Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
czym wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
Gdy zostałam sama, podeszłam do łóżka i pogładziłam dłonią miękką pościel. Przysiadłam na jego skraju i przewędrowałam wzrokiem przez pokój, który od teraz miał być moim azylem. Moim schronieniem. Moim domem.
– Dom – wyszeptałam, w dalszym ciągu nie dowierzając swojemu szczęściu.
Jego ziarno zostało zasiane. Teraz musiałam tylko je pielęgnować i troszczyć się o to, by wykiełkowało, a może z czasem zdołam zebrać jego plony. Nie miałam rodziców, innej rodziny czy przyjaciół, ale miałam Jessie. Nikogo i niczego więcej nie potrzebowałam, była dla mnie wszystkim. Żałowałam naszego straconego czasu, zostałyśmy pozbawione wspólnie spędzanych chwil, opowieści o miłościach, pocieszania przy stratach, szalonych zabaw i spokojnych rozmów o wszystkim i o niczym. Straciłyśmy to wszystko, nie da się tego odbudować, przetworzyć, przeżyć na nowo, inaczej. Wierzchem dłoni starłam z policzków kilka niechcianych łez. Wszystkiemu winien był ON. Zacisnęłam ze złością pięści na myśl o Johnie. Do mojego umysłu przedarły się nieproszone wspomnienia wszystkich tych potwornych lat pozbawionych miłości, a przepełnionych bólem i goryczą. Przed oczyma stanął mi obraz bezwładnego ciała mojego oprawcy.
Od kiedy uciekłam, oglądałam się za sobą z obawą, że przeszłość wciąż za mną podąża. Prześladowały mnie obrazy i wspomnienia. Nawet teraz zatruwały chwilę szczęścia, której właśnie doświadczałam. I tak już chyba będzie zawsze. W końcu dopuściłam się morderstwa.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos kuzynki.
– Evo!
– Już idę! – odkrzyknęłam, podrywając się na równe nogi.
Wytarłam twarz i osuszyłam oczy brzegiem sukienki.
Ignorując przeplatające się ze strachem poczucie winy, opuściłam pokój.
– Siadaj – poleciła Jess, kiedy przyczłapałam do kuchni, i postawiła na blacie talerz czegoś, co niesamowicie dobrze pachniało. – Nie otrujesz się, nie ja gotowałam. – W pokoju rozbrzmiał jej śmiech.
– Wygląda pysznie.
– I takie jest. To zapiekanka według autorskiego przepisu mojego przyjaciela. Poprosiłam go wczoraj o przygotowanie jej i po wielu namowach, voilà! – Wskazała na wypełnione potrawą talerze. – Wystarczyło odgrzać, a tyle potrafię zrobić.
Zaśmiała się, podając mi sztućce i siadając na krześle naprzeciwko.
Po pysznym posiłku rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie z kieliszkami wina w dłoniach. Zaczynałam czuć się naprawdę dobrze. Sposób bycia Jess, ignorowanie mojego nietypowego zachowania i ciepło, jakie z niej emanowało, zdecydowanie mi w tym pomagały. Dlatego bez oporów zdałam jej szczegółową relację z przebiegu zdarzeń na lotnisku.
– Powinien był przywalić temu spaślakowi – stwierdziła, pociągając solidny łyk wina. – A żeby tak palant wpadł pod samochód – złorzeczyła, usłyszawszy szczegóły historii z kawą.
– Jessie, tak nie można! – zrugałam ją.
– Masz rację. – Sięgnęła po butelkę stojącą przed nami na ławie. – Jeszcze skasowałby komuś auto. Niech mu zatem fiut odpadnie.
Rozdziawiłam buzię, po czym zgodnie wybuchłyśmy śmiechem.
– Ty naprawdę nie wiesz, kim jest twój niebieskooki? – zapytała, przyglądając mi się podejrzliwie.
– Nie mam pojęcia – potwierdziłam. – Ale coś czuję, że mnie zaraz oświecisz.
– Oj nie, słoneczko. Umówiłaś się z nim, więc sama go o to zapytasz. Tak będzie zabawniej. – Uśmiechnęła się cwaniacko.
– Z nikim się nie umówiłam – poprawiłam ją. – I nie zamierzam nigdzie iść. Nie znam go.
Na ślicznej buźce Jess zagościło niedowierzanie.
– Evo, powiedz, że żartujesz. Na randki chodzi się właśnie po to, żeby kogoś poznać. Pójdziesz i będziesz się świetnie bawiła.
– Nie, kuzyneczko, nie zamierzam nigdzie iść – zaoponowałam.
– A właśnie, że pójdziesz – szła w zaparte. – Wiem, że nie jesteś tą samą osobą, Evo, co kiedyś, ale nie pozwolę ci całkowicie pogrzebać dziewczyny, którą byłaś. Pamiętasz nasze wymienne randki? Spontaniczne wypady i szalone zakochania?
– Aż za dobrze.
Poczułam ukłucie w sercu na te wspomnienia. John był właśnie taką wymienną randką, która stała się moją miłością. Gdyby Jess nie odstąpiła mi Johna, zabierając Mike’a, byłaby zmuszona przeżywać to co ja. Boże, nawet nie chciałam o tym myśleć.
– Halo, Ziemia do Evy!
Głos Jess sprowadził mnie do rzeczywistości.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Wystraszyłaś mnie. Zbladłaś i wyglądasz na przerażoną.
– To nic takiego.
– Nie zbywaj mnie, proszę. – Popatrzyła na mnie błagalnie.
Czułam, że prędzej czy później będzie chciała poruszyć tematy, których wolałabym unikać. Wiedziałam, że muszę coś wymyślić, inaczej zagubię się we własnej przeszłości. Nie chciałam do niej powracać, w każdym razie jeszcze nie teraz.
– Pójdę na tę kolację – postanowiłam nagle, zaskakując samą siebie.
Jessie zamilkła, na jej twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.
– Moja dziewczynka! – krzyknęła, rzucając się na mnie.
Runęłam na podłogę, pociągając ją za sobą. Popatrzyła na mnie z błyskiem w oku, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.
Ten niekontrolowany wybuch spowodowany był nie tylko liczbą procentów, które zdążyły przeniknąć do naszego krwiobiegu, ale także radością, która obie nas przepełniała. Znowu byłyśmy razem i musiałyśmy to uczcić.
Reszta wieczoru upłynęła nam na luźnych rozmowach o wszystkim i o niczym jednocześnie. Korzystając z tego, że moja kuzynka zawsze lubiła dużo mówić, z zadowoleniem słuchałam, co porabiała przez ostatnie lata.
Co ja, do cholery, wyrabiam? Straciłem rozum? Poważnie, musiało mnie nieźle popierdolić.
Odrzuciłem głowę na oparcie fotela i zacząłem masować skronie, zastanawiając się nad swoim kolejnym posunięciem. Nie chciałem… Nie, nie powinienem się z nią spotykać. Dlaczego w ogóle za nią pojechałem?! Muszę odwołać tę kolację. Tak będzie właściwie. Nie mogę się z nią ponownie zobaczyć, zagrażam zarówno sobie, jak i jej. Kurwa, tak skrupulatnie blokowałem uczucia, tak długo dążyłem do osiągnięcia spokoju, a teraz miałbym to wszystko zaprzepaścić? Kilka minut w jej obecności i całe lata pracy poszły na marne. Nie tak to sobie zaplanowałem i nie po to walczyłem o wolność, aby teraz, z powodu nieznajomej dziewczyny, wpaść w pułapkę uczuć. Sęk w tym, że cholernie mnie do niej ciągnie. Wiedząc, że wystawiam się na zranienie, pragnąłem jej jak niczego i nikogo do tej pory.
– Dotarliśmy na miejsce – oznajmił Sam.
Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z samochodu. Przed apartamentowcem, gdzie mieściło się moje mieszkanie, stała grupa młodych dziewczyn. Gdy mnie dostrzegły, zaczęły wrzeszczeć jak pierzone histeryczki. Niemal potruchtałem do przodu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w budynku. Zawsze czaiła się na mnie jakaś grupa małolat szukających wrażeń. W takich momentach Sam