Księżniczka. Crew. Tom 2. Tijan
Noo… eee… przyjaźnisz się z Taz, jesteś dziewczyną Crossa. Jak sobie z tym radzisz? To znaczy… gdzie dla ciebie przebiega granica?
Zmrużyłam oczy.
– A co się dzieje?
– To tylko pytanie. To znaczy… gdybyś dowiedziała się czegoś, o czym twoim zdaniem powinna wiedzieć ta druga osoba…
– Powiedziałabym Crossowi bez wahania.
Zamarł, znowu pociągnął za kołnierz koszulki i opuścił rękę.
– Ja pierdolę.
– A co?
Potarł ręką czoło.
To wszystko świadczyło o tym, że coś się schrzaniło. Nie chciałam o tym wiedzieć, ale lepiej mieć to z głowy prędzej niż później. Odkładanie takich rzeczy w czasie nigdy się dobrze nie kończy. Coś o tym wiedziałam – zazwyczaj właśnie tak robiłam.
– Wyduś to z siebie, Race. Co się dzieje?
– Cholera. – Odetchnął głęboko. – Wiesz, że ich rodzice się rozwodzą.
– Taaak… – Co on zamierzał mi powiedzieć?
Obrócił się, jakby szukał drogi ucieczki.
– Taz powiedziała mi, że jej mama najprawdopodobniej przeprowadzi się tam, gdzie ona, gdy Taz wybierze uczelnię.
I znowu ten temat. Przyszłość. Studia i… hola, hola. Cofnijmy się.
Zamrugałam.
– Co? Powtórz, co powiedziałeś.
– Taz podsłuchała ostatnio rozmowę telefoniczną swojej mamy. Sprawa rozwodowa raczej nie będzie się przeciągać. Rodzice mieli solidną intercyzę, żadne z nich jakoś szczególnie nie walczy. Wydaje mi się, że od dawna się z tym męczyli. W każdym razie ich ojciec oficjalnie przeprowadza się do Fallen Crest – ma tam jakąś dziewczynę czy coś – a matka… cóż, wybiera się tam, gdzie uda się Taz.
– Och.
Cross wyjedzie z Roussou bez rodziny. Bez siostry. Bez matki. Jego ojca i tak już nie będzie.
Race przyjrzał mi się uważnie.
– Czy on w ogóle się widuje z ojcem?
Tutaj ujawniała się moja hipokryzja: żądałam, by Race powiedział mi o czymś, o czym chyba nie miał prawa mówić, ale gdy teraz on pytał mnie, ja byłam lojalna wobec Crossa.
Posłałam mu wymowne spojrzenie.
Pokiwał głową, uznał taką odpowiedź.
– Okeeej… – Ruszył w stronę ścieżki. – Nie chcę, żeby odpowiedzialność spadła na ciebie, ale zgaduję, że powiesz Crossowi?
Cross zostanie bez rodziny.
W mojej głowie rozchodziło się echo. Czułam je też w piersi, serce mi się ściskało. Przypomniałam sobie, jak mój tata został aresztowany.
– Bren?
– Co? – Uniosłam głowę.
Race był już daleko, ale zatrzymał się i zobaczył, że jeszcze nie ruszyłam.
– Wszystko w porządku?
Nie, ale to nie miało znaczenia.
6
Trzeba było ugasić pożary.
Kiedy zeszliśmy ze wzgórza, pięć samochodów stało w płomieniach. Zellman pojechał po bandzie. Większość ludzi trzymała się na uboczu. Przyszliśmy niemal na koniec, więc nie chciałam sobie wyobrażać, jak to musiało wyglądać na początku, kiedy wszyscy się tu zebrali. Gliny na pewno już tu jechały – mieliśmy szczęście, że jeszcze się nie pojawiły.
Gdy dotarłam na parking, Zellman poklepał dach pick-upa Jordana.
– Bren! Pospiesz się!
Cross siedział na pace, a Zellman w kabinie i machał do mnie przez okno. Jordan zajął miejsce za kierownicą. Nie mogli do mnie podjechać – na drodze stało zbyt wiele samochodów i osób, więc musiałam obejść wszystko, by znaleźć się na drugim końcu parkingu. Wtedy uruchomili silnik i podjechali bliżej. Złapałam za brzeg skrzyni i podskoczyłam. Cross złapał mnie i podciągnął, więc chwilę później siedziałam już w środku. Silnik zawył. Leżeliśmy płasko, Cross otoczył mnie ramionami. Przygotowaliśmy się.
– Jedź! – krzyknął Cross, uderzając w bok skrzyni.
Chwilę później odjechaliśmy. Błysnęły za nami syreny policyjne, ich dźwięk był coraz bliżej. Musieliśmy jechać w przeciwnym kierunku, niż powinniśmy, ale po wyjeździe z Fallen Crest poszło już gładko. Jordan zwolnił, Cross wtulił twarz w moją szyję. Jego ręka przesuwała się po mojej koszulce.
– Co Race miał ci do powiedzenia?
Szlag. Czy powinnam mu o tym powiedzieć teraz?
Przyjrzałam mu się. Gdyby on miał dla mnie takie informacje, chciałabym, żeby mi powiedział.
– Twoja mama chce się przeprowadzić tam, gdzie Taz będzie studiować. A związek twojego ojca i jego dziewczyny robi się poważniejszy. – To nie był koniec. Musiałam zadać kolejny cios. – Rozwód już prawie sfinalizowano.
Milczał przez chwilę, po czym przewrócił się na plecy. Jedną ręką wciąż mnie obejmował, ale wzrok wbił w niebo.
Drugą rękę położył sobie na piersi. Nasze ciała lekko podskakiwały, gdy jechaliśmy żwirową ścieżką.
– Kurwa.
Cross zostanie bez rodziny, chyba że…
Boże. Myślenie o tym bolało.
…chyba że pojedzie z nimi?
Wystarczyło, że o tym pomyślałam, a poczułam, jakby zadano mi cios w serce. Przeszył mnie ból, zebrało mi się na płacz. A co, jeśli on pojedzie z nimi? Ja miałam zostać tutaj. Tak już musiało być. Channing tu był. Roussou to mój dom. Jeśli coś robiłam, to całą sobą albo wcale, również w kwestii domu. Po prostu wiedziałam, że przeprowadzka nie jest mi pisana. Tutaj mogłam przetrwać. Tutaj mogłam żyć. A gdzie indziej… To niemożliwe. Czułam to w trzewiach, więc jeśli on wyjedzie…
Co ja wtedy zrobię?
– Szlag – zaklął znowu.
– Tak.
– Cholera.
– Zgadzam się. – Czułam zbierającą się w oku łzę. Jeszcze nie spłynęła.
Cross przesunął ręką po twarzy i przetoczył się w moją stronę. Zauważył łzę, wyciągnął rękę i ją starł. Znał mnie, więc w jego uśmiechu dostrzegłam smutek.
– Nigdzie nie wyjadę. – Nachylił się i wtulił twarz w moją szyję. Otoczył mnie ramieniem i przycisnął nasze ciała. – Bez ciebie nigdzie nie wyjadę.
Pieprzona przyszłość.
Komu ona jest w ogóle potrzebna?
Poczułam kolejną łzę. Jak ja nie znoszę ryczeć.
Nie miałam w zwyczaju płakać. Krwawić – okej. Ale w żaden inny sposób nie przeciekałam. Wyciągnęłam rękę w stronę Crossa. Potrzebowałam odepchnąć nagłą, oślepiającą panikę, która chciała mnie pochłonąć, zgnieść w swoich szponach.
– Cross – wyszeptałam. Zacisnęłam rękę na jego koszulce i przyciągnęłam go do siebie.
Uniósł głowę. W jego oczach dostrzegłam zaskoczenie, ale wiedziałam, że zauważył moją udrękę. Wyraz jego twarzy złagodniał. Położył mi rękę na brzuchu i pocałował mnie w kącik