.

 -


Скачать книгу
konia i nie dalej jak na pół stajania za sobą ujrzał okazały poczet, na którego czele jechało dwóch rycerzy na tęgich pomorskich koniach, obaj w pełnych zbrojach, każdy w białym płaszczu z czarnym krzyżem i w hełmie z wysokim pawim pióropuszem.

      – Krzyżacy, na miły Bóg! – rzekł Zbyszko.

      I mimo woli pochylił się w siodle i złożył kopię w pół ucha końskiego, co widząc Czech splunął w garście, aby mu się nie ślizgało w nich toporzysko.

      Czeladnicy Zbyszkowi, ludzie bywali i znający obyczaj wojenny, stanęli także w gotowości – nie do walki wprawdzie, albowiem w spotkaniach rycerskich służba nie brała udziału, ale do odmierzenia miejsca pod bitwę konną lub do udeptania zaśnieżonej ziemi pod pieszą. Jeden Czech tylko szlachcicem będąc, miał się ku robocie, lecz i on spodziewał się, że Zbyszko przemówi, zanim uderzy, i w duszy mocno się nawet dziwił, iż młody pan pochylił kopię przed wyzwaniem.

      Lecz i Zbyszko opamiętał się w porę. Przypomniał sobie swój szalony uczynek pod Krakowem, gdy nieopatrznie chciał bić w Lichtensteina – i wszystkie nieszczęścia, jakie z tego wynikły, więc podniósł kopię, oddał ją Czechowi i nie dobywając miecza, ruszył koniem ku rycerzom zakonnym.

      Zbliżywszy się, zauważył, że prócz nich był jeszcze trzeci rycerz, również z piórami na głowie, i czwarty, niezbrojny, długowłosy, który wydawał mu się Mazurem.

      Widząc zaś ich, rzekł sobie w duszy: „Ślubowałem mojej panience w więzieniu nie trzy czuby, jeno tyle, ile paliców u rąk, ale trzy, byle to nie byli posłowie – mogłoby być zaraz”. Jednakże pomyślał, że to właśnie muszą być jacyś posłowie do księcia mazowieckiego, więc westchnąwszy, ozwał się głośno:

      – Pochwalony Jezus Chrystus!

      – Na wieki wieków – odpowiedział długowłosy niezbrojny jeździec.

      – Szczęść wam Boże.

      – I wam, panie.

      – Chwała św. Jerzemu!

      – Nasz ci to patron. Witajcie, panie, w podróży.

      Tu poczęli się sobie kłaniać, a następnie Zbyszko wymienił, kto jest, jakiego herbu, zawołania i skąd na dwór mazowiecki podąża, długowłosy zaś rycerz oznajmił, iż zowie się Jędrek z Kropiwnicy i gości księciu wiedzie: brata Gotfryda, brata Rotgiera oraz pana Fulka de Lorche z Lotaryngii1269, który u Krzyżaków bawiąc, chce księcia mazowieckiego, a zwłaszcza księżnę1270, córkę sławnego „Kynstuta1271”, na własne oczy obaczyć. Przez ten czas, gdy wymieniano ich nazwiska, rycerze zagraniczni, siedząc prosto na koniach, pochylali raz po raz przybrane w żelazne hełmy głowy, sądząc bowiem ze świetnej zbroi Zbyszkowej mniemali, że książę kogoś znacznego, może krewnego lub syna, na spotkanie ich wysłał.

      Jędrek zaś z Kropiwnicy mówił dalej:

      – Komtur1272, jakobyście po naszemu rzekli: starosta z Jansborku, bawi w gościnie u księcia, któremu rozpowiadał o tych trzech rycerzach, jako mają żywną ochotę przybyć, ale nie śmią, a zwłaszcza ów rycerz z Lotaryngii, on bowiem z daleka będąc, mniemał, że za krzyżacką granicą zaraz mieszkają Saraceny1273, z którymi wojna nie ustaje. Książę, jako ludzki pan, wnet mnie na granicę posłał, abym ich bezpiecznie wśród zamków przeprowadził.

      – To bez waszej pomocy nie mogliby przejechać?

      – Jest nasz naród okrutnie na Krzyżaków zawzięty, a to z przyczyny nie tyle ich napaści – bo i my do nich zaglądamy, ile z przyczyny wielkiej ich zdradliwości, że to, jeśli cię Krzyżak obłapi, a z przodu w gębę cię całuje, to z tyłu gotów cię w tym samym czasie nożem żgnąć1274, któren obyczaj zgoła jest świński i nam Mazurom przeciwny… ba! jużci!… Pod dach i Niemca każdy przyjmie, i gościowi krzywdy nie uczyni, ale na drodze rad mu zastąpi. A są i tacy, którzy nic innego nie czynią, przez pomstę alibo dla chwały, którą daj Bóg każdemu.

      – Którenże jest między wami najsławniejszy?

      – Jest jeden taki, że lepiej by Niemcu śmierć obaczyć niż jego; zowie się Jurand ze Spychowa.

      Zadrgało w młodym rycerzu serce, gdy usłyszał to nazwisko – i wraz postanowił pociągnąć Jędrka z Kropiwnicy za język.

      – Wiem! – rzekł – słyszałem: to ów, którego córka Danuta dwórką księżny była, póki się nie wydała.

      I to rzekłszy, począł pilnie patrzyć w oczy mazowieckiego rycerza, tamując prawie dech w piersiach, ów zaś odrzekł z wielkim zdziwieniem:

      – A wam to kto powiadał? Dyć1275 to młódka1276. Bywa po prawdzie, że i takie wychodzą za mąż, ale Jurandówna nie wyszła. Sześć dni temu, jak wyjechałem z Ciechanowa i widziałem ją przy księżnie. Jakoże jej w adwencie wychodzić?

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQICAQECAQEBAgICAgICAgICAQICAgICAgICAgL/2wBDAQEBAQEBAQEBAQECAQEBAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgICAgL/wgARCAfQBdwDAREAAhEBAxEB/8QAHgABAQACAwEBAQEAAAAAAAAAAAEICQUGBwQDAgr/xAAcAQEBAQACAwEAAAAAAAAAAAAAAQIGBwQFCAP/2gAMAwEAAhADEAAAAfK/nD7gkWgESrSEKUyUgKkWgEKQJSKCVRAaBEiikKQpSA0ZBAClBkAAAFAIhaQpAUESrTJQkWgESrSEKUyUgKkWgEKQJSKCVRAaBEiikKQpSA0ZBAClBkAAAFAIhaQpAUESrTJQQoKEyoqFhohAUgLSBAUBICqIhaQA0QhSAA0kUUyhaQFIAUgCF0ZKACFIUJAF0QgBohAC1YyEKQoAqRQKQFBAEqiIWkANEIUgANJFFMoWkBSAFIAhdGSgAhSFCQBdEIAaIQAtWMhCkKAKkUCkBQQABLbYgIAhQNGSlMhKQqxKsAASgLAVKoyhQCAooIDRCFBAADRkAApTJSAGiEAKkUUAhSFCRSFAAIWpFApAUhSFQAsBUqjKFAICiggNEIUEAANGQAClMlIAaIQAqRRQCFIUJFIUAAhakUCkBSFIUiFAIUCkKQAFIaIQpEqwABCkKAACFFSBakUUplCgUiFBAUUCJVKQgNGTZAQpkAAIUAAAAUgQtIDRkGzJTJohEKQoAAIUVIFqRRSmUKBSIUEBRQIlUpCA0ZNkBCmQAAhQAAABSBC0gNGQbMlMmiEKQFNJkiigplCglUQBNLlBSKAhQA0ZCFJVhSFIUpACIWggBQhYaIQpItkCigiFpAhQQo0mVFIhQQFFICgpk0ZBoyUJFpAADRkIUlWFIUhSkAIhaCAFCFhohCki2QKKCIWkCFBCjSZUUiFBAUUgKCmTRkGjJQkWkCFGiJFABKFgKkUAVIopoyUhKSFJQsAKQFSKFIIXQMlCRSFAIUCpJVaIQAFIEqgUgBAaMppcpVgBoiRRUi0gKRCikAACFJQsAKQFSKFIIXQMlCRSFAIUCpJVaIQAFIEqgUgBAaMppcpVgBoiRRUi0gKRCikAAKQIWg0ZAICkNmACkSqRbIBCgACkQtIhdmUihSSqIAUSS0AACpFpAUECFpCpFIUAaICIUaMmiEAABSmTRkpAAAUEAAKRC0iF2ZSKFJKogBRJLQAAKkWkBQQIWkKkUhQBogIhRoyaIQAAFKZNGSkAABQQ0ZAAKQBNLkFIAhQNGQhRSAqRRQCAAoIaIQFIADRlCgUEpApTJRVjIKQ0ZQpCi2SUhaCGjKAtBAAhaQpSGjIAQsAKkUUAgAKCGiEBSAA0ZQoFBKQKUyUVYyCkNGUKQotklIWghoygLQQAIWkKUhoyAELAELoyADZkgAKkUhSFAAJVgANphQSlMqKUyAhQABSmQgoUAQAApDQMhCgUhoyhRQUGSkACVYAAhQNEIDQIQoIDaYUEpTKilMgIUAAUpkIKFAEAAKQ0DIQoFIaMoUUFBkpAAlWAAIUDRCA0CEKCAABC6IRC0AgKKkEqwUkLSplQKQGiJAo0QgAABQQ2ZBAUhSAAoBClMlSKAKCJpQBCApACppcFSKAABoyaKYKELClIQGiJAo0QgAABQQ2ZBAUhSAAoBClMlSKAKCJpQBCApACppcFSKAABoyaKYKELClMgBAWpAo0EytIDRCmULSoXJQkXQIQBKsNGSggCaXIKkWkABSkIhQAQFpAhRSIC0gNGUKCaWphaQApAUAgBQRKRRSGiAoIQBKsNGSggCaXIKkWkABSkIhQAQFpAhRSIC0gNGUKCaWphaQApAUAgBQRKRRSGiAhSFSLSUkBakUU0YKCAAIUAClMgIUDRkBKsKQFIhaggUAlWIUaIQ0ZKQJVpEi6QRYAACggKCAA0RCw0ZQo0ZBoybMkAKUyAhQNGQEqwpAUiFqCBQCVYhRohDRkpAlWkSLpBFgAAKCAoIADRELDRlCjRkGjJsyQAAGzJTIQoqUytCRaQAIUAADRAQAIUACggCVYgLQAhYUgBSmQAaIUyEKQAopCgVIFIUgAKQBKFJFA0DISrADRAQAIUACggCVYgLQAhYUgBSmQAaIUyEKQAopCgVIFIUgAKQBKFJFA0DISrAAClTK0AEASqIAhdEIADRCGiAEKQpAaIQAJVgNEqQANEAKQEAKQAAAAGiApCFIClIQAApSEAKK
Скачать книгу