Saga rodu z Lipowej 19: Zdmuchnięta świeca. Marian Piotr Rawinis
Młody człowiek, który zna nasze języki. Wielce byłem zadowolony z jego poselstwa.
– Pamiętam go – skinęła głową pani Jadwiga. – Pamiętam, że miał na imię… tak, na imię miał Misani.
– Misani al Rifad – uzupełnił król. – To bardzo zdolny poseł i negocjator.
AKROBACI
Hedwiga z Lipowej nie widziała sieci, jakie rozpościerał wokoło niej pan Sędziwoj z Ludomska. Jego szczególne zachowanie było widoczne dla wszystkich na dworze, może poza samą zainteresowaną.
– Pan Sędziwoj wyraźnie cię adoruje – mówiła pani Elżbieta. – Czy to zauważyłaś, Hedwigo?
– Zauważyłam – odpowiedziała pani z Lipowej. – Nie wiem tylko, po co to robi. Przecież próżno się trudzi, bo nic z tego nie będzie.
Pani Elżbieta uśmiechnęła się.
– Może powinnaś być dla niego bardziej łaskawa – rzuciła od niechcenia. – Na pewno potrzebujesz rozrywki.
Pan Sędziwoj na dworze organizował przeróżne zabawy. Starał się głównie z myślą o Hedwidze, ale korzystali wszyscy.
Rano, zaraz po mszy świętej w katedrze, na dziedzińcu wawelskim rozpoczynały się gonitwy i rycerskie turnieje. Jak choćby ten, który szykowano za dziesięć dni. Dwunastu rycerzy mia¬ło wystąpić przeciw dwunastu innym, a pojedynki konne i piesze ułożono tak, aby zadowolić wszystkich miłośników tego typu rozrywek. Oficjalnie zwycięzca miał otrzymać wieniec. Nieoficjalnie, ale mało kto o tym wiedział, nagrodą było miejsce u boku wybranej damy w jej łożnicy.
Pan Sędziwoj spokojnie odpowiadał na pytania innych dworzan, przeważnie zadawane półgłosem.
– Już niedługo – zapewniał. – Już niedługo, a pani Hedwiga ulegnie.
Przyjął ogromny zakład, wynoszący dwieście złotych dukatów, trudno się zatem dziwić niecierpliwości tych, którzy postawili sumę tak wielką. Czas upływał, a zdawało się bardzo jeszcze daleko do rozstrzygnięcia. Pan Sędziwoj czynił wprawdzie najrozmaitsze starania, stale asystował pani z Lipowej, ale dworzanie chcieli już zobaczyć koniec tych zawodów.
Na Wawelu nie brakowało podobnych zabaw, bo choć wszyscy patrzyli na panią Jadwigę jako na wzór, rozgrzeszali się też natychmiast tłumaczeniem, że jest to wzór niedościgły.
– Panią królową możemy tylko próbować naśladować, ale z góry wiadomo, że jest to skazane na niepowodzenie – powiadano. – My jesteśmy mniej pobożni i bardziej grzeszni.
Hedwiga uczestniczyła niekiedy w dworskich rozrywkach, ale ostatnio rezygnowała z nich coraz częściej. Była dworką królowej i należało do niej towarzyszenie swojej pani a ta rzadko uczestniczyła w zabawach. Najczęściej z Elżbietą Melsztyńską siedziały w sypialnej komnacie, gdzie omawiały plotki, czytały, modliły się. Pod okiem królowej pracowały nad pięknym zielonozłotym ornatem wyszywanym malutkimi perłami, który przeznaczono dla sanktuarium na Jasnej Górze.
– Pojedziemy tam niedługo – zapowiadała królowa. – Może w przyszłym roku. Ornat wprawdzie niemal gotowy i mogłabym go wkrótce posłać ojcom paulinom, ale wolałabym zawieźć sama. Chyba więc w przyszłym roku, kiedy nasz mały następca tronu będzie już trochę większy i stanie na własnych nogach. Powiedzmy, gdy będzie miał rok. Bo chyba wtedy dzieci zaczynają chodzić, prawda Elżbieto?
– Tak – potwierdziła pani Melsztyńska. – Rok to akurat dobra pora i około niej większość dzieci zaczyna samodzielnie stawiać kroki. Wasz syn, najjaśniejsza pani, na pewno nie będzie gorszy.
W ostatnich tygodniach królowa stała się wyraźnie mniej ruchliwa. Mniej chętnie wyjeżdżała poza stolicę, a i do samego miasta udawała się rzadko. Załatwiała wprawdzie wiele spraw królestwa, przyjmowała posłów, hołdy, uczestniczyła w posiedzeniach rady, ciekawiła się tym lub tamtym. Większość spraw zdała jednak na swoją kancelarię i na co dzień zadawalała się towarzystwem kilku zaledwie osób. W czasie oficjalnych spotkań męczyła się szybko, więc tak układano jej kalendarz obowiązków, żeby miała czas na odpoczynek. Wieczorem wracała do swoich komnat wcześnie, a tutaj już nikt nie ośmielał się jej niepokoić.
Król Jagiełło regularnie przysyłał posłańców z pytaniami, jak się czuje małżonka i czy czego nie potrzebuje. Regularnie też słał doktorów, uczonych, których pani Jadwiga czasem wysłuchiwa¬ła, a czasem nie przyjmowała wcale.
– Wola Boża – mówiła spokojnie. – To jest dla mnie najważniejsze wskazanie.
Hedwiga raz jeszcze udała się do baszty Alabana, ale wieszczek nadal dawał odpowiedzi wymijające i mało konkretne.
– Pytałam go – wyjaśniła z uśmiechem dworka na pytania królowej. – Kręcił okropnie, niczego mi nie wyjawił, czego bym nie wiedziała. Zdaje się, że miłościwy pan trzyma go na Wawelu raczej z litości niż dla pożytku.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.