Pokłosie przekleństwa. Edyta Świętek
Elżuni. One nigdy nie potrafiły ze sobą rozmawiać – powiedział oględnie.
– Tym bardziej więc powinieneś pozwolić Mirze na powrót do biura. Doskonale wiem, że teraz wciąż tryskasz energią. Zakładam, że masz więcej witalności niż niejeden młokos. – Nadała głosowi zmysłową barwę. – Ale kiedyś pewnie poczujesz potrzebę wrzucenia na luz. I dobrze byłoby, gdybyś miał komu przekazać, choćby częściowo, zarządzanie firmą.
– A tę witalność porównywałaś z innym mężczyzną? – zapytał, pocierając nosem o jej nos. Droczył się z nią, gdyż był pewien stałości uczuć kochanki.
– Nie ma takiej możliwości! – Udała oburzenie. – Wiesz, że jestem tylko twoja. Ciałem i duszą.
Przysunęła się bliżej, pocałowała Trzeciaka samymi ustami, a potem delikatnie złapała zębami jego dolną wargę. To on pogłębił pocałunek.
– Tymku, powinieneś to przemyśleć – kontynuowała, gdy się odsunął.
– Muszę być konsekwentny. Skoro postawiła sprawę na ostrzu noża i kazała mi wybierać między sobą a działem księgowości, to nie mogę teraz zmięknąć. Dla jej kaprysu nie zwolnię z pracy trzech osób. Gdybym to zrobił, wlazłaby mi na głowę. A nie wyobrażam sobie sytuacji, abyście były w biurze w komplecie. Mirella zatruwałaby wam życie – stwierdził.
– Nie doszłoby do tego. Wpadłam na pomysł, który pozwoli ci wyjść z twarzą.
Opróżniła swój kieliszek i odłożyła go na ławę. Potem przeszła do rzeczy.
– Powiesz Mirze, że cały dział księgowości złożył wypowiedzenie.
– Ale jak to? Chcecie się zwolnić? We trzy?
– Owszem. Przedyskutowałam sprawę z Renatą i Krysią. Zamierzam otworzyć własne biuro rachunkowe i zatrudnić w nim moje dziewczyny. Są gotowe odejść wraz ze mną z Dłutexu. Tym samym problem rozwiąże się samoistnie.
– O nie! Nie ma mowy! Nie chcę, abyś się poświęcała. Dlaczego masz ustępować pola Mirelli?
– Kochany, zrozum, tak będzie lepiej dla wszystkich. Dla ciebie, dla Mirelli, dla mnie także. Każdy na tym zyska. Ty nie wyjdziesz na mięczaka, który ugiął się przed żądaniem. Ona wróci do biura ze swoją satysfakcją, ale bez poczucia całkowitego triumfu, bo nikt nie zostanie zwolniony. A ja będę miała lepsze samopoczucie, wiedząc, że nie staję pomiędzy tobą a twoją córką. Pomyśl, co by było, gdyby Mira odkryła łączącą nas relację! Gdyby pewnego dnia coś nas zdradziło: jakieś słowo lub nieopatrzny gest. Gdyby doniosła o tym Elżuni. Chcesz mieć w domu piekło? Kocham cię, Tymku – zapewniła żarliwie. – Cały mój świat skupiony jest wokół ciebie. I dlatego drżę ze strachu, że mój piękny sen o miłości pryśnie jak bańka mydlana.
– Nie, nie, nie! Ja nie mogę na to przystać – zaprotestował, zwieszając głowę. – Jestem za ciebie odpowiedzialny! Za moją namową odeszłaś z Zachemu. A jeżeli splajtujesz?
– Nie splajtuję. Powiem więcej. Dużo o tym myślałam. Już rozglądam się za biurem na wynajem i rozpuszczam wici wśród znajomych. Nawet Zamojda okazał zainteresowanie moją ofertą współpracy. Gdybym pozyskała kilku klientów takich jak on, bez trudu dałabym sobie radę. Liczę na to – wsunęła dłoń pod jego brodę i uniosła ją tak, by spojrzał jej w oczy – że szepniesz o mnie dobre słowo paru swoim kontrahentom. Tak naprawdę dzisiejsza romantyczna kolacja i te koronki, które mam pod szlafrokiem, były właśnie w tym celu. Chciałam cię przekupić – wyznała.
– Biuro bez ciebie? Nie mogę sobie tego wyobrazić – odparł.
– Musisz. Bądź pewny, że to najlepsze rozwiązanie.
– Czy mogę jeszcze jakoś ci pomóc? Potrzebujesz czegoś? Kapitału?
– Mam wszystko, czego mi potrzeba. Zależy mi jednak na twojej akceptacji – odparła.
Od kilkunastu lat widywał Szydłowską niemal każdego dnia. Zawsze była blisko, na wyciągnięcie ręki. Czasami, przy zachowaniu środków najwyższej ostrożności, kochali się w godzinach pracy w jego gabinecie. Wystarczyło tylko słowo, a ona przychodziła, rozpinała bluzkę i stanik, zsuwała figi, rozchylała uda. Akceptowała to, że jest żonaty i zapewne nigdy nie weźmie z nią ślubu. Nie chadzała na randki z nikim innym, była wierna, lojalna, oddana, wręcz uległa, i bezpruderyjna. Z nią mógł realizować najdziksze fantazje. Czasami oglądali razem jakieś filmy erotyczne. Szukali nowych podniet, by dodawać swemu związkowi pikanterii.
Bez słowa rozwiązała pasek w swoim szlafroku i zsunęła jedwabną tkaninę z ramion. Znowu zobaczył to koronkowe cudo, którym uwiodła go z chwilą, gdy przekroczył próg jej mieszkania. Siadła okrakiem na kolanach mężczyzny. Odwinęła miseczki w prześwitującym gorseciku i obnażyła drobne, jędrne, sterczące zadziornie piersi. Przysunął się i powiódł językiem po stwardniałej brodawce. W tym czasie rozchyliła poły jego szlafroka i delikatnie musnęła tężejącą męskość. Przycisnęła do penisa obnażone łono. Prócz gorsetu miała na sobie wyłącznie pas i pończochy. Tego dnia nie włożyła majtek. Wodziła dłońmi po wzwiedzionym członku. To znowu dotykała nim swej kusząco przystrzyżonej kępki. On nie pozostawał dłużny, pieścił jej biust ustami i opuszkami palców. Ssał, lizał, całował. Czuł coraz większą ekscytację.
– Chcę cię od tyłu, na jeźdźca – powiedział zachrypniętym półgłosem.
Bez mrugnięcia powieką spełniła jego życzenie. Wstała, a następnie uklękła plecami do niego. Opadała niespiesznie, zmysłowo, powoli nadziewając się na męskość Tymoteusza. Balansowała na granicy bólu, lecz ten ból rozkosznie pulsował gorącą falą w jej wnętrzu. Nawet nie pisnęła, gdy niecierpliwe palce kochanka zaczęły tarmosić i szczypać jej sutki. Gdy wpił zęby w jej kark.
– Jeszcze – jęczała ekstatycznie. – Och tak. Mocno. Bierz mnie ze wszystkich sił. Jestem tylko twoja, kochany!
To on nadawał rytm jej ruchom, gdy przesunął ręce z piersi na biodra kobiety.
W końcu, wycieńczeni, opadli na kanapę. Resztką sił przytulił do siebie ukochaną.
– Co ty ze mną robisz, dziewczyno?
– Dość dwuznaczne pytanie – zauważyła.
– Wiesz… Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką znam. Najlepszym, co spotkało mnie w całym życiu. Żałuję, że nie poznałem cię, zanim założyłem rodzinę.
– Jasne! Miałam wtedy jakieś pięć do ośmiu lat – parsknęła śmiechem. – Nie mówmy już o tym – poprosiła z obawy, że Tymoteusz znowu zacznie rozwodzić się nad ich związkiem. Czasami, w chwilach wyrzutów sumienia, ubolewał nad tym, że nie może wziąć z nią ślubu. Przytaczał wciąż te same argumenty. Niekiedy wyrażał obawy przed ich rozstaniem. To znowu wyrzucał sobie, że nie jest w stanie niczego jej zapewnić.
Ona nie potrzebowała absolutnie nic więcej. Kochała go – tak po prostu. Była z nim szczęśliwa. Wiedziała, że Tymoteusz Trzeciak należy do niej bardziej niż do swej żony. Tamta kobieta może i miała go na co dzień. Prała jego skarpetki, podawała mu posiłki, żyła na jego koszt. Otrzymywała od niego pieniądze na utrzymanie domu. Ale, jak zapewniał, z Elżbietą nie łączyło go nic ponad przyjaźń i przyzwyczajenie – nawet sypialnie mieli osobne. Barbara nie potrzebowała podobnych uciążliwości. Nie odczuwała instynktu macierzyńskiego, była niezależna finansowo, miała swojego kochanka zawsze w wersji odświętnej i w romantycznych okolicznościach. Od niego dostawała biżuterię, kwiaty, kosztowne ciuszki.
Wiedziała, że wiele znajomych osób potępiłoby ją za nierokujący związek z Tymkiem. Bliscy Barbary uważali, że kobiecie do szczęścia potrzebna jest obrączka na palcu, umorusane dzieci i niekończące się tango pomiędzy