Krawędź wieczności. Ken Follett

Krawędź wieczności - Ken Follett


Скачать книгу
spojrzał na Dimkę, mrużąc oczy z powodu dymu.

      – A więc twoją siostrę aresztowali za uczestnictwo w antyradzieckim zgromadzeniu – odezwał się gniewnym tonem. Dimka wyczuł, że z jakiegoś powodu Opotkin odczuwa satysfakcję.

      – Deklamowano tam wiersze – sprostował.

      – Niewielka różnica.

      – Ja ją tam wysłałem – wtrącił się Danił.

      – W dniu, w którym wróciła z Syberii? – spytał z niedowierzaniem Opotkin.

      – To nie było oficjalne polecenie. Zasugerowałem, że może by tam poszła i zorientowała się w sytuacji.

      – Nie kłam – burknął Opotkin. – Gadasz tak, bo chcesz ją chronić.

      Danił uniósł głowę i rzucił mu wyzywające spojrzenie.

      – A ty nie po to przyszedłeś?

      Zanim zapytany zdążył odpowiedzieć, wrócił kapitan Mec.

      – Sprawa jest nadal rozpatrywana.

      Opotkin przedstawił się i wylegitymował.

      – Kwestia nie polega na rozstrzygnięciu, czy Tania Dworkina powinna ponieść karę, tylko na określeniu jej wymiaru.

      – Otóż to – przytaknął z szacunkiem Mec. – Zechcecie pójść ze mną?

      Naczelny skinął głową i oficer poprowadził go schodami w dół.

      – Chyba nie pozwoli im jej torturować? – spytał cicho Dimka.

      – Opotkin już wcześniej wściekł się na Tanię – odparł zmartwiony Danił.

      – Dlaczego? Zdawało mi się, że dobra z niej dziennikarka.

      – Świetna, ale odrzuciła zaproszenie na jego sobotnie przyjęcie. Ciebie też chciał zaprosić. Piotr bardzo lubi ważnych ludzi. Lekceważenie traktuje jak wielką obrazę.

      – Niech to szlag.

      – Mówiłem jej, że powinna się zgodzić.

      – Naprawdę wysłałeś ją na plac Majakowskiego?

      – Ależ skąd! Nie ma szans, by puścić materiał o nielegalnym zgromadzeniu.

      – Dziękuję, że starasz się jej bronić.

      – To nic takiego, zresztą obawiam się, że niewiele wskórałem.

      – Jak sądzisz, co będzie?

      – Mogą ją wyrzucić z posady. Bardziej prawdopodobne, że oddelegują w jakieś nieprzyjemne miejsce, na przykład do Kazachstanu. – Danił ściągnął brwi. – A ja muszę wymyślić kompromisowe rozwiązanie, które zadowoli Opotkina, ale nie będzie zbyt dotkliwe dla Tani.

      Dimka zerknął na drzwi wejściowe. Pojawił się w nich czterdziestokilkuletni mężczyzna z włosami ostrzyżonymi na wojskową modłę prawie do skóry. Miał na sobie mundur generalski.

      – Nareszcie, wujku.

      Wołodia Peszkow miał niebieskie oczy podobne do oczu Tani i takie samo intensywne spojrzenie.

      – Co tu się narobiło? – rzucił gniewnie.

      Dimka zrelacjonował przebieg wydarzeń. Właśnie kończył, gdy pojawił się Opotkin.

      – Towarzyszu generale – rzekł konfidencjonalnym tonem do Wołodii. – Omówiłem kwestię waszej siostrzenicy z naszymi przyjaciółmi z KGB. Zgodzili się, żebym potraktował sprawę jako problem wewnętrzny TASS i sam ją rozwiązał.

      Dimka poczuł wielką ulgę. Nagle zdał sobie sprawę, że być może Opotkin specjalnie poprowadził sprawę tak, by wyjść na tego, który wyświadczył przysługę generałowi.

      – Pozwólcie sobie coś zasugerować – odparł Peszkow. – Można uznać przewinienie za poważne i nikogo nie obarczać winą, a potem przenieść Tanię na inne stanowisko.

      O takiej właśnie karze wspomniał przed chwilą Danił.

      Opotkin skinął z namysłem głową, jakby to rozważał. Dimka był pewien, że skwapliwie przystanie na każdą sugestię generała Peszkowa.

      – Można ją wysłać na placówkę zagraniczną – zasugerował Danił. – Tania zna niemiecki i angielski.

      Dimka miał świadomość, że dziennikarz przesadza. Tania uczyła się w szkole obu języków, to jednak nie znaczyło, że się nimi posługuje. Danił usiłował uchronić podopieczną przed zsyłką na zapadłą prowincję Związku Radzieckiego.

      – Nadal mogłaby pisać materiały do mojego działu – dodał Danił. – Wolałbym jej nie tracić, jest zbyt dobrą dziennikarką.

      Opotkin spojrzał na niego z powątpiewaniem.

      – Nie możemy wysłać jej do Londynu czy Bonn. To byłaby nagroda.

      Miał słuszność. Przydziały do krajów kapitalistycznych były wysoko cenione. Wiązały się z nimi ogromne diety na utrzymanie i choć nie można było za nie kupić tyle, ile w ZSRR, obywatele radzieccy żyli na Zachodzie o wiele lepiej niż w ojczyźnie.

      – Może do Berlina albo Warszawy – podpowiedział generał.

      Opotkin skinął głową. Przeniesienie do innego kraju komunistycznego już bardziej przypominało karę.

      – Rad jestem, że udało się nam rozwiązać ten problem – podsumował Peszkow.

      – W sobotę wieczorem wydaję przyjęcie – rzucił Opotkin do Dimki. – Może byś przyszedł?

      Dimka domyślił się, że to oznacza dobicie targu. Skinął głową.

      – Tania mi o tym wspomniała – oświadczył z udawaną radością. – Przyjdziemy oboje.

      Opotkin się rozpromienił.

      – Tak się składa, że wiem o jednym wakacie w kraju komunistycznym – dodał Danił. – Musimy tam kogoś pilnie wysłać. Tania mogłaby wyjechać nawet jutro.

      – Gdzie to jest? – zaciekawił się Dimka.

      – Na Kubie.

      – To jest do przyjęcia – odrzekł Opotkin, wyraźnie teraz uradowany.

      Lepsze to niż Kazachstan, pomyślał Dimka.

      W holu pojawił się Mec, obok niego szła Tania. Dimce aż skoczyło serce z radości: jego siostra była blada i wylękniona, ale nie miała żadnych obrażeń. Mec odezwał się tonem, w którym dał się słyszeć szacunek, a jednocześnie wyzwanie; tak szczeka przestraszony pies.

      – Pozwolę sobie zasugerować, by młoda towarzyszka Tania na przyszłość trzymała się z daleka od odczytów poetyckich.

      Wujek Wołodia wyglądał, jakby miał ochotę udusić durnia, ale powiedział z uśmiechem:

      – To bez wątpienia roztropna rada.

      Gdy wyszli z budynku, na dworze było już ciemno.

      – Mam motor, odwiozę cię do domu – zaproponował Dimka.

      – Tak, proszę – odparła Tania. Było widać, że zależy jej na rozmowie z bratem.

      Wujek Wołodia nie umiał czytać w jej myślach tak dobrze jak Dimka.

      – Pozwól odwieźć się samochodem. Jesteś zbyt roztrzęsiona na przejażdżkę motorem.

      – Dziękuję, wujku, ale pojadę z Dimką.

      Nieco zaskoczony generał wzruszył ramionami i wsiadł do czekającej limuzyny ZIŁ. Danił i Piotr


Скачать книгу