Cywilizacje. Laurent Binet
z sąsiednimi miastami swoją bawełnę na kukurydzę lub drogie kamienie.
Na znak wdzięczności przyznano Freydís i jej towarzyszom prawo picia czekolady, musującego napoju, który miejscowi bardzo sobie cenili, ale dla Freydís był zbyt gorzki.
Grenlandczycy przestali zatem być niewolnikami i zaczęto ich traktować jak gości. Pozwalano im oglądać grę w piłkę i brać udział w uroczystościach przy świętych studniach. Skraelingowie przekazali im swoją wiedzę o gwiazdach i nauczyli ich podstaw swego pisma, które przypominało runy, ale było dużo bardziej rozwinięte.
Mogli przez pewien czas myśleć, że córka Lokiego o nich zapomniała. Hel jednak nie była tak roztargniona. Zachorowali pierwsi Skraelingowie. Dano im do picia dużo czekolady, ale w końcu zmarli. Freydís wiedziała, że oni już dawno odgadli, iż to obcy przywlekli do nich chorobę. Pośpiesznie przygotowała ucieczkę całej grupy. Pewnej bezksiężycowej nocy Grenlandczycy opuścili miasto, zabierając swoje bydło, i ruszyli w stronę wybrzeża, by dotrzeć do statku. Klacz, którą zaprzęgli, była brzemienna i spowalniała marsz, ale nie chcieli jej porzucić. Z rana usłyszeli dobiegające z miasta krzyki, wiedzieli, że Skraelingowie ruszą w pościg. Przyśpieszyli kroku. Knara czekała na nich tam, gdzie ją zostawili.
Ale Skraelingowie z sąsiedniej wsi zauważyli odwrót Grenlandczyków i postanowili ich zatrzymać, ci zaś wsiadali na statek w największym pośpiechu. Brzemienna klacz została jednak z tyłu i kiedy już wszyscy znaleźli się na pokładzie, brakowało tylko jej – z trudem wlokła się przez plażę. Skraelingowie już byli tuż za nią, wydawali okrzyki wojenne. Grenlandczycy zachęcali ją, wzywali, bo miała tylko kilka kroków do trapu. Czekali do ostatniej chwili, ale musieli podnieść kotwicę, by ścigający nie wdarli się na knarę. Widzieli, jak Skraelingowie chwytają klacz za grzywę, tak jak wcześniej podpatrzyli to u Grenlandczyków.
A oni bez słowa wzięli kurs na południe.
7. Panama
Kto wie, ile mil przebyła knara. Kiedy wzburzone morze nie pozwalało wypełnić żagli, Grenlandczycy wiosłowali ze spuszczonymi głowami, bo statek mógł się wywrócić. Mijały dni, mijały noce. Tylko porykiwania bydła i kwilenie niemowląt zdradzały, że na pokładzie jest jakieś życie.
Przybili do brzegu w ulewnym deszczu, brudni, potargani, głodni. Przed nimi rozciągała się jakaś kraina, przeczuwali, że wroga, chociaż zielona. Po niebie latało mnóstwo rozmaitych ptaków. Z łuków zabili wiele z nich. Większość załogi nie chciała jednak zapuszczać się w głąb lądu, który, jak się obawiali, mógł być zamieszkany przez innych Skraelingów, jeszcze okrutniejszych od poprzednich. Uważali, że powinni się tu zaopatrzyć w żywność, odpocząć i nabrać sił, a potem wziąć kurs na północ i wrócić do domu. Freydís zaciekle się temu sprzeciwiała, ale jeden z towarzyszy odezwał się do niej w te słowa:
– Wszyscy wiemy, dlaczego nie chcesz wrócić na Grenlandię. Boisz się, że twój brat Leif cię ukarze za zbrodnie, których się dopuściłaś w Winlandii. Mogę ci obiecać, że żaden z nas nic nie powie, ale jeśli Leif mimo to dowie się, co zrobiłaś, będziesz musiała podporządkować się wyrokowi brata lub osądowi tingu.
Freydís milczała. A rankiem jej towarzysze odkryli, że knara leży na burcie do połowy zanurzona w wodzie. Wszyscy popadli w przygnębienie. Nikt nie odważył się otwarcie oskarżyć Freydís, że zatopiła statek, ale każdy tak myślał. Ona jednak zabrała głos i przemówiła do nich tak:
– Teraz widzicie, że droga przez morze jest dla nas zamknięta. Nikt z nas nie wróci do Grenlandii. Mój ojciec nadał tę nazwę odkrytemu przez siebie krajowi, by przyciągnąć takich Islandczyków jak wy i umocnić swoją kolonię. Po prawdzie to ta ziemia wcale nie była zielona, tylko przez większą część roku biała. Kraj niby to zielony nie był tak przyjazny jak ten. Spójrzcie na ptaki na niebie. Spójrzcie na owoce na drzewach. Tu nie potrzebujemy się okrywać skórami zwierząt ani rozpalać ognia, żeby się ogrzać, albo kryć się przed wiatrem w domach z lodu. Zbadamy tę ziemię, aż znajdziemy najlepsze miejsce do założenia własnej kolonii. Bo tu jest prawdziwa Grenlandia. Tu dokończymy dzieła Eryka Rudego.
Wtedy jedni jej przyklasnęli, ale inni milczeli i byli przygnębieni, bo bali się tego, co ta ziemia jeszcze przed nimi kryła.
8. Lambayeque
Szli przez bagniska, przez lasy gęste jak skłębiona wełna, przez ośnieżone góry. Znów doskwierało im zimno, ale nikt już nie sprzeciwiał się rozkazom Freydís, jakby utrata knary odebrała im nadzieję, że uda im się wrócić do domu, i przez to złamała ich wolę.
To tu, to tam spotykali Skraelingów, którzy wymieniali z nimi złote i miedziane ozdoby na żelazne gwoździe lub miseczki świeżego mleka. Na zachodzie odkryli jakieś morze. Zbili tratwy. Im dalej płynęli wzdłuż wybrzeży, tym delikatniejszej roboty ozdoby im zachwalano. Zdarzyło się, że pewien Skraeling podarował Gudrid kolczyki przedstawiające jakiegoś ofiarnika trzymającego w rękach obciętą głowę, i to się spodobało jej matce. Freydís uznała, że dobrze będzie osiąść wśród ludu złotników. Poza tym ci Skraelingowie uprawiali pola ciągnące się aż po horyzont. Równinę przecinały kanały. Freydís dowiedziała się, że ta kraina nazywa się Lambayeque.
Skraelingowie przyjęli żelazo i zwierzęta pociągowe jak dary opatrzności. Uznali gości za wysłanników Naylampa, swego boga. Czczono więc Freydís jako wielką kapłankę, okrytą złotem i obdarzoną wielką mocą. Złożyli jej w ofierze jeńców, zabijając ich za pomocą obrzędowych noży, które na rękojeściach miały wizerunek Naylampa, a ostrza w kształcie półksiężyca. Był to lud boendrów, bardzo zręczny w obróbce metali. Niedługo po przybyciu Grenlandczyków boendrowie zaczęli wykuwać żelazne młoty najrozmaitszych rozmiarów. Rudowłosa Freydís ich fascynowała.
Wiedziała jednak, co nastąpi, zapowiedziała więc, że dopadnie ich choroba. I kiedy rzeczywiście zaczęli chorować i umierać, jej autorytet wzrósł jeszcze bardziej. Namówiła ich, by poświęcili więcej jeńców i poszerzyli uprawy. Grenlandczycy dzięki swemu bydłu i znajomości żelaza zdobyli sobie korzystną pozycję wśród tego ludu. W dodatku Skraelingowie, widząc, że przybyszów choroba się nie ima, umacniali się w przekonaniu, że są oni pochodzenia boskiego.
Zdarzyło się wreszcie, że jeden ze Skraelingów zapadł na gorączkę, ale przeżył i wyzdrowiał. Potem tak się stało z następnym, przywleczona przez obcych choroba stopniowo traciła siłę. I Grenlandczycy zrozumieli, że dotarli do kresu podróży.
9. Śmierć Freydís
Mijały lata bez zim. Grenlandczycy nauczyli się kopać kanały i uprawiać nieznane jarzyny: czerwone, żółte, fioletowe, niektóre soczyste, inne mączyste. Freydís została królową. Poślubiła jarla sąsiedniego miasta zwanego Cajamarca, a uczta wydana dla przypieczętowania tego związku była wspaniała. Piwo kukurydziane lało się strumieniami, podawano smażone ryby, alpaki, czyli coś w rodzaju smukłych owiec, oraz pieczone na rożnie świnki morskie, przypominające puszyste króliki o malutkich uszach, ich mięso było miękkie i smakowite.
Freydís miała jeszcze kilkoro dzieci i zmarła obsypana zaszczytami. Pochowano ją z jej sługami, klejnotami i naczyniami. Złota tiara zdobiła jej czoło. Naszyjnik z osiemnastu rzędami czerwonych pereł okrywał jej pierś. W jednej ręce trzymała żelazny młot, a w drugiej nóż w kształcie półksiężyca.
Gudrid wyrosła i chociaż nie miała rudych włosów jak jej matka, zdołała sobie wypracować wysoką pozycję wśród mieszkańców Lambayeque. Toteż kiedy nad ich krainą rozpętały się gwałtowne burze i wszyscy lamentowali z powodu utraconych plonów i zalanych pól, to ona przekonała Skraelingów, że Thor chce im coś powiedzieć. Według niej należało opuścić tę ziemię i jako godna córka swej matki, pociągnęła za sobą na południe wielu Skraelingów i Grenlandczyków, odtąd połączonych w jeden lud. Opowiadają, że znaleźli wielkie jezioro, ale ta saga więcej nie powie, bo nikt nie wie na pewno, co się potem