Legion. Geraint Jones
odpowiedziałem. Mój wzrok przyciągnęło kolejne okrucieństwo.
– Zabili psy – powiedział ze złością Dziąseł.
Oczywiście.
Ale kim byli mordercy?
I gdzie się teraz znajdowali?
Stałem obok moich towarzyszy. Nikt się nie odzywał, gdy obserwowaliśmy, jak czerwony dysk słońca ześlizguje się za góry na zachodzie, nasączając powietrze zakurzonym pomarańczowym blaskiem.
– Ta robota ma swoje korzyści – odezwał się Oktawiusz, wyrywając nas z transu.
Nie było sprzeciwów.
Gdy zmierzch spowił szczyty gór, dołączyłem do mojej centurii i o tym, co widziałem, zameldowałem Justusowi, który pochwalił mnie za zbadanie źródła dymu.
– Jesteśmy tutaj po to, żeby znaleźć buntowników – powiedział centurion, ocierając z czoła pot całego dnia. – Jeśli będziemy kierować się pożarami i trupami, to w końcu ich dopadniemy.
Miałem zasalutować i odejść, ale oficer jeszcze nie skończył.
– U wylotu tej doliny leży mała wioska. Trafiła na nią drużyna Vara. Jest nietknięta i mieszkają w niej ludzie. – Spojrzał na mnie znacząco, a potem się zirytował, że nie zrozumiałem podtekstu. – To oznacza, że są po stronie rebeliantów – stwierdził zdecydowanie. – Z jakiego innego powodu ich domy miałyby nadal stać, gdy pożary ogarniają cały horyzont?
Nie miałem odpowiedzi. Tylko jedno pytanie.
– Będziemy mieli z kim walczyć, panie?
Justus się uśmiechnął. Pragnął rozlewu krwi równie mocno jak ja.
– Znajdziemy naszych wrogów, Corvusie. Znajdziemy ich jutro.
14
Wkroczyliśmy w ciemność.
W sile trzech drużyn, z centurionem Justusem na czele. Pozostałych pięćdziesięciu ludzi – wraz z Oktawiuszem i Priscusem – obsadzało pozycje na graniach i szlakach, które odchodziły od przełęczy.
Słowa naszego dowódcy były proste i złowieszcze:
– Nikt nie wydostaje się żywy.
To pies wyczuł, że zbliżamy się w mrocznym przedświcie. Jego ujadanie było wściekłe i zapalczywe. Potem nie było słychać już nic, poza skomleniem. Kilka sekund później ponownie zapadła kompletna cisza, pomijając odgłosy potykania się i obijania tarcz o ciała żołnierzy.
– Czy ktoś zabił psa? – rozległ się młodzieńczy głos.
– Zamknąć, kurwa, mordy! – warknąłem najciszej, jak się dało.
Wiedziałem, kim jest zabójca czworonoga. Varo wysforował się naprzód w towarzystwie kilku godnych zaufania weteranów. Nie mieli żadnego oporządzenia, oprócz mieczy. Ich zadaniem było znaleźć i uciszyć strażników. Zazdrościłem im. Ja niosłem tarczę i oszczep. Daszki policzkowe hełmu ocierały mi twarz. Krawędź drażniła czoło. To było dokuczliwe, ale hełm niebawem mógł ocalić mi życie.
– Mur – usłyszałem w ciemności słowo cicho przekazywane z ust do ust. – Sylwetka na murze.
Po chwili dotarłem do umocnienia. To była żałosna zapora sięgająca mi do pasa. Dobra dla zatrzymania szkodników na zewnątrz, a kilku owiec w środku. Niewystarczająca przeciwko skradającym się w nocy żołnierzom.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.