Srebrne skrzydła. Camilla Lackberg
do zrozumienia, że w związku z ekspansją firmy na Amerykę dzieje się wiele ważnych rzeczy, dlatego najmądrzej jest zachować swój stan posiadania.
Jakiś głos brzmiący bardzo donośnie sprawił, że się obejrzała. Parę stolików dalej siedział mężczyzna około pięćdziesiątki, brzuchaty, łysiejący, naprzeciwko miał dwudziestoparoletnią kobietę. Mogliby uchodzić za ojca z córką, ale Faye zorientowała się, że to rozmowa rekrutacyjna. Młoda kobieta starała się trzymać zasad profesjonalizmu i mówić o swoim przygotowaniu zawodowym, podczas gdy mężczyzna, coraz bardziej podpity, pytał ją, czy ma chłopaka i czy dużo imprezuje, do tego natrętnie przekonywał, żeby się napiła i „wyluzowała”.
Faye pokiwała głową, czuła narastającą złość.
– Na pewno nie chcesz ginu z tonikiem? – nalegał. – Może wolisz słodkie drinki? Na przykład mojito?
Młoda kobieta westchnęła.
– Nie, dziękuję. Już dość.
Faye zrobiło się jej żal. Było dla niej oczywiste, że gość, sądząc z rozmowy, właściciel firmy PR-owej, myśli o wszystkim, tylko nie o zatrudnieniu dziewczyny.
Faye wstała i z kieliszkiem w ręku podeszła do ich stolika. Facet w tym momencie urwał opowieść o swojej łódce, na którą właśnie zapraszał dziewczynę.
– Nie mogłam uniknąć wysłuchania fascynującej opowieści o tym, jak pan zbudował swoją firmę. Dobra robota.
Widać było, że rozpoznał Faye. Oblizał wargi i przytaknął.
– Ciężka praca się opłaca – powiedział.
– Jak się pan nazywa?
Podała mu rękę.
– Patrik Ullman.
– Jestem Faye. Faye Adelheim.
Uśmiechnęła się do niego.
– Zastanawia mnie jedna rzecz, dlatego postanowiłam spytać: czy zawsze umawia się pan na rozmowę rekrutacyjną o tej porze i w barze hotelowym, czy tylko wtedy, gdy w grę wchodzi młoda kobieta?
Patrik Ullman otworzył usta i zaraz zamknął, przypominał okonia łapiącego powietrze na pomoście rozgrzanym od słońca.
– Nie wydaje mi się rzeczą rozsądną, żeby sprawdzać kompetencje jakiejś osoby, próbując ją upić, wypytywać o chłopaków i jeszcze zapraszać ją na swoją łódkę. Chociaż co ja mogę o tym wiedzieć?
Młoda kobieta uśmiechnęła się. Patrik Ullman poczerwieniał na twarzy. Z głębi krtani chciał się wydobyć jakiś odgłos, ale Faye go uprzedziła.
– Ma pan pewnie Galeona 560? Staruszku, taką plastikową wanienką nie popłynęłabym nawet na ryby.
Kobieta już nie mogła powstrzymać parsknięcia.
– Ty cholerna dzi…
Faye uniosła palec i nachyliła się tak, że prawie się zetknęli nosami.
– Ty co? – spytała cicho. – No co chciałeś powiedzieć?
Gość zacisnął wargi, a Faye się wyprostowała.
– Tak myślałam.
Uśmiechnęła się do niego, a potem odwróciła się do kobiety i położyła przed nią wizytówkę, którą wyjęła z kopertowej torebki.
– Odezwij się, gdybyś chciała dostać prawdziwą pracę albo popływać na prawdziwej łódce.
Odwróciła się na pięcie, wróciła do stolika i usiadła.
Twarz Patrika Ullmana była krwistoczerwona, mruknął coś, zapłacił i wypadł z lokalu.
Faye pomachała do jego oddalających się pleców, wypiła łyk wina i już szykowała się, żeby pójść do swego apartamentu. Marzyła o gorącej kąpieli, zmyciu telewizyjnego makijażu, a potem o pójściu spać.
Te myśli przerwało jej chrząknięcie. Obok stał David Schiller. Śmiech iskrzył mu się w oczach. Do tej pory nie zwróciła uwagi na ich kolor. Lazurowe. Jak Morze Śródziemne. W ręku trzymał dry martini.
– Chciałem ci tylko podziękować – powiedział.
– Za co? – zareagowała defensywnie.
– Za to, co przed chwilą zrobiłaś. Pomyślałem o moich córkach, chciałbym, żeby dorastały w przekonaniu, że świat leży u ich stóp, tak jak wpojono mnie. Tą młodą kobietą mogłaby za kilka lat być moja Stina albo Felicia. Dlatego cieszę się, że są osoby takie jak ty, gotowe stanąć po ich stronie.
Faye poczuła wzruszenie. Wzniosła kieliszek w toaście.
– Co za sens mieć kasę, gdyby człowiek nie mógł powiedzieć komuś, żeby się zamknął.
David, który w tym momencie miał usta pełne dry martini, aż się zapluł ze śmiechu.
– Tak mówiła moja najlepsza przyjaciółka Chris.
– Zdrowie Chris – odparł na to David.
Nie zauważył, że Faye użyła czasu przeszłego, a ona nie sprostowała. Wciąż za bardzo bolało. Nawet nie miała siły skontaktować się z Johanem, świetnym facetem, z którym Chris, będąc już na łożu śmierci, wzięła ślub. Za bardzo przypominał jej o tym, co straciła wraz ze śmiercią przyjaciółki.
Spojrzała znów na Davida. Wzruszyła ramionami, chociaż sama nie wiedziała dlaczego, może przypomniały jej się wcześniejsze zastrzeżenia.
– Chcesz się dosiąść? – spytała.
Zamówili drinki: następne dry martini dla niego i GT dla niej.
– Od jak dawna mieszkasz tu w hotelu? – spytała, odstawiwszy szklankę. – Bo zakładam, że mieszkasz. Chyba że masz niezdrową słabość do przesiadywania w Grandzie.
David skrzywił się.
– Mieszkam tu od dwóch tygodni.
– To długo. Jakiś szczególny powód? Skoro masz willę w Saltis.
Westchnął.
– Jestem w trakcie rozwodu z matką moich córek.
Włożył do ust oliwkę z drinka.
– Mogło być gorzej – odparł i zatoczył ręką. – Bądź co bądź to Grand Hotel. O rzut kamieniem stąd kloszardzi śpią na chodnikach, bo ich nie stać na choćby najtańszą noclegownię. Trzeba widzieć rzeczy, jakimi są. Johanna jest znacznie lepszą matką niż ja ojcem, choćbym się nie wiem jak starał, więc najsprawiedliwiej jest, żeby to ona została w domu z dziećmi. Ale cholernie za nimi tęsknię.
Faye upiła łyk drinka. Spodobało jej się, w jaki sposób wyraził się o żonie, że nie robi z niej złośliwego potwora. To dowód szacunku.
Zaśmiał się, myśl o córkach najwyraźniej coś w nim obudziła.
– Stina i Felicia przyjadą tu w sobotę. Będzie park rozrywki, a potem maraton filmowy z Harrym Potterem. Domyślam się – przykro to powiedzieć – że czekam na to bardziej niż one.
Zamachał wyimaginowaną różdżką czarodziejską, Faye musiała się uśmiechnąć.
– Zdążyliśmy już ustalić, że zajmujesz się finansami – powiedziała. – A dokładniej?
Niechętnie przyznała przed sobą, że ją zaciekawił. Wydawał się otwarty i rozbrajający, co do niej przemawiało.
– Cóż, jestem kimś, kogo określają jako anioła biznesu. Znajduję sobie nowe ciekawe spółki i inwestuję w nie, najlepiej w jak najwcześniejszym stadium.
– A co do tej pory okazało się twoją najlepszą