Krawędź wieczności. Ken Follett
Ranni?
– Niezbyt poważne.
– Co z Alkajewem?
– Zachorował na półpasiec.
– Paskudna sprawa. A więc reprezentujesz pierwszego sekretarza.
– I mam pietra.
– Będzie dobrze.
Rozejrzał się. Wydawało się, że wszyscy obecni na coś czekają.
– Kto przewodniczy tej naradzie? – spytał cicho Natalię.
Usłyszał go Jewgienij Filipow, asystent konserwatywnie nastawionego ministra obrony Rodiona Malinowskiego. Trzydziestokilkuletni mężczyzna ubierał się, jakby był dużo starszy: miał na sobie workowaty garnitur z okresu powojennego i szarą flanelową koszulę. Głośno, karcącym tonem powtórzył pytanie Dimki:
– Kto przewodniczy tej naradzie? Ty, oczywiście. Jesteś asystentem szefa Prezydium, tak czy nie? No to do roboty, studenciku.
Dimka poczuł, że się czerwieni. Przez chwilę brakowało mu słów. Potem doznał olśnienia.
– Dzięki wspaniałemu lotowi kosmicznemu majora Jurija Gagarina towarzysz Chruszczow pojedzie do Wiednia, mając w uszach słowa gratulacji narodów całego świata.
Miesiąc wcześniej Gagarin jako pierwszy człowiek wyleciał rakietą w przestrzeń kosmiczną, zaledwie o kilka tygodni wyprzedzając Amerykanów. Był to oszałamiający triumf naukowy i propagandowy Związku Radzieckiego i Nikity Chruszczowa.
Zebrani przy stole asystenci zaczęli klaskać, samopoczucie Dimki się poprawiło.
Głos ponownie zabrał Filipow:
– Dla pierwszego sekretarza byłoby lepiej, gdyby w uszach dźwięczało mu przemówienie inauguracyjne prezydenta Kennedy’ego. – Wydawało się, że Filipow nie potrafi wypowiadać się bez drwiącego tonu. – W razie gdyby zebrani tutaj towarzysze zapomnieli, Kennedy oskarżył nas, że dążymy do dominacji nad światem, i poprzysiągł powstrzymać nas za wszelką cenę. Wykonaliśmy tak wiele przyjaznych gestów, zdaniem niektórych doświadczonych towarzyszy nieroztropnie, a Kennedy bardzo jasno wyraża swoje agresywne zamiary. – Filipow uniósł palec niczym nauczyciel w szkole. – Możemy na to odpowiedzieć tylko w jeden sposób: zwiększeniem potęgi wojskowej.
Dimka dopiero obmyślał ripostę, kiedy uprzedziła go Natalia:
– Tego wyścigu nie zdołamy wygrać – oznajmiła lekkim rzeczowym tonem. – Stany Zjednoczone są bogatsze od Związku Radzieckiego i jeśli powiększymy siłę armii, z łatwością mogą nam pod tym względem dorównać.
Dimka doszedł do wniosku, że Natalia ma więcej rozsądku niż jej twardogłowy szef. Spojrzał na nią z wdzięcznością.
– Właśnie dlatego towarzysz Chruszczow stawia na pokojowe współistnienie, które pozwoli nam wydawać mniej na zbrojenia, a inwestować w rozwój rolnictwa i przemysłu.
Zwolennicy twardej linii na Kremlu z nienawiścią myśleli o pokojowym współistnieniu. W ich pojęciu konflikt z kapitalizmem i imperializmem oznaczał walkę na śmierć i życie.
Kątem oka Dimka zobaczył, że do sali wchodzi jego sekretarka Wiera. Była to inteligentna, energiczna kobieta w wieku czterdziestu lat. Odprawił ją machnięciem ręki.
Filipow nie dawał za wygraną.
– Nie powinniśmy patrzeć naiwnie na globalną politykę i pozwalać sobie na redukcję naszej armii – rzekł z przyganą. – Trudno uznać, że wygrywamy na scenie międzynarodowej. Chińczycy rzucają nam wyzwanie. To osłabia naszą pozycję w Wiedniu.
Dlaczego Filipow tak usilnie dąży do tego, by Dimka wyszedł na głupca? Naraz Dimka przypomniał sobie, że asystent Malinowskiego ubiegał się o stanowisko w biurze Chruszczowa, właśnie to, które przypadło jemu.
– Klęska w Zatoce Świń osłabiła Kennedy’ego – zauważył Dimka. Amerykański prezydent zatwierdził opracowany przez CIA plan inwazji na Kubę. Operacja zakończyła się fiaskiem i Kennedy został upokorzony. – Uważam, że pozycja naszego przywódcy jest teraz mocniejsza.
– Mimo to Chruszczow poniósł porażkę… – Filipow zamilkł, zorientowawszy się, że posunął się za daleko. W czasie wstępnych narad pozwalano sobie na szczerość, lecz tylko w określonych granicach.
Dimka postanowił wykorzystać chwilę słabości przeciwnika.
– W czym Chruszczow poniósł porażkę, towarzyszu? – spytał. – Oświeć nas, proszę.
Filipow szybko się poprawił.
– Nie zdołaliśmy osiągnąć głównego celu naszej polityki zagranicznej, którym jest trwałe unormowanie sytuacji Berlina. Niemcy Wschodnie to nasza wysunięta placówka w Europie. Zabezpieczają granice Polski i Czechosłowacji. Ta sprawa musi zostać uregulowana.
– No dobrze – zgodził się Dimka, ze zdziwieniem słysząc nutę pewności w swoim głosie. – Sądzę, że wystarczy na dziś dyskusji o ogólnych zasadach. Zanim zamknę posiedzenie, przedstawię aktualny pogląd pierwszego sekretarza na tę kwestię.
Filipow otworzył usta, by wyrazić sprzeciw wobec nagłego zakończenia narady, lecz Dimka nie pozwolił mu dojść do słowa:
– Towarzysze będą zabierali głos po zaproszeniu przewodniczącego narady – oznajmił szorstkim tonem i wszyscy zamilkli. – W Wiedniu Chruszczow oświadczy Kennedy’emu, że nie możemy dłużej zwlekać. Przedłożyliśmy Amerykanom rozsądne propozycje uregulowania sytuacji w Berlinie i wciąż słyszymy, że nie chcą żadnych zmian. – Kilku uczestników narady pokiwało głowami. – Jeśli nie przystaną na plan przedstawiony przez Chruszczowa, podejmiemy jednostronne działania. A jeżeli Amerykanie spróbują nas powstrzymać, na siłę odpowiemy siłą.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Dimka wykorzystał to i wstał.
– Dziękuję towarzyszom za udział w naradzie.
Natalia wypowiedziała na głos wątpliwość nurtującą wszystkich:
– Czy to oznacza, że z powodu Berlina jesteśmy gotowi pójść na wojnę z Amerykanami?
– Pierwszy sekretarz nie uważa, by doszło do wojny – odparł Dimka, powtarzając wymijającą odpowiedź, której udzielił mu Chruszczow. – Kennedy nie jest szaleńcem.
Odchodząc od stołu, zauważył spojrzenie Natalii, w którym zdumienie mieszało się z podziwem. Nie mógł uwierzyć, że zachował się tak bezkompromisowo. Nigdy nie był potulny, lecz tutaj miał do czynienia z grupą wpływowych i inteligentnych ludzi i zdołał ich poskromić. Pomogło mu w tym stanowisko: mimo że był nowicjuszem, biurko w kwaterze pierwszego sekretarza dawało władzę. I paradoksalnie wrogość Filipowa przysłużyła się Dimce. Wszyscy mogli sympatyzować z tym, który daje zdecydowany odpór urzędnikowi kwestionującemu pozycję przywódcy.
Wiera czekała w przedsionku. Była doświadczoną asystentką polityczną i bez powodu nie ulegała panice. Nagle Dimkę tknęło złe przeczucie.
– Chodzi o moją siostrę, prawda?
Wiera aż się przeraziła. Otworzyła szeroko oczy.
– Jak ty to robisz? – spytała z podziwem.
Nie było w tym nic nadprzyrodzonego. Dimka od pewnego czasu spodziewał się, że Tania wpadnie w jakąś kabałę.
– Co zmalowała?
– Aresztowali ją.
– Niech to diabli.
Wiera wskazała telefon na małym stoliku. Dimka podniósł słuchawkę zdjętą z widełek. Dzwoniła jego