Dom sekretów. Natalia Bieniek

Dom sekretów - Natalia Bieniek


Скачать книгу

      Projekt okładki

      Sylwia Turlejska

      Agencja Interaktywna Studio Kreacji

      www.studio-kreacji.pl

      Zdjęcie na okładce

      © Evelina Kremsdorf/Trevillion Images

      Redaktor prowadzący

      Anna Derengowska

      Redakcja

      Ewa Witan

      Korekta

      Grażyna Nawrocka

      ISBN 978-83-8097-265-0

      Warszawa 2020

      Wydawca

      Prószyński Media Sp. z o.o.

      02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

      www.proszynski.pl

      Ewie

      PROLOG

ŁÓDŹ, 2011

      Z sufitu w mieszkaniu Sabiny Orzechowskiej opadły tumany pyłu, który szczelnie opatulił meble i sprzęty szarym całunem. Obraz, wiszący dotąd nad kanapą, uderzył w drewnianą podłogę. Któraś z sąsiadek zaczęła krzyczeć. Pewnie Kazimiera spod czwórki. Ktoś inny w złości miotał głośne przekleństwa. W ścianie pokoju Sabiny pojawiła się wielka dziura. Zapewne zawalił się legar albo inny element starej konstrukcji domu.

      Nikt nie był przygotowany na taką sytuację, ani eksperci od remontów, ani pracownicy administracji, którzy wydali pozwolenie na prace budowlane. Tym bardziej zaskoczeni byli mieszkańcy, zasiadający właśnie do sobotniego obiadu.

      I rzeczywiście, gdy opadł kurz i pył z rozbitych cegieł, oczom lokatorów ukazało się coś, czego nikt nie chciałby zobaczyć. To było jak koszmar z najczarniejszych snów. Bilans ofiar wyglądał następująco: jedne zwłoki i jedna osoba ranna. Nie chciało być inaczej.

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym 20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      ROZDZIAŁ 1

TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ DOROTA

      Dorota Wiśniewska siedziała przy kuchennym stole w domu swoich rodziców na przedmieściach Łodzi. Niedługo rozpoczynała zajęcia ze studentami historii na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie od zeszłego roku była doktorantką. W kuchni czekały porozkładane studenckie kolokwia, których nadal nie sprawdziła. I miała raczej marne szanse na to, że teraz je sprawdzi, bo kompletnie nie mogła się skupić.

      Jej matka, Zofia, krzątała się przy kuchence. Smażyła naleśniki na śniadanie, podśpiewując pod nosem wesołą melodię. Zapewne italo disco, bo od lat była wierną fanką Albana i Rominy Power.

      Dorota wielokrotnie skręcała się ze złości, kiedy lekko nadopiekuńcza matka wciskała jej kanapki do torby albo proponowała obiad. Ile już razy powtarzała w rozpaczy: „Mamo, nie jestem dzieckiem! Zjem lunch w pracy! Dziękuję za sernik, ale nie!”. Wszystko na próżno, Zofia wydawała się niereformowalna. Niestety, tak to jest, jak się mieszka z rodzicami pod jednym dachem przez dwadzieścia sześć lat bez przerwy.

      Dziewczyna wzięła do rąk „Dziennik Łódzki”, lokalne pismo drukowane na tanim papierze, brudzące tuszem palce i krzykliwe graficznie. Matka je uwielbiała, podobnie jak jakieś dziewięćdziesiąt procent mieszkanek Łodzi w wieku pięćdziesiąt plus.

      Siedząc nad kawą, zaczęła przeglądać gazetę. Spostrzegła następujące ogłoszenie:

      „Miła starsza pani, bez kotów, niewierząca i niezrzędliwa, wynajmie pokój studentce. Centrum. Blisko uniwersytetu. Tanio. Nawet od dziś”.

      – Co tam czytasz, dziecko? – zagadnęła ją matka znad patelni.

      Zofia Wiśniewska, z zawodu protetyk dentystyczny, obecnie na emeryturze, spełniała się jako pani domu. Była wyśmienitą kucharką oraz autorką wypieków znanych na całe podłódzkie Łagiewniki. Tak przynajmniej twierdziła ona sama oraz jej sąsiadki i przyjaciółki.

      – Czytam, co czytam… – burknęła dziewczyna, po czym szybko odwróciła gazetę na drugą stronę, gdzie znajdowała się rubryka sportowa.

      – Sport! Proszę, no, proszę! – Zofia zrzuciła naleśnik zgrabnym ruchem z patelni wprost na talerz córki. – Z dżemem truskawkowym sobie życzysz? Czy lepszy morelowy?

      Dorota wzniosła oczy do góry. Och, co za dylematy. Kwestia dżemu była jej kompletnie obojętna. Teraz zastanawiała się, czy zdąży sprawdzić kolokwia w drodze do pracy.

      – Oba sama robiłam! – Zofia, z promiennym uśmiechem na twarzy, ustawiła słoiczki na stole.

      Jakżeby inaczej. Pani Domu Doskonała. Dorota uważała, że matka się nudzi na emeryturze. Póki pracowała zawodowo i kleiła te swoje protezy przez kilka godzin dziennie, wszystkim jakoś łatwiej się żyło.

      – To który? – Kwestia dżemu nadal dręczyła matkę.

      – Morelowy.

      Zofia spojrzała ponownie na gazetę w rękach córki. Zmarszczyła brwi, humor trochę jej się popsuł.

      – Tylko mi nie mów, że znów szukasz ogłoszeń z aeroklubu.

      Zapomniała o naleśnikach i jeden z nich zaczął się przypalać.

      – Lepiej pilnuj patelni – przypomniała jej Dorota.

      Wiedziała, o co matce chodzi. O cholerne hobby córki, o marzenia, żeby latać w przestworzach, wysoko ponad ziemią. Paralotnia albo szybowiec, wszystko jedno. Byle swobodnie, samodzielnie, ku przestrzeni i wolności. Będąc w rodzinnym domu, Dorota musiała skrzętnie ukrywać swoje plany, bo ilekroć pojawiał się ów temat, matka niemal dostawała apopleksji.

      – Póki ja żyję na tym świecie, nie będziesz latać żadnym szybowcem! – Zofia tupnęła nogą.

      Drugi naleśnik był bliski zwęglenia.

      – Ani paralotnią! Ani skakać na bungee. Wiesz, dziecko, jakie to niebezpieczne? Dziadek Alfred zginął tragicznie, uprawiając sport.

      Dorota pragnęła jak najszybciej wyjść z domu. Jednak zaczęła już przecież jeść naleśniki. Stało się. Coś za coś.

      – Mamo, dziadek Alfred spadł z konia – mruknęła. – W trakcie zakrapianej zabawy po zawodach strzelniczych, o ile mi wiadomo.

      – Tak czy inaczej, wybij sobie z głowy to latanie!

      – Mamo…

      – A jak tam z Marcinem, dziecko? Jesteście wy razem czy nie?

      Jeszcze ta sprawa była teraz potrzebna Dorocie. Na szczęście akurat żuła kawałek naleśnika i nie miała możliwości odpowiedzieć.

      – To taki świetny kandydat na męża! Ja nie rozumiem tych młodych! – sarknęła Zofia. – Potraktuj go poważnie!

      – Niczego innego nie robię… – Naleśnik zaczynał jej pęcznieć w ustach.

      – Niejedna by chciała zostać żoną adwokata…

      – To niech sobie weźmie tę niejedną.

      – Ja tylko dobrze ci życzę.

      – Mamo, jestem dorosła! Mam dwadzieścia sześć lat! Sama decyduję!

      – Z nim mogłabyś do woli zajmować się naukami humanistycznymi… Nie musiałabyś dorabiać na boku… – ciągnęła Zofia.

      Dorota spojrzała na nią gniewnie. Choć w zasadzie matka miała rację. Nauki humanistyczne nie wróżą finansowego dobrobytu. Miała już w tej kwestii pewne doświadczenie. Nie bez przyczyny nadal mieszkała z rodzicami. Po prostu nie było jej stać na wynajęcie jakiegoś rozsądnego lokum.

      Zofia machnęła ręką, wzruszyła ramionami i wróciła do naleśników. Jeden z wcześniej usmażonych musiała wyrzucić do kosza,


Скачать книгу