Racer. Katy Evans
się uśmiecham.
Iris wydaje z siebie jęk i odkłada serwetkę.
– Muszę do łazienki.
– Pójdę z tobą – proponuje matka.
Ojciec przygląda mi się przez chwilę.
– Znam to spojrzenie – mówi.
– Jakie spojrzenie?
– W twoim życiu jest kobieta, a nie dziewczyna.
Świadomy, że cały czas mnie obserwuje, upijam łyk wody, którą postawiła przede mną kelnerka.
– To ta jedyna.
Ojciec śmieje się łagodnie.
– Nie rżyj z tego, kurwa – mówię.
– To zabawne.
– Jak chuj. – Krzywię się, a potem uśmiecham i sam zaczynam chichotać, potrząsając głową. – Ledwo ją poznałem i wiem, że to wydaje się szalone, ale czuję to gdzieś tutaj. – Uderzam się w brzuch.
– Kiedy poznałem twoją matkę, to wiedziałem wszystko od pierwszej chwili, stojąc na tamtym ringu. Nie ma czegoś takiego jak „wiedzieć zbyt wcześnie”.
Przeciągam dłonią po karku.
– Powinienem się trzymać od niej z daleka. Ale nie zamierzam. Zaproponowała mi, żebym odbył jazdę testową bolidem Formuły 1.
– Słucham?
– Słyszałeś wyraźnie. – Wytrzymuję pełne niedowierzania spojrzenie ojca. – Chcę, żebyś zaakceptował mój udział w Formule 1.
Iris i mama wracają na swoje miejsca. Po wyrazie twarzy tej drugiej poznaję, że słyszała wszystko doskonale.
– Wiesz, że wolałbym, abyś się nie ścigał – mówi tata.
– Wolałbyś, żebym się bił, ale ja tego nie chcę. – Odchylam się do tyłu i ręką obejmuję oparcie krzesła, patrząc na ojca w milczeniu. – Nazywa się Lana i jest z zespołu HW Racing.
– To oni wciąż istnieją?
– Z tego, co mówi, ledwie zipią.
– Racer… – wtrąca się mama. – Będziesz daleko od domu, wśród obcych. Możesz tam zginąć i…
– Jadę.
Mama robi wielkie oczy.
– Jedziesz, bo chcesz się ścigać, czy jedziesz, bo chcesz zdobyć dziewczynę? – pyta tata.
– Interesuje mnie i jedno, i drugie. – Patrzę mu w twarz. – Powiedz, że mnie może się przytrafić to samo, co tobie. Że mogę znaleźć kogoś, kto zrozumie moje serce. Kto weźmie mnie takim, jaki jestem.
Iris trzepoce powiekami, wpatrując się we mnie.
– Coś mnie ominęło? – pyta głośno, ale ja spoglądam na ojca i czekam na odpowiedź.
– Niczego bardziej nie pragnę.
Wypuszczam powietrze z płuc.
– To jest ta dziewczyna. Ta, z którą się ożenię. Ta, której zniszczę życie. – Chichoczę, a ojciec mi wtóruje, ale po chwili obaj poważniejemy.
– Daj jej się poznać. Potem sama zdecyduje, co zrobić – radzi tata.
Wzdycham i wstaję, patrząc na mamę i Iris.
– Muszę się spakować. – Skupiam wzrok na siostrze. – Przyjedziesz na jeden z moich wyścigów?
– Nie wiem, czy będę potrafiła na to patrzeć – odpowiada Iris.
Krzywię się i mierzwię jej włosy.
– Cykor.
– Gnębiciel.
Iris podnosi się z miejsca i przytula mnie na pożegnanie. Obejmuję ją mocno, nic nie mówiąc. Ciągle słyszę od niej, że jestem niedostępny emocjonalnie. Po prostu nie przywykłem do pierdolenia o swoich uczuciach. Zawsze odpowiadam jej, że powinna to już wiedzieć. Tak więc teraz tylko się uśmiecham i posyłam jej spojrzenie, które mówi: „Nie wpakuj mi się w kłopoty”, po czym idę pocałować mamę. Mówię jej, że ją kocham, a ona szepce:
– Wróć do domu w jednym kawałku.
Kiwam głową i wychodzę na zewnątrz odprowadzany przez tatę.
– Dbaj o Iris w moim imieniu.
– Dbaj o siebie.
– Będę.
– Ja nie żartuję, kurwa – warczy ojciec.
Zaciskam szczęki, a potem wypuszczam powietrze z płuc i rozluźniam zaciśnięte pięści. Kiwam głową.
Ojciec po części chwyta, a po części klepie moją szczękę.
– Dobrze.
Uśmiecha się do mnie, a ja widzę dumę w jego oczach – dumę i ten cholerny niepokój, który pojawił się w nich, gdy wykryto u mnie dwubiegunówkę typu pierwszego.
Zapalając mojego cherokee, wyrzucam z głowy myśli na ten temat. Wyjeżdżam na drogę i wracam do siebie, żeby się spakować.
Będę z nią pracował, więc nie powinienem jej dotykać. Ale nie wiem, czy dam radę się powstrzymać. Zajebiście chciałbym nie musieć się powstrzymywać. Kurwa, wciąż pamiętam, jaka była ciepła w moich dłoniach. Jak smakowała. Na samo wspomnienie robię się twardy jak żelazo.
Jest we mnie coś, co krzyczy jej imię. Coś, co sprawia, że czuję się tak, jakbym znał ją całe życie. Coś, co odezwało się we mnie w chwili, gdy pierwszy raz na nią spojrzałem, co cichym głosem oznajmiło mi: „Ożenisz się z tą dziewczyną. Ty będziesz należeć do niej, a ona do ciebie. I tyle”.
★ LOT ★
– Musiała zajść jakaś pomyłka. Nie kupowałam nam biletów na podróż w pierwszej klasie. Nasz zespół…
– Ja się tym zająłem. Odejmę to sobie od pensji. – Racer rozciąga wargi w uśmiechu, gdy pracownik lotniska podaje nam bilety.
– To niewiele ci z tej pensji zostanie.
Chowam swój bilet do torebki i obejmuję się ramieniem, aby ukryć swoje nadwrażliwe brodawki. Nie mam dużych piersi, ale moje sutki zachowują się jak penis u faceta. „Wrrr…”
– Zostanie mi całkiem sporo – mruczy Racer miękko – bo zamierzam wygrać.
Parskam śmiechem zaskoczona i ruszamy w stronę punktu kontroli bezpieczeństwa.
– Nie jesteś zbyt pewny siebie?
Ten facet to Muhammad Ali wyścigów samochodowych. Mówi, że jest jakimś pieprzonym mistrzem w tej dziedzinie i z tego, co widziałam, ma dostatecznie dużo argumentów na potwierdzenie tej opinii. Ale bolidy Formuły 1 prowadzi się inaczej. Obserwowałam już kierowców, którzy nie radzili sobie za ich kółkiem ze względu na specyfikę jazdy.
Tate pomaga mi wyjąć laptop z torby, a potem – gdy już położyłam swoje buty w koszu – gapi się na moje stopy. Nie mam skarpetek, bo przyszłam w sandałach. Mam raczej drobne palce u nóg i pomalowane na różowo paznokcie.
Racer ewidentnie uważa moje stopy za zabawne, gdyż uśmiecha się sam do siebie, po czym ruchem ręki daje mi znać, abym pierwsza przeszła przez bramkę prześwietlającą pasażerów. Gdy on przechodzi kontrolę, nie odrywam od niego wzroku. Podnosi ręce, a jakaś pracownica lotniska zapewne patrzy, co ma pod ubraniem. Potrząsam głową z dezaprobatą dla swoich pożądliwych