Srebrne skrzydła. Camilla Lackberg
bezwolne stworzenie tkwiące w złotej klatce.
Jej myśli przerwało podejście młodej kobiety.
– Chciałabym wraz z moim narzeczonym zaprosić cię na drinka – powiedziała po angielsku.
– Nie wydaje mi się, żebyście potrzebowali towarzystwa – odparła rozbawiona Faye.
– Twojego towarzystwa – owszem. Jesteś bardzo piękna.
Kobieta miała na imię Francesca, urodziła się w Porto Alegre na brazylijskim wybrzeżu Atlantyku, była modelką i malarką. Mężczyzna, Matteo, pochodził z rodziny właścicieli potężnego konsorcjum hotelowo-restauracyjnego, podobnie jak Francesca malował, ale nie tak dobrze jak ona, co podkreślił z nieśmiałym uśmiechem. Oboje byli mili, uprzejmi i potrafili ją rozśmieszyć. Ich apetyt na życie i beztroska były wręcz zaraźliwe. Faye wypiła kolejne dwa drinki. Czuła się olśniona ich urodą, młodością i miłością, ale zupełnie bez zawiści. Nie brakowało jej mężczyzny u boku. Chciała sama kierować swoim życiem bez konieczności brania pod uwagę drugiej osoby. Jednak widok ich obojga razem był dla niej bardzo pociągający.
Po godzinie Matteo przeprosił i oddalił się w stronę toalety.
– Zaraz wychodzimy – powiedziała Francesca.
– Ja też, jutro wracam do domu.
– A może wpadłabyś do nas na trochę, przedłużylibyśmy wieczór?
Faye rozważała propozycję, nie odwracając wzroku. Najwyżej odeśpi podczas jazdy powrotnej do domu. Nie chciała kończyć wieczoru, jeszcze nie. Chciała zobaczyć więcej.
Taksówka zatrzymała się przed okazałym, dość wysokim budynkiem. Matteo zapłacił, wtedy wysiedli i zostali wpuszczeni przez portiera w liberii. Mieszkanie na najwyższym piętrze miało wielkie panoramiczne okna i balkon wychodzące na piękny park. Na ścianach wisiały czarno-białe fotografie, Faye przyjrzała im się bliżej i zauważyła, że na wielu z nich była Francesca. Z głośników popłynęła włoska muzyka pop. W głębi pokoju Matteo mieszał drinki przy barku na kółkach, a Francesca opowiadała jakąś anegdotę, która tak rozbawiła Faye, że dawno nie śmiała się tak serdecznie.
Usiadła na ogromnej kremowej sofie obok Franceski. Matteo podał im drinki i usiadł z drugiej strony Faye. Dochodzący z ulicy gwar działał uspokajająco, jednocześnie Faye poczuła przyjemny szum w głowie, oczekiwanie i podniecenie.
Francesca odstawiła drinka na stolik, nachyliła się, miękkimi palcami odsunęła ramiączko czerwonej sukni Faye i pocałowała ją w obojczyk. Faye poczuła falę gorąca przechodzącą przez jej ciało. Matteo odwrócił jej głowę do siebie, przybliżył usta, ale w ostatniej chwili musnął ją wargami w szyję i skubnął zębami w kark, który potem pocałował. Dłoń Franceski pieściła jej udo, przesuwając się do góry, by w ostatniej chwili zatrzymać się i drocząc, wylądować na jej krzyżu. Wszystko było jak we śnie.
Najpierw rozebrali ją, potem siebie.
– Chcę na was popatrzeć – szepnęła Faye. – Jak jesteście ze sobą.
Przypomniało jej się, jak Jack kilka razy proponował, by doprosili sobie jakąś kobietę. Faye wtedy odmówiła. Nie dlatego, żeby ta myśl nie była dla niej pociągająca, ale dlatego, że wyraźnie chodziło o zaspokojenie tylko jego potrzeb. Tutaj sytuacja wyglądała inaczej. Faye była tu dla nich obojga. Nie znudzili się sobą, ale ich miłość i wzajemny pociąg były tak silne, że byli w stanie objąć nimi jeszcze jedną osobę.
Faye jęknęła, kiedy Matteo wszedł w nią od tyłu, przechyliwszy ją do Franceski. Patrzyła teraz w szeroko otwarte oczy Brazylijki, która obserwowała to z rozchylonymi ustami.
– Kochanie, podoba mi się, jak ją pieprzysz – szepnęła Francesca do Matteo.
W tym momencie Faye służyła im wprawdzie jako narzędzie do wzmocnienia wzajemnej relacji, ale nie czuła się z niej wyłączona.
Nadchodził dla niej moment szczytowania, gdy Matteo się wycofał. Tworzyli na sofie jedną wielką plątaninę nagich spoconych ciał. Faye nigdy nie przeżyła czegoś równie intymnego, była częścią ich rozkoszy. Zadrżała, gdy Francesca się przysunęła. Nie odrywając od siebie wzroku, uklękły na sofie, pochyliły się, a on wbił się najpierw we Franceskę, potem w Faye, która w chwili orgazmu wydała krzyk. Matteo już nie mógł się powstrzymać, oddychał coraz mocniej.
– Dokończ w niej – jęknęła Francesca.
Faye poczuła, jak stwardniał, by zaraz eksplodować.
Mocno przytuleni, przeszli potem wszyscy troje do wielkiego łóżka w sypialni. Wciąż jeszcze dysząc, podawali sobie papierosa. Faye nastawiła budzik w komórce, żeby nie zaspać, i spróbowała zasnąć. Pół godziny później dała za wygraną. Ostrożnie wyplątała się z pościeli, nie budząc ich. Poruszyli się trochę, objęli i przytulili na ciepłym, opuszczonym przez nią miejscu.
Nie ubierając się, nalała sobie kieliszek szampana z otwartej butelki i zabrała na balkon. Miasto było pełne odgłosów i świateł. Usiadła na leżaku, opierając nogi na balustradzie. Ciepły letni wietrzyk pieścił jej nagie ciało, łaskotał, drażnił. Tę idealną chwilę zepsuło wspomnienie wyrazu twarzy Kerstin, wpatrującej się w ekran komputera. Niewiele rzeczy mogło poruszyć Kerstin. Stanowiła opokę, przy której inne były zaledwie nieznaczącą kupą kamieni. Coś było nie w porządku.
Faye popijała szampana, czemu towarzyszył natłok myśli. W przypadku tak dużej firmy jak Revenge i skali ich inwestycji bardzo wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Wielkie pieniądze, wielkie inwestycje i wielkie zyski to również wielkie ryzyko. W życiu nie ma nic pewnego i niewzruszonego. Akurat ona wiedziała o tym bardzo dobrze.
Odwróciła się i spojrzała na leżącą w łóżku piękną parę. Uśmiechnęła się. Nie chciała teraz myśleć o zatroskanej minie Kerstin ani o tym, co ją czeka. Zapragnęła czegoś innego.
Mama!
Julienne podbiegła i złapała Faye w mokre objęcia.
– Nie biegaj po płytach! – zawołała Ingrid ze swojego rattanowego fotela.
– Zamoczyłaś się, mamo – zmartwiła się Julienne, gdy już zwolniła uścisk i zobaczyła mokrą plamę na przodzie jej bluzki.
– Nie szkodzi, kochanie. Samo wyschnie. Zdaje się, że od mojego wyjazdu w ogóle nie wychodziłaś z basenu?
– Nie wychodziłam – zachichotała Julienne. – Spałam w basenie i nawet jadłam.
– Coś takiego. Myślałam, że mam córeczkę, a okazuje się, że to mała syrenka!
– Tak! Jak Ariel!
– Zupełnie jak Ariel.
Faye pogłaskała córkę po mokrej głowie, jej włosy jakby zaczęły mienić się na zielono.
– Idę się rozpakować i zaraz wracam – zawołała do Ingrid, która kiwnęła głową i wróciła do swojej książki. Najwyraźniej zdążyła już zaufać umiejętnościom pływackim wnuczki.
Faye weszła schodami na piętro i zaniosła walizkę do sypialni. Szybko ściągnęła z siebie mokrą bluzkę i pozostałe ciuchy, w których przyjechała, po czym przebrała się w miękki bawełniany dres. Walizkę wstawiła do garderoby. Później wypakuje ją jej asystentka Paola.
Łóżko wyglądało tak zapraszająco, że Faye położyła się na narzucie, ręce założyła pod głowę i pozwoliła sobie na chwilę rozluźnienia. Uśmiechnęła się na myśl o tym, co było w Rzymie. Ziewnęła, poczuła, że jest bardzo zmęczona. W nocy dosłownie nie zmrużyła oka. Przysnęła dopiero w samochodzie z Rzymu. Teraz nie chciała ryzykować, że zaśnie, natomiast z biegiem lat nauczyła się sztuki kilkuminutowego odprężenia, by potem wstać z nową energią.