Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
moje mieszkanie. Nim zdążyłem wejść do penthouse’u, rozdzwonił się mój telefon. Wyciągnąłem go z tylnej kieszeni dżinsów, by sprawdzić, kto to, chociaż i bez tego wiedziałem, że to mój agent.
– Kurwa – zakląłem pod nosem, zanim nacisnąłem zieloną słuchawkę. – Co jest? – Nie kryłem irytacji.
– Dlaczego kazałeś swojemu gorylowi odwołać wywiad? Zmieniasz agenta? Bo nic mi, kurwa, o tym nie wiadomo! Jakim prawem robisz takie rzeczy bez mojej wiedzy? Wiesz, ile nas to będzie kosztowało?! – wydzierał się do słuchawki.
– Mam to w dupie, Patrick – powiedziałem, niezrażony jego tyradą. – Jestem wykończony. Przez ostatni tydzień kilkakrotnie udzielałem jakichś pieprzonych wywiadów i mam tego serdecznie dość. Chcę pobyć sam. Idź za mnie, skoro to takie ważne – zakomunikowałem, powstrzymując się przez rzuceniem telefonem.
Wiedziałem, że jeślibym to zrobił, nie minąłby kwadrans, a ten skurwiel już by u mnie był. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem, było wysłuchiwanie jego kazania twarzą w twarz.
– Słuchaj, Ex. – Zawsze się tak do mnie zwracał, co w pełni akceptowałem. Lepsze to niż Żniwiarz. – „Men’s Fitness” to duży magazyn. Płacą niezłą kasę, chcą cię na okładce – kontynuował. – Wywiad zajmie ci raptem dwadzieścia minut, maksymalnie pół godziny. Odpowiesz na kilka pytań, a jutro pstrykną ci kilka fotek. Reszta dnia będzie należała tylko do ciebie.
– Nie – odparłem stanowczo.
Zamierzałem się rozłączać, kiedy usłyszałem:
– Tydzień. Dam ci, kurwa, wolny tydzień. Odwołam wszystko, jeśli dziś pojawisz się na tym pieprzonym wywiadzie, a jutro na sesji.
Przymknąłem oczy, rozważając jego propozycję. Na serio nie miałem ochoty już nigdzie wychodzić, ale tydzień wolnego od nudnych obowiązków brzmiał kusząco.
– Dzisiaj wywiad, jutro zdjęcia, a potem tydzień spokoju? – zapytałem, by zyskać pewność.
– Tak, Ex – potwierdził niechętnie.
– Okej.
– Zgadzasz się? – Nuta zaskoczenia wkradła się do jego głosu. – Tak od razu? Bez walki, bez marudzenia?
– Słuchaj, Patrick, jeśli ci nie pasuje, mogę zmienić zdanie…
– Nie, nie, już oddzwaniam do redakcji – wszedł mi w słowo. – Powiadomię ich, że będziesz za pół godziny, a jutro stawisz się na sesji. Nie zajmie ci to dużo czasu, obiecuję.
– Ale pamiętaj – zastrzegłem – najbliższy tydzień mam wolny.
– Tak, tak – odparł, jakby chciał mnie zbyć. – W takim razie do zobaczenia na miejscu. Adres podałem George’owi – dodał, po czym się rozłączył.
Wziąłem głęboki wdech, czując zmęczenie nie tyle po podróży, co po rozmowie z nim. Otworzyłem drzwi kartą i wszedłem do mieszkania. Od razu zalała mnie fala spokoju. Nogi same poniosły mnie do łazienki. Na blacie koło umywalki położyłem telefon, a następnie opróżniłem kieszenie. Pozbyłem się ubrań, rzucając je na podłogę, i wskoczyłem pod prysznic.
Zimna woda ostudziła moje rozgrzane ciało, ale nie mogła wypłukać z moich myśli pięknej blondynki o anielskiej twarzy. Ciągle miałem przed oczyma Evę, jej uśmiech i zarumienione ze skrępowania policzki. Nie potrafiłem w żaden sposób pozbyć się jej ze swojej głowy. Oparłem czoło o szklaną płytę, zastanawiając się, jak mam, do cholery, postąpić. Mimo tego, że wiedziałem, iż powinienem o niej zapomnieć, nie potrafiłem, a co gorsza – nie chciałem tego zrobić. Cieszyłem się na myśl, że wkrótce ją zobaczę. Na samo wspomnienie o niej mój penis się obudził, prosząc o uwagę. Objąłem go dłonią i mocno ścisnąłem. Przypomniałem sobie jej usta – pełne, kuszące, miękkie. Wyobraziłem sobie, jak przywieram do nich, ssę i pieszczę językiem jej dolną wargę. Jak jej język spotyka się z moim w szalonym erotycznym tańcu. Jak jej niewielkie, choć pełne piersi ocierają się o mój tors, a sutki twardnieją pod dotykiem mojej skóry.
Poruszyłem dłonią wzdłuż członka, który już był sztywny i nabrzmiały. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę. Pod powiekami pojawił mi się obraz naszej dwójki. Zobaczyłem moje dłonie wędrujące po aksamitnej skórze Evy, usta łakomie kosztujące każdego milimetra jej drobnego ciała. Jej pozbawione wstydu jęki wywołane ofiarowywaną jej przeze mnie rozkoszą.
Moje na wpół senne marzenie przerwał przytłumiony ryk, który nagle dotarł do moich uszu. Po chwili zorientowałem się, że właśnie doszedłem. Kurwa, onanizowałem się, myśląc o kimś, kogo dopiero poznałem. Onanizowałem się, choć w każdej chwili mogłem mieć kobietę, która z wielką przyjemnością doprowadziłaby mnie do spełnienia. To jest nienormalne. Chłopie, co z tobą?
Chwyciłem żel do mycia ciała i w ekspresowym tempie się namydliłem, a następnie spłukałem z siebie pianę. Wyskoczyłem spod prysznica i stanąłem przed lustrem, by przyjrzeć się swojemu odbiciu.
Stałem się wielkim i silnym mężczyzną. Takim właśnie postrzegali mnie ludzie. Zawsze mnie zastanawiało, czy ktokolwiek dostrzegł to, kim jestem naprawdę? Zauważył to, co kryje się głęboko pod masą mięśni? Mięśni, które stanowią mur, skorupę, pod którą ukryłem wystraszonego i słabego chłopca, łkającego cicho w obawie, że jego łzy doprowadzą do bólu, z jakim przyjdzie mu się zmierzyć.
Z mrocznego miejsca, do którego zaczął wędrować mój umysł, wyrywał mnie dzwonek telefonu. Podszedłem do niego i odebrałem bez patrzenia na wyświetlacz.
– Zaraz wychodzę. Będę na miejscu za dwadzieścia minut – rzuciłem bez żadnego wstępu, po czym szybko zakończyłem połączenie.
W garderobie ubrałem się w ciemne dżinsy i szary podkoszulek. Kiedy byłem już gotowy do wyjścia, znów zadzwonił moja komórka. Odrzuciłem połączenie i wsunąłem telefon do kieszeni. Zgarnąłem portfel i kluczyki, a następnie rozejrzałem się jeszcze po sypialni, by mieć pewność, że wziąłem wszystko, czego potrzebuję.
Zanim wyszedłem z budynku i podążyłem przez chodnik do zaparkowanego kilka metrów przede mną hummera, założyłem ciemne okulary i naciągnąłem głębiej na głowę dżokejkę, chcąc chociaż trochę ukryć się przed paparazzi i natrętnymi fankami. Kiedy umościłem się już wygodnie na tylnym siedzeniu, zamknąłem oczy i nie otworzyłem ich, dopóki nie dojechaliśmy do siedziby redakcji.
– Witam, panie O’Dell – powiedział mężczyzna w średnim wieku, z perfekcyjnie ułożonymi włosami, w okularach w białych oprawkach, który okazał się być naczelnym gazety. – Cieszę się, że znalazł pan czas na wywiad. Wiemy, jak napięty jest pański grafik, dlatego tym bardziej to doceniamy. Zanim zaczniemy, czy życzy pan sobie coś do picia?
– Wodę z lodem.
Uprzejmość zostawiłem za drzwiami. Już czułem pulsowanie w skroniach od jego przymilnego trajkotania. Gdyby nie perspektywa wolnego tygodnia, już dałbym stąd nogę.
Mężczyzna przekazał zamówienie stojącej za nim rudowłosej dziewczynie. Ta oddaliła się drobnymi, energicznymi kroczkami.
– Może przejdziemy do mojego gabinetu – zaproponował, wskazując mi kierunek.
Skinąłem głową i bez słowa ruszyłem za nim. Po chwili siedziałem na skórzanej kanapie w sporym, nowocześnie urządzonym gabinecie, gdzie przeważały odcienie szarości z dodatkiem czerwieni.
– Chcieliśmy przyjechać do pana, by nie musiał się pan fatygować, ale pański agent powiedział, że woli pan osobiście stawić się na spotkanie.
– Nie lubię naruszania mojej prywatności,