Stąpając po linie. David Baldacci
spojrzał.
– Serio? No więc tak. Jest jedynym dzieckiem Hugh Dawsona. To znaczy jedynym żyjącym dzieckiem.
– Co sugerujesz?
– Miała brata, Hugh juniora. Był od niej starszy.
– Co się z nim stało?
– Zabił się. Kilka ładnych lat temu.
– Mój Boże. Wiadomo dlaczego?
– Nie zgadzał się z ojcem w pewnych kwestiach i sprawy zaszły za daleko. Myślę, że popadł w depresję, no i… stało się.
– Zechciałbyś podać więcej szczegółów?
– Właściwie nie. Nie chcę rozsiewać plotek, zresztą nie ma to żadnego związku z obecną sprawą.
– A co z żoną Dawsona?
– Zginęła kilka lat temu. W wypadku.
– Caroline zasygnalizowała, że jest zaangażowana w interesy ojca.
Kelly przytaknął.
– Hugh ją szkoli, żeby w przyszłości przejęła po nim schedę. Jest bardzo bystra. Studiowała w innym stanie. Po studiach wróciła tu na „praktykę”.
– Gdy ją spotkaliśmy, sprawiała wrażenie raczej rozrywkowej dziewczyny.
– Ciężko pracuje i jest bardzo ambitna. Jako nastolatka rzeczywiście była diabłem wcielonym. Ale wie, że ma w zasięgu ręki kurę znoszącą złote jaja i nie zamierza tego zaprzepaścić. Zresztą Hugh ma dopiero sześćdziesiąt lat i, o ile mi wiadomo, cieszy się doskonałym zdrowiem. Jeszcze mu daleko do emerytury.
– Wydaje się, że znasz ją całkiem dobrze – zaobserwował Decker.
Kelly się zamyślił.
– Razem dorastaliśmy, przez całą szkołę średnią byliśmy sobie dość bliscy. Ale nie sądzę, by ktokolwiek znał prawdziwą Caroline. Może i stwarza pozory zabawowej dziewczyny, jednak nie dopuszcza ludzi do swojego wnętrza. Takie przynajmniej są moje spostrzeżenia.
– A jej ojciec? – zapytała Jamison.
– Hugh Dawson to postawny, towarzyski mężczyzna, który pomimo swojej zamożności lubi sprawiać wrażenie swojaka. Potrafi cię rozśmieszyć. Ale jeśli nadepniesz mu na odcisk, będziesz przez niego płakać. To typ, któremu lepiej nie wchodzić w drogę.
– A jak to jest z tym kompleksem wojskowym? – wtrącił się Decker. – Kto tam pracuje?
– Dawniej kompleks obsługiwali wojskowi i cywile. Ale mniej więcej rok temu wojsko zaczęło zlecać wszystko zewnętrznej firmie. Mają własną straż pożarną, kręgielnię, nawet bar. Bazą nadal dowodzi wojskowy, pułkownik lotnictwa Mark Sumter.
– Miewałeś z nimi jakieś problemy?
– Nic poważnego.
– Znasz tego Sumtera?
– Tak. Jest tu od roku. Dlaczego o to pytasz?
– Bo ktoś zaszlachtował kobietę, a w pobliżu znajduje się strzeżony obiekt rządowy? Warto chociaż rzucić okiem.
– Może właśnie dlatego wezwano FBI – zasugerowała Jamison.
– Cramer także była tutaj od roku, tak jak pułkownik Sumter – dodał Decker.
Kelly zaczął pomału kiwać głową.
– No tak, jasne. Rozumiem. Możliwe…
– Załatwisz nam rozmowę i wizytę?
– Oczywiście, zadzwonię.
Wysadzili Kelly’ego, a sami wrócili do hotelu. Gdy wchodzili do środka, zabrzęczał telefon Deckera. Zerknął na wyświetlacz i jakby się wystraszył.
– Kto to? – spytała Jamison, widząc jego minę. – Bogart?
– Nie, moja siostra Renee.
Ponieważ Decker nie wykonał żadnego ruchu, który wskazywałby na zamiar odebrania połączenia, Jamison powiedziała:
– No i? Chciałeś z nią porozmawiać. Właśnie nadarza się okazja.
Decker odszedł w kąt i przyłożył komórkę do ucha.
– Cześć, Renee.
– Dzwonił do mnie Stan.
– Tak, domyślam się. Słuchaj, mówił mi, że wy…
– Rozwodzimy się. Nie jesteśmy nieuleczalnie chorzy, więc nie mów takim grobowym tonem. To nie koniec świata. A z twojej strony jakoś słabo z kontaktem. Nawet nigdy mnie tu nie odwiedziłeś.
– Szmat drogi.
– Kiedy ja do ciebie przyjeżdżałam, ten „szmat drogi” się nie skracał. Ale nie dzwonię po to, żeby ci to wypominać.
– A po co?
– Żeby ci powiedzieć, że choć Stan i ja poszliśmy każde w swoją stronę, oboje miewamy się dobrze. Dzieci rozumieją. Zaakceptowały to.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej?
– Nagrałam ci dwie wiadomości. A zresztą co byś zrobił? Uznałam, że prędzej czy później się dowiesz. Diane oczywiście wie. Była już u mnie w odwiedzinach.
– Stan mówił, że próbowaliście to przepracować.
– A ty pewnie uważasz, że nie staraliśmy się wystarczająco. Uwierz, Amosie, naprawdę próbowaliśmy. Po prostu się nie udało. Ja nie młodnieję z wiekiem, mam jeszcze w domu dwoje dzieci, kolejne jest na studiach. Danny obronił dyplom i tu się przeprowadza. Nie miałam czasu na nieustanne chodzenie na terapię, gdy stało się jasne, że prowadzi donikąd.
– Radzisz sobie finansowo?
– Stan dobrze zarabia, pomaga w pokrywaniu wydatków na wszystkie dzieci. Odłożyliśmy pieniądze na ich studia. A i ja mam dobrze płatną pracę, z doskonałymi świadczeniami zdrowotnymi.
– Ale co się stało? Oboje wydawaliście się szczęśliwi.
– A skąd ty to niby wiesz? Nie widziałam cię od pogrzebów. A jeśli dzwoniłeś częściej niż raz do roku, to chyba pod niewłaściwy numer. O mało nie dostałam ataku serca, kiedy teraz odebrałeś.
– No cóż… trochę jakby zdezerterowałem…
– Po śmierci Molly i Cassie zapraszałam, żebyś zamieszkał z nami. Ponieważ odrzuciłeś moją propozycję, zaoferowałam, że przeprowadzimy się całą rodziną do Ohio, żeby być blisko ciebie.
– Nie mogłem się na to zgodzić, Renee. To okropnie namieszałoby wam w życiu.
– Zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem. Bądź co bądź jesteś moim jedynym bratem.
– Już się z tym uporałem. Teraz jest dobrze.
– Wiem, że dorwałeś w końcu człowieka, który to zrobił, choć nigdy o tym ze mną nie rozmawiałeś. Dowiedziałam się z gazety – dodała urażonym tonem.
– No tak… nie chciałem więcej wracać do tego tematu.
– Jednak dzięki temu mogłeś zamknąć pewien etap.
– Nie tak, jak można by się spodziewać.
Przez dłuższą chwilę milczała.
– A jak miewa się Stan?
– Wyglądał dobrze. Kiedy go zobaczyłem… – Deckerowi nie chciało przejść to przez gardło.
– Nie przejmuj się, Amosie. Wiem, że się z kimś spotyka. Żaden problem. Przecież się rozwodzimy.
– Ty