego panel radiowy i wraz z Michałem wypakowali bagaże, choć docelowo mężczyzna nie zamierzał mieszkać w kamienicy przy ulicy Cieszkowskiego. Jeszcze przebywając w Dortmundzie, nawiązał kontakt telefoniczny oraz faksowy z deweloperem wyspecjalizowanym w budowie domów jednorodzinnych. Za kilka dni Mroczek miał sfinalizować transakcję zakupu niedużej nieruchomości.
– Wciąż rozmyślam o tym, czym mógłbym się tutaj zajmować. Do kopalni zbyt daleko, więc doświadczenie zawodowe z Niemiec na niewiele się zda. Prędzej pomoże mi w czymś biegła znajomość języka. Widzę, że w Polsce zapanowała moda na handel zagraniczny. Może powinienem pod tym kątem szukać zajęcia?
– Zdecydowanie. Teraz jest zupełnie inaczej niż za komuny. Mógłbyś znaleźć atrakcyjną pracę w jakimś biurze. No… Chyba że – zająknęła się, ponieważ nie wiedziała, jak mężczyzna przyjmie jej słowa.
– Chyba że co? – zagadnął.
– Chyba że przystąpisz ze mną do spółki. Dobrze wiesz, że Wolfgang zasypał mnie zamówieniami.
– Uhm… Miałbym szyć portki robocze? – zapytał żartobliwie.
– Nie. Potrzebuję pomocy w ogarnięciu eksportu. Może nawet podążalibyśmy głównie w tym kierunku? Twoja znajomość rynku niemieckiego oraz języka pomogłaby w nawiązaniu dodatkowych kontaktów handlowych.
– A wiesz, że to brzmi obiecująco? Ale…
Mężczyzna przystanął i objął ukochaną w talii.
– Ale co? – Tym razem to ona czekała na rozwinięcie niedokończonej wypowiedzi.
– Ale ja jestem ze starej szkoły. A to oznacza, że nie mogę skorzystać z twojej propozycji. Trudna do zaakceptowania jest dla mnie myśl, aby mężczyzna stanowił ciężar dla kobiety. To ja powinienem troszczyć się o dobra doczesne, żebyś ty mogła żyć w miarę beztrosko.
– Dobre sobie! A gdzie nabyłeś tej mądrości, hę? – zapytała z lekkim przekąsem. – Przecież u nas od wielu dekad mężczyźni i kobiety pracują ramię w ramię. Nie zmieniła tego transformacja systemu. Co więcej, gdy przyszło nowe, a z nim bezrobocie oraz inne problemy, nikt nie zawracał sobie głowy przedwojennym podziałem ról w rodzinie. Kobiety zaczęły zakładać własne przedsiębiorstwa. W wielu domach to one stały się jedynymi żywicielkami, gdy zaczęły upadać wielkie państwowe zakłady pracy. Witaj we współczesnej Polsce, Rysiu.
Ruszyli dalej parkowymi alejkami.
– Tak czy owak nie mógłbym – odpowiedział. – Jeśli nie wpadnę na lepszy pomysł, zostanę taksówkarzem. Mam samochód, mam prawo jazdy, znam miasto. No… dobrze, tę znajomość na pewno musiałbym solidnie odświeżyć.
– Ale to zajęcie jest bardzo ryzykowne! – Justyna załamała ręce. – Tyle się nasłuchałam o kradzieżach samochodów i napadach na taksówkarzy. Niejeden skończył z podciętym gardłem.
– Też o tym słyszałem – stwierdził niezrażony mężczyzna. – Są jednak specjalne golfy, które chronią szyję.
– Nie! To nie jest dobry pomysł. Żyłabym w nieustannym strachu o ciebie.
– Kochanie, czyżbyś próbowała zrobić ze mnie pantoflarza? – Zerknął na kobietę i puścił do niej oko.
– Nie! Skądże! – odparła stropiona. – Nie próbowałabym ci narzucać mojej woli. Chodzi o to, że po prostu nie zaznałabym ani chwili spokoju.
– Jeszcze o tym pomyślę. A na razie faktycznie spróbuję poszukać szczęścia w jakimś biurze. Właściwie na początek satysfakcjonowałaby mnie praca przedstawiciela handlowego na rynek niemiecki. Będę się rozglądał za czymś takim. Czy dama mego serca odetchnęła z ulgą?
– Tak! – Trzeciakowa się rozpromieniła, choć miała świadomość, że zajęcie, o którym wspomniał Mroczek, związane byłoby z ciągłymi wyjazdami w delegację. A ona chciałaby dla odmiany nacieszyć się obecnością mężczyzny w codziennym życiu.
– Ależ tu jest syf! – utyskiwała Mirella na zapleczu kawiarni. Wodziła palcem po fugach, blatach, krawędziach lodówki, futrynach i innych zakamarkach, które przyszły jej na myśl. – Tylko patrzeć, jak zalęgnie się robactwo! To trzeba natychmiast doszorować na błysk! Gdy nie ma dużego ruchu, zamiast siedzieć i trajkotać o bzdetach, ruszyłybyście dupska i zrobiły tutaj porządek.
– Dobrze, proszę pani – odparła pokornie Iwona. – Posprzątamy tak szybko, jak tylko to będzie możliwe. Najpierw jednak muszę przyuczyć do pracy dwie nowe dziewczyny.
– Oby jak najszybciej. Bo jak nie, to wszystkie wylecicie na zbity pysk. Mam dość chętnych do pracy. Nie będę tolerowała chlewu!
Dalsze krzyki przerwał rumor, który dobiegł z sali dla gości.
– Co tam się dzieje? – wykrzyknęła Wilimowska-Braun, lecz zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, na zaplecze przybiegła wystraszona kelnerka. Tuż za nią przyczłapało dwóch napakowanych sterydami osiłków o wyjątkowo mętnym wyglądzie.
– Pani Mirello, bardzo przepraszam, ale jest awantura! – wykrzyknęła Ewa. – Oni demolują nam lokal.
– Stul ryja, gówniaro! – Jeden z opryszków złapał ją za podbródek i boleśnie go ścisnął. – Ty jesteś szefową tego burdelu? – zwrócił się do Mirelli.
– Nie jesteśmy na ty. Nie chodziliśmy razem po gównie! – warknęła Wilimowska-Braun. Ani myślała naginać karku przed zbirem. Znała tego człowieka z widzenia. Bywał czasami i w Savoyu, i w innych lokalach. Raz nawet coś tam do niej próbował bajerować, ale zdołała go spławić. Potem przez kilka tygodni nie zaglądała w tamto miejsce, by go przypadkiem nie spotkać. Intuicja podpowiadała jej, że taki koleś podrywa dziewczyny tylko po to, żeby zaliczyć szybki numerek. A jej nie interesowały już przelotne miłostki ani przygodny seks. Miała inne priorytety. Spojrzała więc hardo na przybyszy. – Wypierdalać stąd, ale już, bo zadzwonię po policję!
Drugi z mężczyzn parsknął śmiechem.